59. Naprawdę?

3.5K 193 220
                                    

    Nie wiedziałam nawet, jak określić swój aktualny stan. Byłam zawiedziona sama sobą, a kac moralny doskwierał mi od dobrej godziny, podczas której szłam na pieszo do swojego mieszkania. Byłam pewna, że prędzej, czy później dotkną mnie konsekwencje wcześniejszego zachowania, ale miałam tylko nadzieję, że przynajmniej nie stanie się to dziś.

   W tamtej sekundzie chyba pierwszy raz zrozumiałam, że problem nigdy nie leżał w ludziach dookoła mnie. To ja sprowadzałam na siebie cały ten bałagan, a później zamiast posprzątać, po prostu uciekałam myśląc, że to jedyne słuszne rozwiązanie. Nie wiem, co mnie tak zniszczyło, ale nie dawałam już sobie rady. Ten jeden raz chciałam postawić czyjeś szczęście ponad swoim własnym, a i tak finalnie wyszłam na zadufaną w sobie egoistkę, które jedyne, co dostrzega, to czubek własnego nosa.

Od: Alicja Wiewióra
Laska, gdzie jesteś? Odbierz ten telefon w końcu, bo wszyscy się martwimy. Jesteś z Matczakiem, albo Nastką?

  Przewróciłam oczami, gdy urządzenie po raz kolejny wydało znajomy mi dźwięk przychodzącego połączenia. Nie chciałam, żeby przeze mnie mieli zepsutą imprezę, dlatego po kilku sekundach i paru uspokajających wdechach przyłożyłam telefon do ucha.

-Kurwa dzięki Bogu. Miałam już po pały dzwonić. - Odetchnęła z ulgą zauważalnie się uspokajając. - Co ty sobie myślałaś? Że nie zauważymy, jak znikasz bez słowa?

-Przepraszam. - Odpowiedziałam z automatu chcąc już zakończyć konwersację. - Po prostu zjebałam coś po raz kolejny i nie mogłam tam dłużej zostać.

-Ania, co się stało? Słyszę, że coś jest nie tak. Jesteś już chociaż w domu?

Nie, nie jestem w domu. Najzabawniejsze jest to, że już nigdy w nim nie będę.

-Za pięć minut będę, idę pieszo. Możemy porozmawiać jutro na spokojnie? Nie sądzę, żeby to była rozmowa na telefon.

-No pewnie. - Odparła ze zmartwieniem, a ja rozłączyłam się po chwili nawet się nie żegnając. Miałam dosyć tego życia i tego, że wiecznie musiałam rozpierdalać wszystko, co mnie otaczało.

  Gdyby te moje dziecinne wybory wpływały tylko na mnie, nie byłoby mi z tym aż tak źle, a świadomość, że wciągam w to też ciebie powoli i skutecznie doprowadzała mój umysł do jeszcze większej ruiny, niż dotychczas. Bo ty nie byłeś mi nic winien i już dawno temu powinieneś zdać sobie sprawę, że nigdy nie zasługiwałam na to, żebyś na mnie czekał.

I jak na złość w momencie, w którym znalazłam się pod swoim blokiem, moim oczom ukazała się drewniana ławka, na której siedział znajomy mi chłopak. Dopóki mnie nie zauważył, zaczęłam w głowie obmyślać stan ucieczki i automatycznie odwróciłam się w drugą stronę nawet nie wiedząc, dokąd chcę  pójść.

  Wolałabym spędzić resztę nocy na dworze, niż usłyszeć to, co chcesz mi powiedzieć.

-Nie pierdol, że teraz będziesz znowu uciekać. - Znalazł się obok nie gwałtownie chwytając mnie za ramię, przez co niemal podskoczyłam ze strachu. - Masz mi coś kurwa do powiedzenia? - Zapytał wciąż paląc blanta, gdy ja nerwowo stąpałam z jednej nogi, na drugą. Był wściekły, wiedziałam to doskonale i gdzieś tam nieświadomie liczyłam na to, że może, gdy spotkamy się następnego dnia, zdąży choć trochę ochłonąć.

-Przepraszam cię Michał, byłam pijana, naćpana i powiedziałam o kilka słów za dużo. - Wydusiłam z siebie, jak na jakimś kazaniu nie patrząc nawet w jego przyciemnione od złości tęczówki.

-Odkąd wróciłaś do jebanej Polski, mam wrażenie, że wiecznie za coś przepraszasz. - Syknął prześwietlając mnie na wylot. - Zachowałaś się dzisiaj, jak jakiś obrażony bachor, wiesz? Nie wiem nawet, jak bardzo trzeba być perfidnym, żeby nagadać komuś, kto mi się podoba, żeby zerwał ze mną kontakt od tak, bez powodu. Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna, osiągnęłaś swój popierdolony cel. Nastka już nigdy się do mnie nie odezwie.

Sąsiedzi / MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz