Rozdział 11

1.4K 61 1
                                    


POV Carla 

 Wieczorek filmowy nie skończył się tak szybko jak obstawiałam. Obejrzeliśmy wspólnie dwa filmy, po których grupa postanowiła zmienić oglądanie na granie. Wyciągnęli cały stos gier różnego rodzaju. Karcianych, planszówek, strategicznych i tych typowych dla dzieci. Spędzając z nimi czas z początku czułam się niekomfortowo, ale zmieniało się to z każdą sekundą. Z każdym dniem, z każdą rozmową czułam się z nimi lepiej. Dobrze spędzało mi się z nimi czas, który z nimi mijał jak pojebany. Nim się wszyscy obejrzeliśmy była już pierwsza w nocy. Pomimo wielu przeciwnych głosów postawiłam na swoim i samotnie pojechałam do rezydencji. Namówienie ich do wypuszczenia mnie z Oazy trwało dobre piętnaście minut, aż w końcu poszli mi na rękę. Lara z Jaxem nie chcieli puścić mnie o tej porze bym sama wracała, Aiden zaoferował odwiezienie mnie, a Shawn stał po mojej stronie mówiąc, żebym sobie jechała. Co prawda, nie miało to miłego wydźwięku, ale przynajmniej ktoś stał po mojej stronie.

 Skończyło się tak, że po drugiej udało mi się położyć w moim łóżku, gdzie zmęczona po całym dniu padłam jak długa.

 Budząc się po dziesiątej rano czułam się, jakbym przespała ciągiem cały tydzień. Byłam wypoczęta, ale nie w pełni zregenerowana. Rwało mnie w karku, czułam lekkie ciągnięcie w mięśniach, które zmęczone po ciągłym wysiłku, w końcu mogły się odezwać bólem. Dyskomfort miedzy udami przypominał o przyjemnym i niepoprawnym południu spędzonym w biurze Aidena. Na samą myśl przechodził mnie dreszcz kumulujący się u zbiegu ud. To było szalone, pieprzenie podniecające i totalnie nie na miejscu. Nie powinniśmy przekraczać tej granicy, ale to zrobiliśmy i nie mieliśmy jak cofnąć czasu. Jedynie nie mogłam pozwolić by to się powtórzyło.

 Przerywając myśli o Aidenie wstałam z łóżka i udałam się pod prysznic. Wzięłam sobie dzień wolny do załatwienia paru spraw. Musiałam iść po nowy telefon, najlepiej taki z klawiaturą by mieć pewność, że nie dałoby się go zlokalizować i założyć w nim podsłuchu. Potrzebowałam telefonu do skomunikowania się z pewną kobietą, która miała mi pomóc w vendetcie na Cliffordzie.

— Witaj Carlo. — Przywitała mnie Doris ścierająca kurze na piętrze domu. — Miło cię zobaczyć niespieszącą się do pracy i o znacznie późniejszej godzinie niż zazwyczaj. Jak się czujesz po pierwszym miesiącu?

 Przerwała swoją pracę by zejść ze mną na dół do kuchni. Od razu zabrała się za zrobienie śniadania. Usiadłam na krzesełku przy wyspie nie zaprzestając odsączania włosów z wody po prysznicu.

— Dobrze. — mruknęłam, myśląc nad rozwinięciem wypowiedzi. Musiałam uważać na to co mówiłam. Mieć to przemyślane. Mogli zdawać relację mojemu ojcu. — Z początku byłam wściekła, że musiałam tu przyjechać. Naprawdę byłam załamana tym, że ojciec mnie tu przysłał i odebrał życie w Oregonie. Ale po tym miesiącu zaczęłam zauważać więcej plusów. Znalazłam sobie pracę, która mnie uszczęśliwia. Nowych znajomych. Wszystko zaczęło się układać w dobrą stronę. Zauważyłam dla siebie szanse.

 Clifford miał tendencję do odbierania mi rzeczy, które mnie uszczęśliwiały i były dla mnie cenne. Jeśli usłyszałby, że czułam się tu dobrze i układałam sobie życie na nowo, istniała duża szansa, że zechciałby to zniszczyć. Jeśli nagle zaczęłoby się coś stopniowo pierdolić to miałabym pewność, że służba zdawała mu relację. Musiałam jakoś przegonić służbę z domu by sprawdzić czy nie było w nim podsłuchów albo innych urządzeń śledzących moje dupsko.

— Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zdołałaś sobie to przemyśleć i ułożyć. — Kładąc przede mną talerz z kolorowymi kanapkami uśmiechnęła się serdecznie. — Cały czas nie ma cię w domu, więc mogę się założyć, że poznałaś nowych znajomych. Albo starych. Ostatnia obecność Aidena Warda nie mogła być kwestią przypadku.

Race For Love [+18]Where stories live. Discover now