Rozdział 8

37 8 1
                                    

Po ponad godzinnej wędrówce, kiedy wszyscy tracili już nadzieję na dotarcie do celu, ich oczom ukazał się skrawek zieleni, wywołujący uśmiech na twarzach. Im bliżej podchodzili, tym zieleń była bardziej rozległa i wyraźna. Było tam zdecydowanie jaśniej i przyjemniej, a to dlatego, że ostatnie promienie dnia odbijały się od tafli przejrzystego, błękitnego jeziora.

Albert trzymając swoją przyjaciółkę na rękach, zanurzył stopy w jeziorze. Gdy zauważył, że woda jest bardzo ciepła, postanowił wejść w głąb jeziora, tak aby spokojnie ułożyć Anastazję na tafli przejrzystej cieczy. Wszystkiemu z przejęciem przyglądała się Teresa, a także pani Eleonora, na której spoczywał ciężar winy, jeżeli to rozwiązanie nie przyniesie zamierzonego rezultatu. W końcu na wydostanie się z tego labiryntu nocą, nie mieli już żadnych szans.

Gdy Albert ułożył Anastazję w wodzie i oblał nią kawałek jej czoła. Woda zaczęła delikatnie falować, jakby reagowała na dziewczynę. Powoli odbijała się od jej ciała i okrągłych brzegów jeziora, wracając ku niej. Albert wystraszył się w pierwszej chwili i wydał z siebie cichy krzyk, ale zauważył, że przyjaciółka otwiera powolnie oczy. Dotknął jej policzka, a ten wydawał się mieć już dobrą temperaturę. Pomógł dziewczynie stanąć na nogach o własnych siłach i przytulił ją mocno do swojego torsu.

– Czułem, że nic ci nie będzie – wyszeptał w jej włosy, a łza swobodnie wypłynęła z jego oka i opadła na mokre czoło Anastazji.

– No co ty Albercie, chyba nie będziesz mi tu płakał – powiedziała pełna energii dziewczyna i spojrzała na niego, ocierając kolejną łzę z jego zrumienionego policzka.

– Niosłem cię przez ponad godzinę wśród gorących skał i mam mnóstwo szczypiących zadrapań na plecach. Po prostu bardzo się cieszę, że nie będę musiał robić tego przez kolejne kilka godzin – odrzekł jej sarkastycznie.

– Zdejmij koszulkę, obejrzę cię – poprosiła dziewczyna, a Albert odwrócił się do niej plecami i spełnił prośbę.

Gdy tylko zdjął górę ubrania, Anastazja ujrzała mnóstwo czerwonych otarć i zadrapań, z których sączyła się szybko zastygająca krew. Po chwili na brzeg zawołała ich Teresa, która podała Anastazji gazę. Ta zaś powróciwszy na miejsce, zmoczyła ją delikatnie w czystej wodzie z jeziora i przemywała każdą rankę oddzielnie, słysząc co chwilę bolesne syczenie Alberta.

– Jeszcze chwila, musimy to przemyć, wstrzymaj te syczenie do czasu dezynfekcji – zaśmiała się Anastazja, a Albert wydawał się jeszcze bardziej przerażony, Mimo bólu starał się jednak zachować kamienną twarz.

– Spokojnie, bywało gorzej – stwierdził i spróbował się uśmiechnąć, ale z ból sprawiał, że mimowolnie zagryzał zęby.

Po wyjściu z jeziora, Anastazja sięgnęła po apteczkę i najdelikatniej, i najszybciej, jak umiała, zdezynfekowała zadrapania na plecach Alberta spirytusem z apteczki. Nie obyło się oczywiście bez krzyków przez zaciśnięte na kawałku materiału zęby. Tym razem ból nie trwał tak długo, ponieważ Anastazja niemal natychmiast posmarowała wszystkie zdezynfekowane rany chłodzącą maścią, przynosząc tym samym ulgę Albertowi. Chłopak siedział chwilę w bezruchu, czekając aż maść wchłonie się całkowicie. Jego ubrania były przemoczone, tak samo jak ubrania Anastazji. Oboje przebrali się zatem, skrywając się za skałami i położyli mokre rzeczy na ich wierzchu, aby parujące skały mogły je osuszyć.

– Niedługo będzie już zupełnie ciemno, czy dziś idziemy dalej? – zapytała Anastazja, robiąc porządek w apteczce. Jej pytanie od razu spotkało się z przerażonym wzrokiem Teresy i Alberta, którzy zdecydowanie mieli już dość wrażeń na dzisiaj.

– Nie, dziś tu już zostaniemy i wyruszymy z samego rana. Skały są zbyt gorące, a spędzenie nocy na szukaniu wyjścia z tego labiryntu nie jest najlepszym pomysłem. Mamy jeszcze trochę jedzenia, więc powinno wystarczyć chociaż na dwa małe posiłki dla każdego – odpowiedziała pani Eleonora.

– Jednak... czy możemy tak długo czekać? Rozalia nas potrzebuje – zastanawiała się Teresa, która mimo boleści nóg, byłaby w stanie zrobić wszystko dla jak najszybszego odnalezienia przyjaciółki.

– Bardziej jej pomożemy, jeśli się nie zgubimy i nie zje nas żadne dzikie stworzenie. Tutaj jesteśmy bezpieczni – przekonywała wychowawczyni. – Rozstawcie namioty, jak najbliżej skał, bo nie ma tu drewna na rozpalenie ogniska, a skały będą oddawać nam ciepło w nocy.

Albert wstał powoli z miejsca i pomógł przyjaciółkom rozstawić ich materiałowe domki. Na jego odkrytych plecach widać było już bledsze otarcia i rany, które powoli się zasklepiały. Anastazja sprawdzała co jakiś czas, czy nie wdało się żadne zakażenie i gdzieniegdzie dokładała warstwę maści. Słońce zaszło za skałami, a ziemię spowił mrok, oświetlany jedynie blaskiem srebrzystego księżyca.

– Skończyła mi się woda – ogłosił Albert wylewając ostatnią kroplę z butelki.

– Ja też mam już niewiele – dodała od siebie Anastazja. – Pewnie dlatego mnie tu coś przyciągało. Bardzo chciało mi się pić, a ta woda... czułam, że coś tu jest.

Pani Borgacz pomyślała chwilę, rozejrzała się i wstała z miejsca.

– Chodźcie, podejdziemy do jeziora – rozkazała.

– Co będziemy robić? – zapytał zaciekawiony Albert.

– Powiedzmy, że potrenujecie trochę swoje moce, zanim dotrzemy do wioski – rzekła i zostawiając wszystkich w tyle, podeszła do jeziora.

Anastazja spojrzała na Teresę, a później przeniosła wzrok na Alberta, nie ukrywając strachu na samą myśl o użyciu swoich magicznych umiejętności.

– Ta kobieta jest jeszcze bardziej dziwna, tajemnicza i nieprzewidywalna, niż myślałam – powiedziała po chwili, a przyjaciele przytaknęli i zaśmiali się cicho.

Będąc tuż przy brzegu jeziora Anastazja zanurzyła dłoń w ciepłej wodzie, czekając aż pani Eleonora zacznie swoje instrukcje.

– Wejdź do wody – rozkazała i spojrzała dziewczynie w oczy.

TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔Where stories live. Discover now