...

35 8 0
                                    

Elgizibiusz podniósł Alberta bez żadnego trudu i posadził go na jednym z drewnianych siedzeń, znajdujących się w dość sporych rozmiarów wózku szynowym. Teresa i Anastazja, wspięły się po niskim krześle, które znalazły przy ścianie i zajęły miejsce obok przyjaciela. Pani Borgacz oraz Elgi zajęli miejsca naprzeciwko nastolatków. Elgizibiusz złapał za dość dużą, starą i zardzewiałą wajchę, która wystawała z wózka i machnął nią kilka razy. Pojazd wydał z siebie głośne dźwięki skrzypiącego metalu i po chwili ruszył z miejsca, nabierając coraz większej prędkości.

– Czy to ma jakieś hamulce?! – zapytała Teresa, próbując przebić swój głos przez nieznośny hałas.

– Daleko będziemy tym jechać?! – dodała od siebie Anastazja.

– Nic nie mówcie, przecież jest super! – krzyczał zadowolony ze zwiększającej się prędkości Albert.

– Super to będzie, jak wypadniesz i skręcisz drugą nogę, siadaj Albercie! – wykrzyczała zdenerwowana wychowawczyni, kiedy zobaczyła, że chłopak podnosi się delikatnie z miejsca. – W tej chwili!

Albert usiadł na rozkaz wychowawczyni i patrzył, jak pędzącym wózkiem mijają kolejne korytarze. Było ich mnóstwo i rozchodziły się w różne strony, ale tory prowadziły tylko przez ten jeden.

– Czemu tory są tylko tutaj!? – spytał wyraźnie zainteresowany Albert.

– A widzisz, ile jest tych korytarzy? Rozebraliśmy je, żeby zawsze znaleźć drogę do domu – wytłumaczył Elgizibiusz.

Albert nie zadawał już więcej pytań, tylko ekscytował się przejażdżką, co chwilę wydając z siebie dźwięki zachwytu. Anastazja i Teresa zakryły oczy dłońmi z obawy, że za chwilę rozbiją się o jedną z rozświetlonych ogniem ścian. Pani Eleonora siedziała spokojnie, jakby odbywała jazdę tym wózkiem po raz setny i wiedziała, że wszystko będzie w porządku. Elgizibiusz natomiast wydawał się niezwykle skupiony.

– Trzymajcie się, zaraz będziemy hamować – ostrzegł.

Wózek zaczął po chwili zwalniać, wydając przy tym nieprzyjemne dla ucha dźwięki skrzypienia. Anastazja i Teresa ze strachu przycisnęły dłonie do twarzy, a Albert wydawał się jeszcze bardziej zafascynowany. Gdy wózek zatrzymał się całkowicie, dziewczęta otworzyły nieśmiało oczy i odetchnęły z ulgą. Kiedy wysiedli ukazało się im niezwykle jasne, niemal białe światło, dochodzące z końca korytarza.

– Dalej pójdziemy pieszo – oznajmił Elgizibiusz i wziął Alberta pod ramię. Jego wzrost oraz siła w tym wypadku były niestety przeszkodą, gdyż co chwilę nieświadomie podnosił Alberta, przyciskając go do swojego boku.

Światło coraz bardziej oślepiało ich oczy, przyzwyczajone do ciemności panującej w tunelu. Gdy w końcu udało im się z niego wydostać, a wzrok zaczął przyzwyczajać się na nowo do dziennej jasności, ujrzeli szerokie pasmo zieleni oraz gęsty las w niedaleko. Widząc to, odnieśli wrażenie, że zatoczyli koło i właśnie znajdują się w tym samym miejscu, w którym wchodzili do tunelu. Jedynie drzewa były zdecydowanie bliżej, a trawa wydawała się jakaś zieleńsza.

– Co to ma być, chyba nie chcecie powiedzieć, że mamy jeszcze gdzieś iść? – zapytała pretensjonalnym tonem Teresa, ujrzawszy krajobraz przed nimi. Elgizibiusz zaśmiał się głośno, łapiąc przy tym jedną ręką za brzuch.

– Odwróćcie się – rozkazał, gdy opanował rozbawienie.

Gdy tylko wykonali polecenie Elgiego, zauważyli wiele dziwnych, drewnianych domów, osadzonych na górze, nad tunelem. Domy nie były powyginane ani krzywe, lecz posiadały kolorowe okiennice, drzwi oraz rynny. Niektóre chałupki stworzone zostały w stylu całkowicie klasycznym, a inne posiadały kilka wieżyczek, które dodatkowo ozdabiały kolorowe okiennice. Gdzieniegdzie, pomiędzy domami stały wysokie drzewa, a w oddali za ciągnącym się wokoło lasem, widoczna była olbrzymia skała, przypominająca klif. Kiedy podeszli bliżej, dostrzegli również rzekę, która otaczała całą wioskę. Woda w niej była tak przejrzysta, że gołym okiem dostrzec można w niej dno oraz każdą z przepływających ryb. Nastolatkowie mijając kolejne uroki wioski, otwierali usta z zachwytu. Nikt by się przecież spodziewał, że takie miejsce może istnieć naprawdę i że odwiedzą je jeszcze jako wychowankowie Motyla.

– Powiedzieć im? – Elgizibiusz skierował tajemnicze pytanie do pani Eleonory, która w odpowiedzi pokiwała głową.

– O czym? – spytała zaciekawiona Anastazja.

– Tam, za tymi drzewami – wskazał na las znajdujący się za domami – jest jeszcze wodospad.

– Macie tu własny wodospad? – z błyskiem w oczach zapytała Teresa, zanurzając dłoń w rzece. – Jaka ciepła woda – zachwycała się.

– Oj mamy tu o wiele więcej atrakcji, a nawet kanalizację! – wykrzyczał, jakoby była to najlepsza rzecz w całej okolicy. Nastolatkowie spojrzeli na mężczyznę z dozą dezorientacji i niezrozumienia.

– Myślicie, że łatwo było ją tutaj poprowadzić? Ja i moi bliscy męczyliśmy się z tym ponad 10 lat – oznajmił z dumą, prostując ciało.

– Świetnie, ja chętnie skorzystam z łazienki i wezmę prysznic – odpowiedziała mu Teresa, ignorując jego zachwyt i spoglądając na swoją skórę, brudną od szynowego wózka, skalnego labiryntu oraz tunelu w drzewie.

– Ah tak, chodźcie ze mną, przygotuje wam jakieś ubrania i pokoje u siebie – rzekł uprzejmie Elgizibiusz.

TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz