Rozdział 10

37 9 0
                                    

Drewniana chatka Elgizibiusza znajdowała się na samym początku wioski i okazała się być dużo większa, niż wyglądała z zewnątrz. Na dole znajdował się korytarz, z którego wchodziło się do przestronnego salonu z wielką zieloną kanapą i kominkiem tuż przy ścianie. Po lewej stronie od salonu znaleźć można było kuchnie oraz spiżarnię przepełnioną powidłami i konfiturami własnej roboty. Dalej znajdowała się łazienka, dwa pokoje i schody prowadzące na poddasze. Dom był wypełniony kolorowymi meblami i dodatkami, dzięki którym wydawał się niezwykle przytulny.

– Na poddaszu są jeszcze trzy pokoje i dodatkowa łazienka – powiedział Elgi, kiedy nastolatkowie rozglądali się po pomieszczeniach. – Tam przygotuje wam miejsce.

– Mieszkasz tutaj sam? – zapytała Anastazja, otwierając szeroko usta ze zdziwienia.

– A skąd! – zaśmiał się Elgi. – Z moją piękną żoną.

W tej chwili jakby na zawołanie w salonie, gdzie odbywała się ich rozmowa, pojawiła się niskiego wzrostu kobieta o krągłych kształtach i blond włosach zaczesanych w loki, sięgające do ramion. Jej postura i szeroki uśmiech na twarzy sprawiały wrażenie uroczej i miłej osoby.

– A kogóż tu mamy? – zapytała zakładając dłonie na biodra i przyglądając się każdemu po kolei.

– Ali proszę, załóż okulary – zaśmiał się z nutą zawstydzenia Elgizibiusz i podał kobiecie okulary, leżące na stole.

– Oh Elgizibiuszu, to ty, całe szczęście, bo już się martwiłam – powiedziała i wciągnęła okulary na nos. – Ale co ty tutaj robisz tak wcześnie i kto jest z tobą?

– To jest moja piękna żona Alina, ale wszyscy mówią na nią Ali – mężczyzna zwrócił się do nastolatków i obdarował kobietę buziakiem w czoło.

– Bardzo nam miło – odpowiedzieli chórem nastolatkowie.

– Witaj Ali – powiedziała pani Eleonora z szerokim uśmiechem na ustach.

– A niech mnie przeniosą i wrzucą do rzeki! Eleonora! – wykrzyczała kobieta i w podskokach podbiegła do widocznie znajomej kobiety.

Ali mocno przytuliła się do pani Eleonory, a ta odwzajemniła uśmiech.

– Przyjaciółko moja, w końcu cię widzę! – wyznała Alina, wycierając łzy w chusteczkę wyciągniętą z kieszeni fartucha.

– Nie masz pojęcia jak ja się cieszę – odrzekła.

– Kogo tu przyprowadziłaś? To twoje dzieci? Chyba nie widziałyśmy się aż tak długo? – pytała zdezorientowana, drapiąc się po czole na widok trójki nastolatków.

– Oh nie, to moi wychowankowie. Z przyjemnością ci o wszystkim opowiem przy kubku herbaty, ale wolałabym, aby ich przy tym nie było – powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy.

Ali zmierzyła wzrokiem nastolatków i przywitała się z każdym z osobna. Wydawała się tak miłą i energiczną kobietą, że uśmiech sam cisnął się wszystkim na usta od kiedy weszła do pomieszczenia. Czerwone okulary, które nosiła na nosie tylko dodawały jej uroku.

– Trzeba opatrzyć ci tę nogę, zaraz zawołam naszego lekarza – zwróciła się do Alberta i spojrzała znacząco na Elgizibiusza.

– A no tak! Już pędzę po doktora Sumbora – oznajmił Elgizibiusz i pomagając Albertowi zasiąść na kanapie, w pośpiechu opuścił pomieszczenie.

– Na pewno jesteście zmęczeni i głodni. W łazienkach pod zlewem znajdziecie czyste ręczniki, a w pokojach na górze przygotuje wam ubrania. Kiedy już się odświeżycie, zapraszam na obiad! Przygotuję coś pysznego – wypowiedziała radośnie Ali i zabierając ze sobą panią Eleonorę, udała się do jednego z przestronnych pomieszczeń.

