...

54 14 7
                                    

– Bardzo mi przykro. My nie mieliśmy pojęcia – dziewczyna opuściła głowę. – Czy mogę zapytać, gdzie jest teraz pani mąż?

– Rozwiedliśmy się... nie mieliśmy pojęcia jak patrzeć sobie w oczy po tym wszystkim. Sprzedaliśmy nasz duży dom. On wyjechał do... zresztą nie ważne. Ja za wszystkie oszczędności kupiłam ten budynek – uśmiechnęła się i pokręciła palcem w powietrzu.

– I jest pani teraz szczęśliwa? – dopytywała ze współczuciem Rozalia.

– Tak, jestem szczęśliwa – odpowiedziała stanowczo. – Że dzięki mnie, dzieciaki takie jak ty mają dom i kogoś, kto się nimi opiekuje. Czasami muszę być dla was surowa, żebyście nie weszli mi na głowę i czasami doprowadzacie mnie do szaleństwa, ale tak, jestem szczęśliwa – tłumaczyła, patrząc na grupowe zdjęcie wychowanków wiszące nad lodówką, a Rozalia poczuła ukłucie w brzuchu na wspomnienie o tym, co mówiła o domu dziecka.

– To bardzo przykre, a jednocześnie piękne co pani mówi – Rozalia podniosła wzrok na kobietę. – Przepraszam za ten nasz nieszczęsny żart – dodała, a na jej twarzy wymalowało się poczucie winy.

– Nic się nie stało, a ty już leć do łóżka i postaraj się myśleć tylko o miłych rzeczach – rzekła, wstając do gwiżdżącego czajnika. – Wypij herbatę i spróbuj zasnąć – dodała, wręczając zapłakanej Rozalii kubek z gorącym naparem.

– Dziękuję – wypowiedziała i złapała głęboki oddech. – Za wszystko – dodała, aby pani Borgacz wiedziała, że jest wdzięczna za tę rozmowę. Wychowawczyni pokiwała tylko głową i machnęła ręką na znak, że chce aby dziewczyna już poszła. Rozalia zastanawiała się nad słowami pani Eleonory przez całą drogę do pokoju. Czuła się zdecydowanie lepiej, jednak wciąż miała wyrzuty sumienia za wymykanie się nocami z Motyla.

Nad ranem nastolatkowie spotkali się na śniadaniu. Nie wyglądali jednak zbyt dobrze. Oczy Anastazji były podpuchnięte, a Teresa nie zauważyła nawet, że założyła swój sweter odwrotnie i ma skarpetki nie do pary. Albert natomiast ciągle ziewał i przecierał oczy. Tylko Rozalia czuła się bardzo dobrze. Wszystko było pewnie zasługą wypitej przez nią na noc gorącej herbaty. Chociaż przyjaciele wypytywali ją o szczegóły jej rozmowy z panią Borgacz, dziewczyna zdradziła tylko, że dostała gorącą herbatę i przeprosiła za ich poprzedni żart.

Kara, którą wymierzyła wychowawczyni nie była jednak tak sroga, jak podejrzewali nastolatkowie, ale i tak ciężko było dokończyć i sprawdzić esej w tak krótkim czasie. Było to w tej chwili największym zmartwieniem Anastazji. Zawsze musiała robić wszystko idealnie, a takie ograniczenia czasowe bardzo ją stresowały. Mimo przeciwności, prawie wszyscy skończyli na czas i jeszcze przed śniadaniem zanieśli esej na biurko pani Eleonory. Esej Alberta był niestety o jedną stronę za krótki, przez co dostał do napisania kolejny, o stronę dłuższy.

– Nie mogłeś dopisać czegokolwiek na tej stronie? Albo pisać większymi literami? – dopytywała zażenowana Anastazja.

– Bolała mnie głowa, nie miałem siły myśleć – odparł chłopak.

– To tak samo jak mnie i Teresę. Pewnie nas przewiało w ogrodzie. Oby tylko Kocira się nie dowiedziała – zmartwiła się.

– Niczego nie podejrzewa – odparła Rozalia i położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki.

Przyjaciele nie byli zadowoleni z przeziębienia, gdyż rozwinęło się ono na wyczekiwaną przez wszystkich sobotę. Tylko Rozalia czuła się w miarę dobrze, aczkolwiek złe samopoczucie jej przyjaciół nie sprawiało jej radości, więc także ona chodziła przygnębiona. Na szczęście od rana mogli przebywać na świeżym powietrzu i nie oddychać już tym ośrodkowym, cuchnącym wilgocią i starością. Starali się unikać pani Eleonory, żeby tylko nie wezwała doktora i nie zamknęła ich w pokojach na cały weekend.

Po obiedzie cała czwórka udała się na spacer do parku. Mieli tam swoje ulubione miejsce, w którym zazwyczaj spędzali wolne, sobotnie chwile. Była to tylko zwykła drewniana ławka nad małym, lekko zarośniętym chaszczami jeziorem. Jednak dla dzieciaków, które na co dzień widzą tylko ściany domu dziecka, ta ławka była najszczęśliwszym miejscem na ziemi. To właśnie tam po raz pierwszy przysięgli sobie wieczną przyjaźń i wyryli swoje inicjały w kamieniach, które ułożyli obok siebie.

– Nie dam rady napisać tego wypracowania – narzekał wciąż Albert.

– Trzeba było napisać poprzednie, miałbyś problem z głowy – odpowiedziała mu kąśliwie Anastazja.

– Łatwo ci mówić, ona się na mnie uwzięła! – nieporadnie próbował się tłumaczyć.

– Ona się uwzięła na każdego, właśnie dlatego nie warto z nią igrać – dodała Teresa, łapiąc się za głowę.

– Czasami jest miła – powiedziała cicho Rozalia, za co otrzymała zaskoczone spojrzenia przyjaciół.

– Może czasami, jak wszystko jest tak jak sobie wymarzyła – stwierdziła Anastazja.

– Chcecie cukierka? Schowałam kilka na czarną godzinę – zapytała Teresa wyjmując kolorowe karmelki z kieszeni skórzanej kurtki, ale poczęstował się tylko Albert. Siedzieli w ciszy niemal pół godziny wgapiając się w zieloną taflę wody.

– Nie wierzę, że tak niewiele brakuje nam, aby stąd wyjść – powiedział Albert spoglądając na Anastazję.

– Im bliżej, tym czuję się bardziej przerażona – powiedziała Anastazja, wstając i wpatrując się w lustrzaną taflę wody.

Przyglądała się chwilę, a jej oczom ukazało się niebieskie, bardzo jasne światło pochodzące z głębi jeziora. Im dłużej patrzyła, tym wydawało się większe i jaśniejsze. Dziewczyna przybliżyła się o kilka kroków, a na jej twarzy zagościło przerażenie. Czuła się jednak niespotykanie. Jakby woda stojąca w zbiorniku chciała się z nią w jakiś sposób porozumieć. Było coś intrygującego i tajemniczego w tym świetle, a fakt, że pochodzi z głębi jeziora tylko potęgowało ciekawość.

– Widzicie to? – spytała zafascynowana, na co wszyscy spojrzeli na nią z dozą dezorientacji.

– Co mamy widzieć? – zapytał zaskoczony Albert, spoglądając na pozostałych i również podszedł bliżej.

– Te światło w jeziorze – pokazała palcem na środek zbiornika – jest takie piękne! – dodała rozanielona.

Niebiańskie światło wyskoczyło z wody i przez krótką chwilę unosiło się ponad jej taflą. Albert i Teresa podeszli bardzo blisko Anastazji. Dziewczyna wpatrywała się w światło jak zahipnotyzowana. Kula zaczęła jednak bardzo szybko przesuwać się w stronę Anastazji, jakby chciała uderzyć w nią z pełną mocą, ale kiedy tylko Albert dostrzegł jej zamiary, rzucił się osłaniając dziewczynę własnym ciałem. Chłopak zasłonił siebie i przyjaciółkę otwartymi dłońmi, z których zaczęła wydobywać się smuga czerwono–białych płomieni.

Sam Albert na początku nie zauważył tego od razu, jednak, gdy tylko świetlista kula zderzyła się z ogniem wypływającym z jego dłoni, rozbryznęła się na miliony kawałeczków, stając się tylko pyłem, który opadł na ziemię i został rozwiany przez wiatr. Przestraszeni nastolatkowie stanęli osłupieni, nie wiedząc, że właśnie teraz wydarzyło się coś, co zmieni ich życie na zawsze.

TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔Where stories live. Discover now