32. Rodzina

10.3K 318 124
                                    

Nie wiem jakim cudem te przyjemne motylki w moim podbrzuszu które przed chwilą jeszcze były zniknęły. Zniknęły jak za pstryknięciem palca. Ale zamiast tego przyjemnego uczucia pojawiło się przerażenie. Może rzucałam nożami, nie raz się z kimś biłam, nie raz coś komuś zrobiłam i nie raz brałam i biorę udział w nielegalnych wyścigach. Mogłoby wielu się wydawać, że rzadko się czegoś boje i jestem zbyt silna by pozwolić sobie na słabość natomiast to był właśnie ten błąd. Mieszkając z rodzicami czasem bałam się o swoje życie i właśnie teraz się boje.

-Dobry wieczór, słodka Kylie.- odezwał się pierwszy ojciec Peatera. Nawet kurwa nie pamiętam jak się nazywa.

-Dobry..- przełknęłam ślinę.- ..dobry wieczór.- kiwnęłam głową i wbiłam wzrok w Crystal.- Jak się czuje Peater?

-Miał dość siły by określić osobę która mu to zrobiła.- powiedziała matka, a ja już wiedziałam co to oznacza.

-A więc? Kto mu to zrobił?- postanowiłam grać głupią.

-Peater twierdzi, że mówił coś o 61 bliznach, a tyle ma złamanych kości. Mówił o kobiecie która ma 61 blizn. Wiesz kto to jest?- odezwał się ojciec Peatera.

-N-nie wiem.- próbowałam zachować spokój na zewnątrz, ale w środku cała drżałam. Jednak miałam mały plan.

Ojciec Peatera stał w salonie wraz z moją matką. Wystarczyłoby przejść kilka kroków do schodów i szybko pójść do pokoju.

Na drżących nogach podeszłam do nich na wysokości schodów. Od jednego ze schodka dzieł mnie może metr.

-Nie lubię kłamstwa, słodka Kylie. Gardzę nim wiesz?- zapytał oschłym i pełnym pogardy tonem. Zbliżył się do mnie na co ja cofnęłam się o krok do tyłu. Dwoma zimnymi jak lód palcami dotknął mojego podbródka i zmusił do tego, abym spojrzała mu w jego piwne tęczówki. Bałam się go. Po prostu się go bałam. Nie potrafiłam się obronić przed Peaterem jak i jego ojcem. Przy nich cała moja siła, nie zależność, pyskatość, oschłość i chęć walki o swojego znikały jak za zamachnięciem czarodziejskiej różdżki. Czułam się jak mała, bezbronna i nie potrafiąca siebie obronić dziewczynka. Gdybym mogła to prawdopodobnie bym się obroniła. Oczywiście wyszłabym z tego z jakimiś ranami, ale nie z 61 bliznami i pewnie drugim tyle siniaków. Tylko, że wtedy moja odwaga znikała.

-W-wiem.- wydukałam z siebie drążąc w środku z przerażenia.

-Więc, dlaczego kłamiesz?- zagadnął ponowienie zdejmując z mojego podbródka dwa palce. Patrzyłam na jego twarz z paniką, ale on miał posągowy wyraz twarzy i nic nie znaczący.

-Nieprawda- zaprotestowałam.- nie kłamie.- znów chciałam cofnąć się o krok, ale zdążył złapać mnie za nadgarstek i mocniej przycisnąć kciuk by wyczuć mój cholernie wysoki puls. Nie puszczając ze mnie wzroku zapytał:

-Skoro nie kłamiesz, to dlaczego twój puls jest wysoki, a źrenice ci się zwężają?- kurwa. Zapomniałam, że rodzina Willimis'ów ma wrodzoną moc rozpoznawanie mowy ciała. Z ciała potrafią wyczytać jak z księgi. Są od tego pieprzonymi specami.

-Ja..- nie dokończyłam bo dostałam w ten sam policzek gdzie uderzył mnie Lucas.

Dlaczego każdy się oparł akurat na ten? No na Lorda!

Moja mogła odleciała w lewy bok, a pojedyncze kosmyki opadły na twarz. Szarpnął moim nadgarstkiem mało co go nie łapiąc i przyciągnął do siebie tak, że stykaliśmy się klatkami. Wyczułam mocny zapach wody kolońskiej i mięty. Zdecydowanie był wyższy ode mnie więc musiałam unieść głowę do góry. Napotkałam się z jego ostrym jak żyletka wzrokiem aż przeszły mi ciarki.

Ride To Die 18+Where stories live. Discover now