Rozdział 8

4.7K 339 83
                                    


Przed północą Lucas podwiózł mnie pod dom.

- To dopiero wybuchowa osiemnastka, co? - zażartował, próbując poprawić mi humor.

- Nawet nie wiesz, ile bym dała, by móc wymazać z życia ostatnią dobę...

- Może nie będzie tak źle... Sama pomyśl: nie dość, że pozbyłaś się niewiernego chłopaka, to jeszcze zyskałaś stryja miliardera. Ktoś z boku stwierdziłby, że zrobiłaś genialny deal. - Mój przyjaciel zdusił śmiech.

- Jesteś niemożliwy, Lucas. Ale za to cię kocham. - Pomasowałam go po ramieniu.

- Dobrej nocy, Jas. Spróbuj o tym nie rozmyślać.

- Gdyby to było takie proste...

Po wyjściu z auta pomachałam Lucasowi na pożegnanie i zaczekałam, aż odjedzie. Następnie ruszyłam w stronę domu, marząc o tym, by znaleźć się już w łóżku i jakoś przetrwać tę noc.

- Jesteś wreszcie! Czekałem kilka godzin... - usłyszałam dobiegający z lewej strony znajomy głos. Gdy zerknęłam w bok, spostrzegłam zmierzającego ku mnie Shane'a. - Jasmine, porozmawiajmy.

- Odczep się! - Zaskoczona jego widokiem zaczęłam biec w kierunku drzwi.

- Jas, proszę! Zajmę ci tylko chwilę.

- Nie dotarło do ciebie, co powiedział mój tata? Idź stąd! - krzyknęłam. Wtedy Shane dogonił mnie i złapał od tyłu za biodra.

- Nie odtrącaj mnie. To z Jenną było błędem... - Obrócił mnie przodem do siebie. - Powiedziałem jej dziś, że nie możemy się więcej spotykać, bo liczysz się dla mnie tylko ty.

- Puszczaj - zasyczałam, próbując mu się wyszarpać. - Shane!

- Dobra, wyluzuj... - Mój były wycofał się z uniesionymi rękami. - To jak, zaczniemy od nowa? Chyba nie przekreślisz naszego związku z powodu głupiego błędu?

- Po pierwsze: nie ma już żadnego związku. A po drugie: ciekawe, że nazywasz głupim błędem tygodnie kłamstw i potajemnych schadzek z Jenną.

- Zawsze musisz tak dramatyzować? - Shane zmarszczył brwi. - Czyli co, tak po prostu przekreślasz ostatni rok?

- To ty go przekreśliłeś - powiedziałam wzburzona. - Idź już i daj mi spokój.

- Nie odpuszczę tak łatwo, Jas - zadeklarował mój były. - Zrobię wszystko, by cię odzyskać.

- Chcesz mnie odzyskać, bo coś do mnie czujesz, czy nie możesz znieść uczucia odtrącenia?

- Eh... Dlaczego taka jesteś? - W grymasie jego twarzy widać było irytację. Tymczasem z domu wyszedł tata, który na widok Shane'a zacisnął pięści i ruszył żwawym krokiem w naszą stronę.

- Jasmine, do domu! A ty...

- Tato, przestań! - W ostatniej chwili powstrzymałam go przed zrobieniem czegoś głupiego. - Tato... Nie warto.

- Jeśli jeszcze raz cię tu zobaczę, to zadzwonię po policję - zagroził Shane'owi. Mój były w odpowiedzi zaśmiał się pogardliwie.

- I co im pan powie? Przecież nic takiego nie robię...

- Ty smarkaczu! - warknął tata, próbując mi się wyszarpać. Na szczęście szybko się opanował i ruszył ze mną w stronę domu. - Ostatni raz cię tu widzę! - rzucił przed wejściem do środka do stojącego na trawniku Shane'a.

- Grozi mi pan? Bardzo mądrze - prowokował go mój były.

- Daj spokój, tato. Naprawdę nie warto. - Przepchnęłam go przez próg, a potem zamknęłam za sobą drzwi.

*

Przed snem zadzwoniłam do Katie i opowiedziałam jej o incydencie z Shane'em. Wspomniałam też o SMS-ie, którego wysłał mi pół godziny temu z nowego numeru.

- Pisał, że tak łatwo się go nie pozbędę. Czy to podchodzi już pod paragraf?

