Pożegnania zawsze bywają trudne, a zwłaszcza wtedy, gdy masz świadomość, że nie żegnasz się tylko i wyłącznie z jedną osobą. Żegnasz się z całym światem. Ze światem, który został stworzony specjalnie dla ciebie, a teraz musisz go zostawić. Przynajmniej na te kilka tygodni, dopóki nie minie adwent. I walczyłam ze sobą za każdym razem, gdy tylko widziałam, jak brunet bezskładnie wrzuca wszystkie ubrania do sporej walizki, a następnie z trudem próbuje ją zapiąć, by również nie zrobić tego samego. By nie spakować całego swojego dobytku i nie polecieć do Polski razem z nim.
Ale sam tego chciałeś. Zawsze szanowałam cię za to, że stawiałeś mój samorozwój ponad swoje szczęście. Potrafiłeś chłodno podejść do sytuacji, podczas gdy ja byłam w stanie rzucić wszystko na poczet jednego twojego słowa.
Trudno było mi pogodzić się z tym, że nawet Mikołajek nie spędzimy razem. Choć ten dzień wydawał się być tak badalny, miałam już na niego plan. Ale ten plan pozostanie tylko planem.
Bo ty będziesz w Warszawie, a ja tutaj.
-Nie rób tego, proszę cię. - Westchnął ze zdenerwowaniem kurczowo trzymając w dłoni paszport.
-O co ci chodzi? - Spytałam marszcząc brwi kątem oka zerkając na godzinę w zegarku. Do jego lotu zostały dwie godziny, a że odprawił się wcześniej przez internet, mógł jeszcze ze mną posiedzieć.
-Nie patrz tak na mnie. - Automatycznie oderwałam od niego swój wzrok. Miał rację. Sprawiałam, że pożegnanie stawało się jeszcze trudniejsze dla nas obojga wpatrując się w niego nieustannie, jakbym widziała go po raz ostatni. - Przecież widzimy się za niecałe trzy tygodnie przed świętami. - Zaśmiał się pod nosem, a ja mimowolnie przewróciłam oczami.
Dla ciebie, to tylko trzy tygodnie. Dla mnie to dwadzieścia jeden długich dni i nocy spędzonych w tęsknocie za tobą.
-Ja już za tobą tęsknię. - Upiłam łyk kawy zakupionej w jednym z lotniskowych barów, podczas gdy brunet objął mnie ramieniem posyłając mi ciepły uśmiech.
-Nie dziwię ci się. - Powiedział dumnie wypinając klatkę piersiową. - Też bym za sobą tęsknił. - Obrzuciłam go lodowatym spojrzeniem, a on automatycznie zrozumiał, że to nie pora na żarty. Z jego promiennej twarzy zszedł cwany uśmieszek, a zamiast niego pojawiło się zakłopotanie, tak jakby kompletnie nie wiedział, co powiedzieć. - Pamiętaj o noszeniu tego szalika. - Chrząknął wskazując na swoją część garderoby, która oplatała moją szyję.
Jak widać, nie tylko ja lubowałam się w zmianach tematu, gdy tylko dochodziło do czegoś kłopotliwego. Momentami chciałam po prostu nawrzeszczeć na niego, żeby przestał tak wytrwale chować się za skorupą, z której wyłaniał się, jak najrzadziej się tylko da.
-A co z Krzyśkiem tak w ogóle? Oddzwoniłeś do niego? - Zapytałam z zaciekawieniem chcąc zmienić kurs naszej konwersacji, a przede wszystkim wyciągnąć z niego cokolwiek.
Jego reakcja mówiła sama za siebie, dokładnie tak samo, jak wczorajszego dnia. Nie potrzebowałam do tego jego słów. Momentalnie zmizerniał gorączkowo bawiąc się paszportem znajdującym się w dłoni.
-Wyleciało mi to z głowy. - Nerwowo się zaśmiał unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. - I tak później się pewnie z nim zobaczę, więc już nie ma sensu.
Ukrywał coś przede mną. I nawet, jeśli chodziło tylko o przyjacielską sprzeczkę, co mu szkodziło, żeby powiedzieć mi o tym, zamiast nieustannie kłamać?
-Okej.
-A co ty się tak tym Szczepanem interesujesz? - Spytał z rozbawieniem, jednak wciąż wydawał się spięty. - Chyba nie chcesz mnie zastąpić co?
CZYTASZ
Sąsiedzi / Mata
Fanfiction- No wiesz, jak to mówią: "Nie poznawaj swoich idoli, bo się zawiedziesz". - Powiedziała mi któregoś razu przyjaciółka. Wtedy uznawałam to za największą głupotę, na jaką w ogóle mogła wpaść. W końcu, jak mogłam zawieść się osobie, z którą spotkani...