Rozdział 25

3K 233 24
                                    


Dwie godziny później wracałam do Richwood Residency spocona i obolała. Theo zaproponował bowiem, żebyśmy wyrzucili z siebie wszystkie negatywne emocje poprzez intensywny trening w ogrodzie.

– Jeśli ci to jakoś pomoże, to możemy ćwiczyć do Taylor Swift.

– No tak, to wszystko zmienia. – Przewróciłam oczami.

Z każdym kolejnym krokiem coraz mocniej czułam w nogach setki przysiadów i podskoków. I pomyśleć, że Theo ćwiczył tak co najmniej trzy razy w tygodniu. Im lepiej go poznawałam, tym bardziej mnie zdumiewał.

Przez resztę popołudnia odpoczywałam w pokoju i analizowałam to, o czym rozmawiałam z Theo. Wciąż nie powiedziałam rodzicom i przyjaciołom o swoich planach. Obawiałam się, że ci pierwsi będą mnie próbowali zniechęcić do powrotu do domu. Rozumiałam ich wdzięczność wobec Richwooda, ale odnosiłam wrażenie, że przysłoniła im ona zdrowy rozsądek. A może faktycznie znali go dużo lepiej, niż myślałam? Miałam do nich mnóstwo pytań, ale czułam, że nie udzielą mi na nie odpowiedzi. A jeśli ich też Richwood zmusił do podpisania klauzuli poufności? Nic by mnie już chyba nie zdziwiło...

Wieczorem Richwood nieoczekiwanie przyłączył się do mnie podczas kolacji.

– Pozwolisz, Jasmine? – Podszedł do krzesła, które zwykle zajmował.

– To twój dom. Nie potrzebujesz mojego pozwolenia – odrzekłam oschle. Może przesadziłam, ale wciąż byłam na niego wściekła o to, jak potraktował Theo i jego mamę.

– To może być też twój dom – powiedział irytująco troskliwym tonem, stojąc przy krześle i czekając chyba, aż zaproszę go do stołu.

– Niech stryj tak nie stoi – rzuciłam, przyglądając mu się litościwie. Dziesięć sekund później kelner Jason już stawiał przed nim talerz z głównym daniem. – Coś mi się wydaje, że wcale nie potrzebowałeś mojego pozwolenia...

– Jasmine, porozmawiajmy spokojnie o wydarzeniach ostatnich dni. Martwi mnie to, że zaczęłaś się ode mnie oddalać. Przecież wszystko zmierzało w dobrym kierunku...

– A potem poznałam twoje prawdziwe oblicze – mruknęłam, nadziewając na widelec umoczone w pomidorowym sosie żeberko.

– Nie chcę się dłużej tłumaczyć z tamtej historii. Rozumiem, że twoim zdaniem popełniłem błąd i zasługuję na potępienie. Przyznaję, że pewne rzeczy można było rozegrać inaczej, ale czasem droga do celu okupiona jest wieloma przeszkodami. A w tym przypadku celem było zapewnienie pani Eaton jak najlepszej opieki lekarskiej. Jak by nie było, właśnie to udało mi się osiągnąć. Wszyscy są szczęśliwi.

– Theo też? – prychnęłam, przeżuwając kawałek mięsa. – Jesteś śmieszny...

– Domyślam się, że jest mu ciężko, ale zrobiłem dla niego wszystko, co tylko mogłem zrobić, biorąc pod uwagę jego upór. Żyjemy razem, ale obok siebie. Theo wykonuje w spokoju swoją pracę, otrzymując za to sowite wynagrodzenie. Jeśli to jest złe życie, to wiele osób chciałoby mieć takiego pecha.

– Wybacz, ale nie mogę tego słuchać. – Cisnęłam serwetką o stół i podniosłam się z krzesła.

– Zaczekaj, Jasmine. Nie możemy dłużej tak funkcjonować. Jesteś moją jedyną rodziną i nie chcę mieć w tobie wroga.

– Więzy krwi nie wystarczą, byś mógł się nazywać moją rodziną – zauważyłam. Następnie usiadłam z powrotem na krześle i oznajmiłam, nie odrywając od niego wzroku: – Wracam do domu. Dzięki tobie zrozumiałam, że jestem prawdziwą szczęściarą.

The Candidates. Panna Richwood (Tom 1) [WYDANA]Where stories live. Discover now