- Na razie nie zaostrzałabym konfliktu. Myślę, że Shane w końcu ochłonie i odpuści - zasugerowała Katie.

- A jeśli nie? Kompletnie nie wiem, czego się po nim spodziewać, i chyba to jest najgorsze...

- Nie przejmuj się nim, serio. Wkurza się, bo nie może już tobą manipulować. Typy jak on tak mają. Najgorsze, co możesz teraz zrobić, to dać mu się zastraszyć. Zrozum, że on tylko na to czeka. Twój strach jest jego siłą. W mgnieniu oka wykorzysta twoją słabość - przekonywała mnie przyjaciółka.

- Nie mam siły z nim walczyć, Katie. Gdy tylko zamykam oczy, widzę jego i Jennę. Chyba nigdy nie czułam się tak upokorzona i bezwartościowa... I tak, rozumiem, że mam się z tego powodu nie zadręczać, bo Shane nie jest tego wart, ale myślisz, że tak łatwo zapomnieć o kimś, kogo się kochało? Albo wciąż kocha?

- Jasne, że nie, dlatego będziemy cię z Lucasem wspierać. Znajdziemy ci milion zajęć, żeby tylko odwrócić twoje myśli od Shane'a.

- Boję się, że to nie wystarczy. Gdybyś widziała dziś jego minę... Patrzył na mnie z taką wściekłością, jakby chciał mnie rozszarpać na kawałki. Na szczęście w porę zjawił się tata. Czuję, że Shane nie odpuści. Będzie mnie nękał telefonami i przychodził pod nasz dom.

- To puste groźby. Zaufaj mi. Znam Shane'a dłużej niż ty i dobrze wiem, że jest mocny tylko w gębie. Gdy następnym razem się do ciebie przyczepi, zaśmiej mu się w twarz i odwróć do niego plecami.

- Mam go prowokować?

- Nie chodzi o prowokację, tylko pokazanie mu, że przegrał i obojętnie, co zrobi, nie odzyska nad tobą kontroli.

- To dla mnie za dużo, Katie. - Zamknęłam oczy, przyłożyłam dłoń do czoła i wypuściłam powietrze ustami. - Nie uda mi się ochłonąć i o nim zapomnieć, jeśli tu zostanę. Muszę na jakiś czas wyjechać.

- Słusznie. Wspominałaś, że tata zaproponował rodzinny tydzień nad jeziorem. Zmiana otoczenia na pewno dobrze...

- Mówię o wyjeździe do Kalifornii - weszłam przyjaciółce w słowo. - Pobędę u Richwooda przez jakiś czas i zdystansuję się do tego wszystkiego.

- Czyli jednak? Słuchaj, Jas, jeśli robisz to tylko dlatego, bo chcesz uciec od Shane'a, to nie wiem, czy to dobry pomysł.

- Robię to, bo macie wszyscy rację. Powinnam się spotkać z Richwoodem i zobaczyć, czego ode mnie chce. I choć wcale mi do niego nie spieszno, to przynajmniej mam pretekst, by polecieć do Kalifornii.

- A zatem postanowione. - Katie wydała z siebie ciche westchnięcie, po czym dodała: - Będę za tobą tęsknić.

- Wrócę do domu, nim się obejrzysz - pocieszyłam ją.

- Mam nadzieję, Jas. Mam nadzieję. Aha, jeszcze jedno...

- Hm?

- Gdy już zostaniesz pełnoetatową miliarderką, pamiętaj o tych, którzy pożyczali ci kasę, gdy starzy dawali ci szlaban na kieszonkowe.

- Nie pamiętam, byś cokolwiek mi pożyczała - odparłam.

- Serio? A kto ci się niedawno dołożył do powiększonego zestawu w Taco Bell? Myślę, że zasługuję na docenienie.

- W porządku. Nigdy nie zapomnę ci tego, że wspierałaś moje tycie.

- Ha, ha. Lepiej myśl, jak mi się odwdzięczysz. Może zabierzesz mnie na Bora-Bora?

- Nie zapędzasz się? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- No co? Dla bogacza taki wydatek to jak zakup lizaka w spożywczaku.

- Może od razu wyślę cię na Księżyc? - prychnęłam.

- Może być, ale pod warunkiem, że polecisz ze mną.

- Z tobą wszędzie, Katie.

The Candidates. Panna Richwood (Tom 1) [WYDANA]Where stories live. Discover now