Rozdział 1

103 18 5
                                    

W domu dziecka pani Borgacz zawsze cuchnęło wilgocią i starością. Meble były wysłużone, a włosiste dywany już dawno straciły większość włosków. Z zewnątrz budynek również nie wyglądał zbyt dobrze. Gęsty bluszcz zdążył porosnąć już znaczną część elewacji, jeszcze bardziej wdzierając się w popękane deski.

Nie było jednak czasu ani pieniędzy na naprawę ośrodka. Pani Borgcz zawsze była zajęta zaganianiem niesfornych dzieciaków do nauki i sprzątania. Fundusze również nie spadały jej z nieba i ledwie starczało na najpotrzebniejsze rzeczy.

Tego dnia w budynku panowała cisza, którą pani Borgacz znała doskonale. Dzieciaki znowu planują zrobić jej kawał, a ona znów będzie udawała, że się nabrała.

Weszła do salonu, gdzie wszystkie dzieci grzecznie oglądały ulubiony, sobotni program o pszczołach. Rozejrzała się, próbując objąć wzrokiem wszystkie twarze, by wytypować podejrzanego. Jej zielone, niemal kocie oczy, zatrzymały się na wysokim, chłopaku, który chichotał pod nosem.

– Coś cię rozbawiło, Albercie? – zapytała, poprawiając okrągłe okulary na nosie.

– Nie, nie – odparł i nerwowo poprawił się w fotelu. Choć bał się do tego przyznać, to surowy wzrok nauczycielki od zawsze go przerażał.

Pani Borgacz jeszcze raz zlustrowała wzrokiem wychowanków i wypuszczając powietrze z płuc, usiadła na swoim bujanym krześle, oczekując najgorszego. Przełożyła swój długi, czarny warkocz z jednego ramienia na drugie i znów usłyszała chichot.

– Jeżeli ktoś znów przykleił mnie do krzesła to ostrzegam, że miło nie będzie! – ostrzegła.

Jedna z dziewcząt, niska szatynka o brązowych włosach, wstała nagle i palcem wskazała na drzwi.

– Tereso? – zapytała pani Borgacz, a jej oczy rozszerzyły się.

Wtem w pomieszczeniu zgasło światło, a zakurzone zasłony opadły na parapety, całkowicie zasłaniając okna i zatrzymując dostęp do słońca. Ktoś wyłączył telewizor, będący ostatnim źródłem światła. Nastała całkowita ciemność. Młodsi uczniowie popiskiwali ze strachu, a starsi chichotali pod nosem.

Pani Borgacz wypuściła powietrze z płuc i ścisnęła dłonie w pięści.

– Jeżeli to wasz kolejny kawał to radzę przestać, póki jeszcze nie wymyśliłam kary – zagrzmiała, a śmiechy starszych ucichły.

W przedpokoju coś błysnęło i zahuczało. Pani Eleonora podeszła do drzwi i niemal w tym samym czasie padła plecami na podłogę i złapała się za serce.

­– Buuu – rozbrzmiał niski głos.

– Przystańcie, no już! – huknęła nauczycielka, podnosząc się z ziemi.

Kobieta otrzepała się z kurzu i poprawiła okulary na nosie. Szybkim krokiem podeszła do szuflady i wygrzebała z niej latarkę. Uderzyła w nią kilka razy i już po chwili wydobywało się z niej żółta, mocna łuna. Nauczycielka zakradła się do drzwi, palcem nakazując uczniom by byli chicho.

Skierowała na nią światło latarki i pokręciła głową. Speszona dziewczyna złapała za końcówki swoich blond włosów i zaczęła ściskać je w dłoniach.

– Albercie, dość! Przecież wiem, że to ty!

– Ale ja jestem tutaj – krzyknął blond włosy chłopak, wyłaniając się zza Anastazji.

Nagle tuż za plecami wychowawczyni rozległ się głośny, dziewczęcy krzyk i coś dotknęło ramion nauczycielki. Kobieta krzyknęła i natychmiast odwróciła się do źródła dźwięku, lecz niczego nie dostrzegła. Dopiero po chwili, kiedy zaczęła oświetlać całą przestrzeń latarką, zobaczyła białe prześcieradło leżące na podłodze. Wyprostowała się i wypuściła powietrze. Jej ręce drżały z przerażenia i ze złości. Jej czara goryczy właśnie się przelała i doskonale wiedziała, kto jest za to odpowiedzialny.

Rozwścieczona pani Eleonora Borgacz zaczęła krzyczeć, a jej głos wybrzmiewał w tak wysokich tonach, że nie sposób było rozróżnić pojedyncze słowa. Gdy już trochę ochłonęła, wycedziła przez zaciśnięte zęby, że cała czwórka przez miesiąc ma szlaban na telewizję, a do tego dostaną dodatkową pracę domową – esej na pięć stron o tym, dlaczego nie należy straszyć. Po jej słowach zapadła głucha cisza, przerywana jedynie pojedynczymi dźwiękami wydawanymi przez krople deszczu, które powolnie spływały z dachu i przepływając przez spękaną rynnę uderzały o zewnętrzne parapety w starych oknach budynku. 

TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔Where stories live. Discover now