Rozdział 25

1.2K 53 1
                                    


POV Carla 

 Zaraz po wyjeździe z piekielnego toru wszyscy udaliśmy się do Oazy. Nikt nie miał siły się rozdzielać. Nikt nie chciał tego robić po tak pokręconej nocy. Przerosła ona nas wszystkich. Kogoś w mniejszym bądź większym stopniu, ale wszyscy odczuwaliśmy jakieś skutki. Powrót był trudny. Ford, Supra i częściowo Urus zostały zniszczone. Byliśmy zmuszeni zostawić Toyotę na torze. Ford był zgnieciony, ale sprawny. Wzięłam go pod swoje skrzydła i odpowiedzialność, zaś Lara wzięła Lamborghini. Kiedy przekroczyliśmy próg domu każdy udał się do swoich pokoi. Naturalnie nie posiadając swojego pokoju trafiłam pod kołdrę Aidena i wcale nie narzekałam. Nie chciałam go opuszczać, bo kiedy się od siebie odsuwaliśmy ponownie czułam wzbierającą się panikę. Potrzebowałam jego bliskości.

 I mi ją zapewnił.

 Aiden przez całą noc nie opuścił mnie choćby na krok. Tulił mnie, spał z głową przyciśniętą do klatki. Ocieplał mnie swoim ciałem. Dawał to poczucie bezpieczeństwa, którego mi brakowało.

 Budząc się rano u jego boku zdołałam się uśmiechnąć. Odwzajemnił to uchylając powieki i zaszczycając mnie spojrzeniem.

— Czy ten dzień będzie dobry, czy muszę sobie odpuścić tę formę przywitania? — Poranna chrypka sprawiła, że jego głos stawał się mrukliwy. — Pójdę bezpieczną drogą: Witaj Carlo.

— To ja będę bardziej optymistyczna. — Przeturlałam się na drugi bok by móc go dosiąść. Zaskoczony moim ruchem z opóźnieniem umieścił dłonie na biodrach. — Dzień dobry, Aidenie.

 Uśmiech z jego twarzy w szybkim tempie został zastąpiony grymasem zastanowienia i poczucia winy.

— Lepiej się czujesz?

 Sen był najlepszym lekarstwem na wszystko. Szczególnie na zmęczenie psychiczne. Moje baterie były naładowane i gotowe do dalszej rozmowy, którą przerwał.

— Nie potrafię znaleźć wytłumaczenia na ten atak paniki. Kilka lat temu miałam ostatni i się nie powtarzały — zaczęłam się tłumaczyć. Nie chciałam wyjść na kobietę z problemami emocjonalnymi.

— Nie musisz się z tego tłumaczyć — przerwał mi, podszczypując skórę na udzie. — To się zdarza, zwłaszcza przy tak silnych emocjach — ściszył głos odwracając wzrok.

— Aid. — Chwyciłam go za szczękę nakierowując ją na siebie.

— Przepraszam — rzucił pierwszy.

 Był skruszony, przygnębiony i cholernie winny. Musieliśmy dokończyć rozmowę by móc odetchnąć z ulgą. By móc normalnie funkcjonować.

— Dlaczego odszedłeś? — zapytałam.

 Musiałam poznać odpowiedź na to pytanie. Dlaczego chciał odejść i czy odejście wiązało się z kolejnym naszym końcem? Nie chciałam by poszło to w tę ciemną stronę. Nie, kiedy siebie odzyskaliśmy.

— Bo mój zaborczy neandertalczyk chciał spierdolić do innej epoki.

 Parsknęłam śmiechem niedowierzając, że w takim momencie postanowił to powiedzieć. Po takich wypowiedziach wiedziałam, że ostatnio musiał zbyt dużo czasu spędzać z Carlosem.

— A tak na poważenie, powtórzę to co kilka godzin temu. Boję się, Car. Boję się o naszą przyszłość, bo nie wiem jak wyglądało twoje życie przez ostatnie pięć lat.

 Zeszłam z niego przysiadając na krawędzi materaca. Aiden powtórzył ruch opierając się o wezgłowie. Patrzyłam na niego czekając na kolejne zdania.

Race For Love [+18]Where stories live. Discover now