– Bardzo dziękujemy – odpowiedziała na szybko Anastazja, zanim kobiety zdążyły zniknąć za rogiem.

– Idźcie, ja tu poczekam na lekarza – polecał przyjaciółkom Albert.

– Nigdy w życiu, poczekamy z tobą! – oburzyła się Anastazja.

– Rób co chcesz, ja oddam wszystko za ciepłą wodę i odrobinę płynu do kąpieli! – oznajmiła Teresa i podeszła do drzwi łazienki. – Brudna i tak wam w niczym nie pomogę.

Anastazja i Albert popatrzyli na przyjaciółkę z wymalowaną na twarzy dezorientacją, by po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem. Teresa popatrzyła na nich jeszcze przez chwilę, jakby zastanowiła się, czy to co robi jest właściwe, ale nim się spostrzegli, wzruszyła ramionami i zatrzasnęła drzwi od łazienki.

– Cała Teresa – stwierdziła Anastazja.

– Oj tak – zgodził się Albert i machnięciem dłoni, zaprosił Anastazję na kanapę. – Ale wiesz, że nie musisz ze mną czekać, co nie?

– Wiem, ale ja po prostu chcę. Nie lubię cię zostawiać, kiedy nie wiem, że wszystko jest w porządku – rzekła cicho i schyliła głowę, a włosy okryły jej zatroskaną twarz, która nosiła już znamiona zmęczenia.

Albert odgarnął duży kosmyk włosów za ucho Anastazji, a kąciki jego ust uniosły się delikatnie. Popatrzył jeszcze chwilę na zawstydzoną przyjaciółkę i mocno połaskotał ją w żebra.

– Broń się ofiaro! – krzyknął niespodziewanie.

Anastazja wiła się po kanapie próbując wypowiedzieć chociaż jedno słowo, ale nie była w stanie powstrzymać śmiechu. Głowę oparła o ramię przyjaciela i popatrzyła mu przez chwilę w oczy błagalnym wzrokiem. Gdy tylko odwróciła na chwilę uwagę chłopaka, wyrwała się z jego uścisku.

– Zemszczę się – oznajmiła i wbiła ostre paznokcie w brzuch Alberta. Chłopak jęknął z bólu, po czym oboje znów zaczęli śmiać się w niebogłosy.

– Ekhem, możemy przeszkodzić? – doniosły męski głos przerwał ich wesołą zabawę.

– Tak, oczywiście – oznajmiła Anastazja i wstała z kanapy.

Naprzeciwko nastolatków stanął starszy mężczyzna o jasnych, siwych włosach i z krótką, równie siwą brodą. Był nieco wyższy od Anastazji, ale zgarbiony, co sprawiało, że oczy mieli niemal na tej samej wysokości. Ubrany był w czarne spodnie garniturowe i koszulę włożoną w spodnie. Zamiast paska nosił szelki, a na wierzch założył coś, co przypominało marynarkę. Mężczyzna poprawił okrągłe okulary spoczywające na jego nosie i dokładnie zmierzył wzrokiem oboje nastolatków.

– Ja jestem doktor Sumbor, przyszedłem obejrzeć kończynę dolną niejakiego Alberta. Domyślam się, że to ty – powiedział bardzo formalnie i wskazał na chłopaka palcem.

– Tak to ja, bardzo boli mnie noga – odpowiedział Albert.

– To ja pójdę na górę – oznajmiła Anastazja, która odniosła wrażenie bycia piątym kołem u wozu.

– Tak chyba będzie najlepiej – odburknął ponury mężczyzna, a Anastazja stanęła jak zamurowana, niedowierzając w słowa, które usłyszała. Już otwierała usta, aby powiedzieć coś równie kąśliwego, ale wtedy, jak na zawołanie pojawiła się Ali.

– Aj panie doktorze, proszę być milszym dla naszych gości – skarciła mężczyznę, który spojrzał na nią z tym samym niezadowolonym wyrazem twarzy, jakoby wszyscy nadepnęli mu dzisiaj na odcisk.

– Wiesz, jak się skończyło, jak ostatnio przyprowadzili tu ludzi – odpowiedział tajemniczo. – Nie lubię obcych i nie zamierzam tego ukrywać.

TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz