...

34 9 1
                                    

Nastolatkowie wyruszyli na spotkanie zmotywowani i pełni energii. Kopalnianym wózkiem przejechali przez tunel i kiedy tylko wyszli z podziemi i stanęli przed skalnym labiryntem, przypomnieli sobie, jak ciężko było się z niego wydostać. Jedyne co ich pocieszało, to fakt, że skały nie są już nagrzane przez palące słońce i do tego są doskonałą osłoną przed szalejącym mroźnym wiatrem. Śnieg przykrył niestety częściowo podłoże oraz skały, przez co mimo niskiej temperatury, niektóre przejścia były bardzo niebezpieczne dla ich kostek i kolan.

– Nie będziemy tam za wcześnie? Nie sądziłam, że uda nam się tak szybko tu dojść – zapytała Teresa, kiedy ku zaskoczeniu wszystkich, znajdowali się już w połowie labiryntu.

– Przyda nam się odpoczynek po dotarciu na miejsce. Po zmroku raczej nie chciałabyś się tu zgubić. Usiądziemy, zjemy to co przygotowała Ali i zdążymy dopracować strategię – odpowiedziała jej pani Eleonora.

Po ponad godzinie drogi, zmęczeni podróżą dotarli do jeziorka. Ku zaskoczeniu wszystkich mimo niskiej temperatury tafla jeziora wciąż była przejrzysta i nie zamarznięta. Wokół niego także nie było śladów śniegu. Wyglądało to niezwykle podejrzanie i mogło oznaczać tylko jedno.

– Tu ktoś już był! – stwierdził Elgizibiusz.

– Miejmy nadzieję, że teraz go tu nie ma – odpowiedział mu Aron.

– Jak jest, to niech wyjdzie! – krzyknął odważnie Teodor, ale spotkał się tylko z echem.

– Cicho! Czyś ty do reszty zgłupiał? – skarcił brata Elgizibiusz.

– No co? Przecież po to tu jesteśmy! – odparł nader głośno.

– Ale chcemy też odpocząć przed walką! Przygotować się jakoś! – Elgizibiusz pokazał swoje czerwone od śniegu ręce i zrzucił z siebie ekwipunek.

– Schowajmy się może za tą ścianą? – zaproponował Albert, przechodząc między skałami. – Nie będziemy rzucać się tak bardzo w oczy, ale będziemy wszystko widzieć!

Wszyscy przystali na pomysł Alberta. Razem z Zoją od razu zabrali się za roztapianie śniegu, żeby można było rozłożyć koce, które zabrali ze sobą. Nagrzali również podłoże i skały wokół, aby dawały choć trochę ciepła. Kiedy wszyscy zgromadzili się w jednym miejscu, wyjęto także przygotowany prowiant. Zoja ustawiła małą ognistą kulę pośrodku miejsca, w którym się znajdowali, aby dawała jakiekolwiek ciepło. Napili się wciąż gorącej herbaty z termosów i niecierpliwie czekali na pojawienie się jakiegokolwiek znaku od Rozalii lub Wężownika.

Mijały kolejne godziny, jednak nigdzie nie było żadnych śladów ani sygnałów jakoby coś za chwilę miało się wydarzyć. Na ziemi robiło się coraz zimniej i ciemniej. Co godzinę wstawali na krótką rozgrzewkę. Elgizibiuszowi udało się nawet usnąć, ale nie spał zbyt długo, gdyż miał niezwykle dziwną przypadłość. Kiedy złapał za długą drzemkę, kompletnie tracił orientację. Nie wiedział kim jest i gdzie się znajduje, a dziś nie było czasu na to, by tłumaczyć mu przez kilkanaście minut, jak i po co właściwie siedzi między skałami w wielkim labiryncie.

Nastała ciemna noc i gwiazdy zaczęły wyłaniać się zza chmur. Księżyc w pełni oświetlał ziemię. Wszyscy oprócz Anastazji mieli głęboką nadzieję, że przepowiednia nie jest prawdziwa i tej nocy nic się nie stanie, a Rozalia znajdzie się cała i zdrowa lub znajdą ją i odbiją innego dnia, w lepszych warunkach. Jedynie w myślach Anastazji kłębiło się pragnienie spotkania z przyjaciółką tak wielkie, że nie zważała na inne części przepowiedni, ani nawet własne życie.

– Czemu dziwne i straszne rzeczy zawsze dzieją się w nocy? – zapytał z wyczuwalną ironią Albert.

– Bo tak jak dobrzy ludzie boją się ciemności, tak źli boją się światła – odpowiedziała mu poetycko Teresa, wgapiając się w Anastazję.

Z rozmyślań nad niezwykle mądrą odpowiedzią dziewczyny wyrwał ich hałas dochodzący z okolic jeziorka. Brzmiało to, jakby ktoś lub coś z całej siły wrzucił do niego kamień. Zoja natychmiast zgasiła małą kulę ognia i wszyscy wypatrywali źródła dźwięku.

Ziemia zadrżała pod ich stopami, a okropny łomot zaczął kłębić się i narastać w ich uszach. Kilka metrów od jeziorka gleba zaczęła pękać, a z jej wnętrza wyrosła niewielka postać. Pod osłoną nocy nie dało się jednak od razu zauważyć kim jest owa osoba, ale kiedy tylko wydała z siebie pierwsze dźwięki od razu się domyślili.

– Pomocy! Proszę! On mnie porwał! – krzyczała dziewczyna, a nastolatkowie i pani Eleonora od razu pognali na pomoc.

– Rozalia! – krzyczała Anastazja.

TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔Where stories live. Discover now