...

34 9 1
                                    

– An... Ja wiem, że zrobili coś okropnego, a zwłaszcza tobie..., ale może powinniśmy wysłuchać, co mają na swoją obronę? Ja nie chciałabym bagatelizować przepowiedni, która mówi o śmierci mojej najlepszej przyjaciółki – stwierdziła Teresa, kładąc spokojnie dłoń, na ramieniu Anastazji.

– Myślę, że Teresa ma trochę racji. Nie wiemy tego, co wiedzą oni, a właściwie cała nasza wiedza o tych mocach... tym wszystkim, opiera się właśnie na ich opowieściach. Może powód był bardziej złożony? – próbował poprzeć przyjaciółkę Albert, ale gdy zobaczył wyraz twarzy Anastazji, przerwał swoją wypowiedź. – Ja wiem, że to trudne po tym co zrobili, bo zrobili coś okropnego..., ale może chociaż każmy im powiedzieć prawdę! Dowiemy się tego, co wiedzą i zdecydujemy, co z tym zrobić – Albert nigdy wcześniej nie wyglądał na tak bezbronnego. Kucnął przy Anastazji i łapiąc jej małe, zimne dłonie w swoje, patrzył jej głęboko w oczy, prosząc by wysłuchała jego prośby.

– Dobrze. Wrócimy tam i poczekamy, aż powiedzą nam prawdę. Ale jeżeli zaczną ściemniać lub coś kombinować, to wychodzimy od razu! – Anastazja postawiła twardo warunek. – Ale poczekajmy tu jeszcze trochę. Ja muszę ochłonąć. Wciąż nie rozumiem, jak udało im się tak długo ukrywać tę dziewczynę. Przecież musiała gdzieś mieszkać, przemieszczać się... kompletnie tego nie rozumiem. Do tego, strasznie mi zimno.

Albert wysłuchawszy przyjaciółki, stworzył małą ognistą kulę i utrzymywał ją w powietrzu, aby ogrzać jaskinię, która chłód czerpała z okalającej jej zimnej wody. Pozwoliło to nastolatkom przetrwać tam jeszcze kilka godzin. Kiedy zdecydowali się wracać do domu Ali i Elgizibiusza był już środek nocy. Tak jak podejrzewali, w domu nikt jeszcze nie spał. Niemal w całej wiosce w oknach świeciło się światło.

– Chyba wszyscy nas szukają – stwierdził Albert.

Nastolatkowie dostrzegli kilka osób spacerujących po ulicach wioski z latarkami. Starali się jednak nie rzucać nikomu w oczy, dlatego do domu weszli od tyłu, przez drugą furtkę w ogrodzie. Z domu dobiegały różne głosy, jakby ktoś w środku bardzo głośno się kłócił. Kiedy tylko pociągnęli za klamkę, głosy ucichły. Słychać był jedynie mocne stąpanie po podłodze twardą podeszwą.

– To oni! – krzyknęła Ali, która podeszła by sprawdzić, kto próbuje dostać się do domu. – Całe szczęście! Tak się martwiliśmy – na widok nastolatków kobieta wytarła łzę i odetchnęła z ulgą, a na jej twarzy wymalował się uśmiech.

– Tu jesteście! Nie wyobrażacie sobie jak odchodziłam już od zmysłów! Myślałam, że uciekliście na dobre! Macie szlaban! – krzyczała od wejścia pani Borgacz. Nie patrzyła im jednak w oczy i nieudolnie zakrywała twarz dłonią, jakby chciała ukryć, że twarz ma całą spuchniętą od płaczu.

Pani Eleonora stwarzała wrażenie, jakby chciała swoje dzieci zbić i przytulić zarazem. Nie mogła być jednak zła, gdyż zdawała sobie sprawę, że wszystko wydarzyło się przez ich kłamstwa.

– Szlaban? Dobre sobie – zaśmiała głośno Teresa.

– Do salonu! – rozkazała pani Eleonora piskliwym tonem, a nastolatkowie poczuli ośrodkowy respekt i choć w planach mieli się postawić, grzecznie pomaszerowali w wyznaczone przez wychowawczynię miejsce.

– Dosyć już kłamstw! – powiedziała stanowczo nauczycielka. – Przepraszam Anastazjo. Nie mieliśmy prawa zachowywać się w ten sposób i narażać cię na taki stres, a tym bardziej zabierać możliwości treningu – wychowawczyni wypowiadając te słowa, co jakiś czas wycierała okolice oczu pomiętą chusteczką.

– Nie chcieliśmy cię skrzywdzić. Po prostu uznaliśmy, że to najlepszy sposób, żeby cię powstrzymać... żebyś nie szła z nimi – tłumaczyła Ali. – Nie wiń tylko Iriny. To my prosiliśmy ją o wszystko. Naprawdę chcieliśmy dobrze. Musiała się od jakiegoś czasu ukrywać w wiosce. Nawet mieszkańcy nie mieli o niej pojęcia. Dla niej to było bardzo trudne, ponieważ nie mogła się z prawie nikim spotykać! Niemal całe dnie biedna spędzała na tej wieży!

– Ale nie rozumiem, dlaczego tak bardzo zależało wam na tym, żebym została? – zapytała z zadziwiającym spokojem Anastazja. – Co to za przepowiednia, o której pani mówiła?

Z zza rogu wyłonił się Aleksander, trzymający w dłoniach szklany pucharek, po brzegi wypełniony słonymi krakersami. Właśnie kończył przeżuwać jednego z nich, a okruszki spadały z jego brody na ubranie i podłogę.

– Aleksandrze otrzep, że się! – rozkazała twardo Ali, a mężczyzna podskoczył w miejscu i strzepał z siebie prawie wszystkie okruszki.

– Przepraszam, ja po prostu jak coś przeżywam, to zajadam stres! – tłumaczył się. Otóż jest przepowiednia, jak już zdążyliście się dowiedzieć – zgromił wzrokiem panią Eleonorę.

– Przepraszam Aleksandrze. Wiem, że nie powinnam – wyznała wychowawczyni. Aleksander westchnął ciężko i pokręcił głową.

– Przepowiednia ta... może po prostu wam ją przeczytam – ściągnął ze stołu wielką starą księgę, a z niej wyjął stary kawałek papieru. Słowa zapisane były w jakimś starożytnym języku, dlatego nawet kiedy Albert próbował coś ukradkiem przeczytać, wychylając się przez ramie Aleksandra, bardzo szybko z tego rezygnował.

– Jesteś pewny? – dopytywał Elgizibiusz, a Aleksander pokiwał głową.

TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔Where stories live. Discover now