...

138 18 6
                                    

– Warto było! – rzekli na raz Anastazja i Albert, po czym przybili sobie piątkę, gdy rozzłoszczona nauczycielka zniknęła za rogiem.

– Ekstra, teraz cały dzień będzie w złym humorze. A to wszystko, że wam zachciało się błaznować! – wykrzyczała dziewczynka, która zawsze podlizywała się wychowawczyni.

– Ty na pewno poprawisz jej nastrój – odpowiedziała Anastazja.

– Właśnie, więc nie ma się czym przejmować – dodał od siebie Albert i uśmiechnął się do Anastazji.

Ci dwoje często kończyli po sobie zdania lub mówili coś w tym samym czasie. Zachowywali się niemal jak bliźniacy, którzy spędzają ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę. Trzeba przyznać, że była między nimi największa z możliwych więzi. Być może łączyło ich nawet coś więcej niż przyjaźń, ale nigdy nie byliby w stanie wypowiedzieć tego na głos. Może dlatego, że nie chcieli niszczyć przyjaźni, a to było dla nich najlepsze rozwiązanie, chociaż do osiągnięcia pełnoletności i wyprowadzki z Motyla.

Nastał wieczór i po odrobieniu wszystkich zadań domowych oraz napisaniu części eseju, czwórka nastolatków udała się do ogrodu. Oczywiście nie mogli wychodzić z budynku o tej porze, dlatego zawsze wymykali się oknem na tyle budynku. Znajdowało się ono w piwnicy, dzięki czemu mieli dość łatwe wyjście, ponieważ okno nie było dość wysoko. Wystarczyło tylko, że Albert podsadził dziewczęta, a sam podciągnął się niczym zawodowy kulturysta i już znajdowali się na zewnątrz.

Wymykanie się do ogrodu stanowiło ich tradycję od kilku dobrych lat, a zaczęło się, kiedy mały Albert chował się w piwnicy by nikt mu nie dokuczał. Dziewczęta nakryły go pewnego razu, a ich ciekawość spowodowała wymknięcie się na dwór. Chcieli bowiem rozwikłać zagadkę tajemniczych świateł, które pojawiały się codziennie pod bramę ośrodka. A było to nic innego jak reflektory samochodu należącego do dostawcy jedzenia, który zawsze wieczorem przywoził zapasy, aby kucharka Hela mogła spokojnie przygotować część jedzenia na śniadanie dzień wcześniej. Dostawca pakował jedzenie do spiżarki, której drzwi wychodziły do ogrodu na tyle budynku. Hela jednak zawsze zapominała zamykać owe drzwi na noc, dzięki czemu przyjaciele mieli dostęp do jedzenia po ustalonej ciszy nocnej. Po kilku tygodniach, nocne zakradanie i podjadanie stało się już tradycją.

Pani Borgacz zawsze o godzinie dwudziestej pierwszej sprawdzała, czy wszyscy leżą w swoich łóżkach. Oczywiście nie obeszłoby się bez dodatkowej kontroli o dwudziestej trzeciej trzydzieści, kiedy to kończy się jej ulubiony serial. Przyjaciele spędzali w ogrodzie godzinę, czasem półtorej i mimo, że widzieli się cały czas, zawsze znaleźli temat do rozmowy. Dziś owym tematem były plany dotyczące wyjścia z Motyla, które było ich wielkim marzeniem. Pragnęli posiadania własnego życia, w którym nie ma codziennej kontroli i kar za źle pościelone łóżka. Ośrodek był dość biedny, dlatego nie mogli pozwolić sobie na wyjście na drogie zakupy, czy cotygodniowe wypady do teatru, a jedyną atrakcją oprócz telewizji i ogrodu były spacery do oddalonego o kilkaset metrów parku, w którym chętnie przebywali. Zawsze wyjątkowo lubili kontakt z przyrodą i mogliby nieustannie spędzać czas na dworze, jednak najbardziej przekonywała ich odrobina ciszy, spokoju i samotności, na którą nie zawsze mogą sobie pozwolić. Dziś, siedząc pod grubym i ciężkim kocem w ogrodzie, rozmyślali o swojej przyszłości.

– Chciałabym kiedyś pracować jako terapeuta, poznać ludzi, ich psychikę i postrzeganie świata! – powiedziała podekscytowana Teresa, zakręcając kosmyk swoich brązowych włosów na palcu wskazującym.

– Ja chciałbym zostać trenerem, albo nauczycielem wychowania fizycznego. Mógłbym pomagać ludziom w pracy nad swoim ciałem i pokazać, że można osiągnąć swój cel nawet w trudnych warunkach. Nawet w miejscu takim jak to... – wyznał Albert opierając głowę o ścianę budynku i patrząc w zachmurzone tego dnia niebo.

– Ja mogłabym pracować w redakcji, mogłabym dzielić z kimś moją pasję czytania – dopowiedziała o sobie Anastazja rzucając kąśliwą uwagę w stronę pozostałej trójki. Anastazja zawsze dużo czytała, ale nie miała z kim rozmawiać o swojej pasji, ponieważ reszta rzadko sięgała po jakąkolwiek książkę.

– A ty co byś chciała robić Roza, no wiesz... Jak już stąd wyjdziesz – Teresa wyrwała z transu, siedzącą obok rozmarzoną, rudowłosą dziewczynę.

– Ja nie wiem... czasem wydaje mi się, że w niczym nie jestem dobra. Nie umiem rozmawiać z ludźmi tak jak Ty, nie mam wytrwałości do czytania książek, a o pasji Alberta nawet nie wspomnę...

– Przecież potrafisz pięknie rysować, mogłabyś zostać ilustratorką książek – powiedziała po chwili namysłu Anastazja opierając się na ramieniu Alberta. – A kiedyś... kto wie? Może mogłybyśmy założyć własne wydawnictwo!

– Może i tak. Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży – przytaknęła niechętnie Rozalia i potarła ręce o kolana.

– My nigdy cię nie zostawimy, nawet jakbyś chciała... dlatego na pewno wszystko będzie dobrze! – dodała od siebie Teresa i wszyscy przyjaciele przytulili zmartwioną dziewczynę.

TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz