...

45 11 4
                                    

Z twarzy Alberta można było wyczytać, jak wiele energii kosztuje go kolejna próba użycia swoich mocy. Ku zaskoczeniu samego Alberta oraz Teresy i Anastazji z jego dłoni zaczął wydobywać się mały płomień, który wystrzelił niczym rozpędzona wyścigówka i trafił wprost w kartkę, która natychmiast zajęła się ogniem. Przyjaciele spojrzeli po sobie z szerokimi uśmiechami, które stawały się coraz jaśniejsze. W końcu ich usta przybrały kształt przerażenia, gdyż Albert nie był w stanie zapanować nad swoją nowoodkrytą mocą.

– Albercie już wystarczy, za chwilę spalisz dach! – krzyknęła przestraszona Teresa.

– Nie potrafię tego zatrzymać! – Albert był wyraźnie przestraszony.

Anastazja nie myśląc zbyt długo, złapała chłopaka za nadgarstki i złożyła jego dłonie razem, a ogień przestał się z nich wydobywać.

– Skąd wiedziałaś, że się nie sparzysz?

– Nie wiedziałam, mogłeś podpalić wszystko wokół, a to było jedyne co podpowiadała mi logika.

– Słuchajcie mamy większy problem! – odezwała się Teresa, która bezskutecznie próbowała zgasić ogień tlący się na dachu kocem Anastazji, ale kiedy to robiła stawał się on jeszcze większy. Koc również zajął się płomieniami, a spanikowana Teresa cisnęła nim pod nogi i zaczęła deptać.

Nastolatkowie byli przerażeni i nie mieli bladego pojęcia co zrobić. Bali się, że za chwilę przez własną głupotę stracą dach nad głową, a razem z nimi pozostałe dzieciaki, a nawet Pani Borgacz. Zdawali sobie sprawę, że jeżeli zaczną krzyczeć, doprowadzą do paniki mieszkańców, a wychowawczyni, która i tak jest na nich bardzo cięta, przeniesie ich do innego ośrodka, w drugiej części kraju.

Wiatr huczał coraz bardziej, a przez to ogień zaczął przenosić się, zajmując większy obszar dachu. Nastolatkowie stali i przerażeni wgapiali się w niego próbując wymyślić, jakieś sensowne rozwiązanie. Anastazja wystąpiła krok dalej i wyciągnęła rękę po koc, który chciała zrzucić z dachu, aby powstrzymać pożar. To była ich jedyna szansa, mimo iż wiedzieli, że całą sytuację na pewno zauważy któryś z mieszkańców, lub co gorsze – pani Borgacz, ale tylko tak byli w stanie opóźnić pożar dachu. Kiedy blondynka prawie złapała koc w dłonie, poparzyła się i krzyknęła piskliwie. Popatrzyła na koc i ponownie wyciągnęła ręce ku niemu. Ku zaskoczeniu samej Anastazji oraz jej przyjaciół, z jej dłoni zaczęła wydobywać się ciecz, która prawdopodobnie była zwykłą wodą, ale nikt nie miał co do tego pewności, gdyż jedynym oświetleniem o tej porze był księżyc oraz pożar, który dziewczyna właśnie zaczęła gasić własnymi rękami.

– Co się tu dzieje do licha? – zapytała zdezorientowana Teresa.

– Nie mam pojęcia! – odparła Anastazja, a ogień zaczął gasnąć pod wpływem wypływającej z jej ciała cieczy.

– Ty zawsze mnie gasisz – zadrwił Albert, nie mogąc darować sobie takiej sytuacji, do powiedzenia czegoś złośliwego. W głębi duszy ucieszył się, że nie tylko on odkrył w sobie nowe umiejętności oraz że Anastazja uratowała ich przed utratą domu.

Chłopak uśmiechnął się delikatnie i objął obie dziewczyny.

– Widzicie, nie tylko ze mną jest coś nie tak! – powiedział wskazując głową mokry, lekko spalony kawałek dachu, starając się ukryć fakt, że to on spowodował pożar.

– Ja nie wiem, Anastazjo! Wygląda na to, że ty chyba też masz jakąś dziwną moc – powiedziała Teresa, próbująca uspokoić emocje trzymaniem się za kolana.

– Nie rozumiesz? Mówię również o Tobie – odpowiedział jej Albert.

– Przecież ja nic nie zrobiłam!

– Kiedy wyrzuciłem pierwszy mały płomień ze swoich dłoni, przestraszyłaś się. Widziałem to, bo drgnęłaś – tłumaczył chłopak patrząc Teresie w oczy i spoglądając po chwili na Anastazję, która zdawała się zrozumieć, co chłopak ma na myśli.

– Zdenerwowałaś się, a wtedy wiatr zaczął huczeć i rozprzestrzeniać ogień! – dokończyła po Albercie Anastazja, która zdawała się tłumaczyć to wszystko również sobie.

Teresa stała jak osłupiała i nie mogła uwierzyć w słowa swoich przyjaciół, ale nie mogła zaprzeczyć, aby to o czym mówili nie miało żadnego sensu.

– Czyli co, Albert jakoś dziwnie wznieca ogień, Anastazja wylewa wodę, a ja wzmagam wiatr? Co się tu dzieje!? – zapytała zdezorientowana, ale też lekko zaintrygowana.

– Nie mam pojęcia. To wszystko jest jakieś dziwne – odpowiedziała jej Anastazja, wzruszając ramionami.

– To może Rozalia też ma jakąś moc? – zapytał Albert, nie ukrywając uśmiechu.

– Z czego się cieszysz? Nie wiemy co się z nami dzieje, ani co wywołało te dziwne anomalie. Uważam, że jest to najgorszy moment w naszym życiu, aby pojawiały się takie rzeczy! – zbulwersowała się Anastazja. – Do tego, teraz mogą nas stąd wyrzucić! Pani Borgacz prędzej czy później odkryje cieknący dach.

– Nie rozumiem cię Anastazji, to chyba najlepsze co nas tutaj spotkało – odparł zaskoczony Albert.

– Niedługo mamy opuścić ośrodek, nie panujemy nad tymi, jak o tym mówisz mocami! – uniosła dłonie do góry. – Miałam nadzieję na normalne życie, a nie próby przetrwania i opanowania jakieś dziwnej anomalii – kontynuowała i opadła z sił Anastazja.

Dziewczyna osunęła sięna ziemię, a Albert natychmiast próbował złapać ją w ramiona, by nie uderzyła sięo kant dachu lub rynny, albo co gorsza – spadła z dachu. Oboje opadli na ziemiei niemal w tej samej chwili, na dach po drabinie wkroczyła pani Borgacz,zwabiona krzykami, hałasem i smrodem spalenizny.

TRZYNASTY GWIAZDOZBIÓR ✔Where stories live. Discover now