Rozdział 7

1.4K 68 10
                                    




POV Aiden

 „Jest mi przykro, że nie chcesz usłyszeć mojej perspektywy." — Słowa Carli odbijały mi się echem w głowie.

 To nie tak, że nie chciałem jej wysłuchać. Bo jakaś rozsądniejsza część mnie wiedziała, że warto było jej wysłuchać i poznać sytuację z jej strony. Jako dorosły nauczyłem się, że konflikty trzeba było rozwiązywać od razu. Że trzeba było wysłuchać dwóch stron, bo medal nie miał jednej strony. Każdy miał swoją perspektywę i wysłuchując obydwóch można było wyciągnąć poprawniejsze wnioski. Dojść do prawdy.

 Tylko nie byłem na to gotowy. Wiązało się to z otwarciem ran, które nie do końca się zasklepiły. Obawiałem się, że to co miała do powiedzenia potwierdzi słowa jej ojca. Potwierdzi deklaracje Clifforda, która na nowo złamię mi serce i sprawi, że na nowo ją znienawidzę. Szczerze się bałem, że to co miała do powiedzenia ponownie mnie złamie. Dlatego wolałem odwlekać to w czasie. Aż poczuję się gotowy albo zmuszę się do wysłuchania jej.

 Poczekałem przed wejściem do domu Oazy, aż Carla zgrabnie zaparkuje forda. Trzeba było jej oddać, że była dobrym kierowcą i nikt tak dokładnie jak ona nie zaparkowałby tyłem takim samochodem. Kiedy do mnie dołączyła przybrała na twarz lekki uśmiech, którego u niej nienawidziłem. Wiedziałem, że zakładała go by ukryć za nim prawdziwe emocję. To była jej wyćwiczona maska, którą karmiła ludzi. Nie skomentowałem tego otwierając drzwi frontowe. Przepuściłem ją przodem.

 W wejściu dotarły do nas wzmożone hałasy grupy. Rozmawiali w salonie wymieniając się spostrzeżeniami dotyczącymi ich pobocznej pracy. W tygodniu roboczym zajmowali się swoją pracą w firmie. W weekendy wszyscy zajmowaliśmy się drugą robotą związaną ze sprzedażą i kupnem pojazdów z wyścigów. Innym słowem: Zajmowaliśmy się nielegalnym przedsiębiorstwem. Każdy z nas za coś odpowiadał i musiałem wprowadzić w to Carlę.

 Zatrzymując się w wejściu do salonu towarzysze ucichli. Skanowali nas spojrzeniem, a na ich ustach wykwitł znaczący uśmieszek. Udawałem, że nie widziałem jak Carlos i Lara poruszali brwiami.

— Chwilę temu zastanawialiśmy się gdzie cię wywiało. — poinformował przyjaciel. — Teraz przynajmniej wiemy.

 Pchnąłem Carlę lekko do przodu by nie wyglądała, jakby chciała uciec z dala od towarzyszy, których poznała dzień wcześniej i nie zrobiła na nich najlepszego wrażenia. Chyba nikt nie chciał, żeby nieznajomi, z którymi miało się współpracować widzieli jak po niekontrolowanej ilości alkoholu się rzygało. Była to dość niezręczna gafa i czuła się przez to niekomfortowo. Nie wiedziała, że w naszym środowisku nikt tego nie potępiał, a robił sobie pole do żartów. Nie była pierwszą osobą, która zaliczyła tu zgon.

— Jak tam, mała Carlo? — Carlos podszedł do dziewczyny i zrównał się z nią. — Główka boli?! — Specjalnie podniósł ton głosu i poczochrał ją po głowie, jak niesforne dziecko.

— Zaraz kolejne jaja ucierpią. — warknęła, spychając jego rękę.

 Dobrze, że sama to zrobiła, bo gdyby ten chujek przetrzymałby ją o sekundę za długo mógłbym mu ją niechcący połamać. Widząc mój morderczy wzrok wyszczerzył się durnowato i wrócił na kanapę. Wskakując zmusił Jaxa do przesunięcia się w bok, gdzie spoczywał Shawn nie spuszczający ze mnie przenikliwego wzroku. Jak zwykle musiał coś analizować.

— Nigdy nie widziałam by ktoś tak zgrabnie rzygał i by Aiden tego kogoś ogarniał. — powiedziała Lara, wystawiając w jej stronę talerz. Odmówiła jedzenia przełykając ciężko ślinę. Kac nie miał serca. — Dałaś dobry popis, Carla. Jak się czujesz?

Race For Love [+18]Where stories live. Discover now