Rozdział 15

1.2K 54 5
                                    


POV Aiden 

 Zaraz po pojechaniu do Oazy i pozostawieniu na terenie forda nie miałem zamiaru przebywać z domownikami dłużej niż było to konieczne. Byłem zbyt wściekły by szybko się uspokoić. Wyczuli to od razu, gdy tylko przekroczyłem próg i nie odważyli się zapytać czym była spowodowana moja złość. Nawet Carlos, choć widziałem ile kosztowało go zachowanie pytań dla siebie. Od razu przeszedłem na górę gdzie miałem swój pokój. Wziąłem prysznic pozbywając się smrodu tej nieszczęsnej nocy. Pozbywałem się z siebie zapachu Carli, który nagle zaczął mnie parzyć. Miała rację. Nie powinniśmy przekraczać tej granicy. Nie powinniśmy się kusić, gdy prawda wisiała nad naszymi głowami gotowa do wyjścia na światło dzienne. I czułem, że nie przypadłaby mi do gustu. Że zmieniłaby wszystko co wydawało mi się być prawdzie, a w rzeczywistości było to iluzją. Ile rzeczy było zakłamaną prawdą? Ile się zmieni kiedy znajdę w sobie siłę by wysłuchać Carlę? I skąd miałem mieć pewność, że nie okłamałaby mnie? Moje zaufanie do niej było skomplikowane. Posiadałem pewien opór przed pełnym zaufaniem tej kobiecie. Sama przestrzeń czasowa zmieniła nasze postrzeżenia wobec siebie.

 Carla wierzyła, że mogło się to zmienić. Że miało być lepiej niż było. A ja jej wierzyłem. Jakaś część mnie w pełni wierzyła w jej słowa i zapewnienia. Ale istniała ta druga część mnie, która trzymała się na dystans od głupiej nadziei. Nie chciałem kolejnego bólu i kolejnego rozczarowania. Za dużo tego było i zwyczajnie nie chciałem więcej.

 Targany złością, wyżerającą mnie wściekłością wsiadłem do Jeepa i zacząłem krążyć po mieście. Jechałem bez celu byleby być w ruchu. Jazda samochodem mnie uspokajała i tego najbardziej potrzebowałem. Jechania bez celu, w nieznanym kierunku, w samotności.

 W pewnym momencie zostałem wytrącony ze skupienia przez dzwoniący telefon. Sięgnąłem po niego stając na miejscu parkingowym po drugiej stronie Oazy. Nie miałem zamiaru do niej jeszcze wracać, ale musiałem odebrać, bo Carlos nie dałby mi spokoju.

— Co jest? — zapytałem, przecierając zmęczoną twarz. Pół nocy nie spałem zabawiając się z Carlą i obserwując ją gdy spała. — Mów, Carlos.

— Nie wiem co zaszło między tobą, a małą Carlą, ale nie jest dobrze. — powiedział.

 Słyszałem jak krążył po pomieszczeniu, w którym rozchodziło się głuche echo. Musiał być na warsztacie. Co on tam robił? Dlaczego przeszkadzał jej w pracy? O ile do niej dotarła.

— Przejdź do rzeczy. — nakazałem, czując jak drga mi powieka.

— Carla przyjechała z opuchniętą ręką i postanowiła z nią pracować. Nie przejąłbym się tym, gdyby na kostkach nie miała opatrunków, które były zakrwawione. A gdy Lara chwyciła ją za rękę skomlała jakby ją zażynali. Darła się i płakała. Wtedy pomyślałem, że coś jest na rzeczy, ale nie zatrzymywałem jej kiedy uparcie wyrywała się do pracy.

— Dlaczego do cholery jej nie powstrzymałeś? I co jej się stało w rękę?

— Skąd mam wiedzieć?! — obruszył się. — To ty spędziłeś z nią noc. Znając was podejrzewałbym, że za mocno się zabawiliście, ale wróciłeś zbyt wkurwiony by podejrzewać was o całą noc igraszek. Z drugiej strony co innego mieliście robić przez tyle czasu?

— Carlos, do kurwy nędzy! — huknąłem, waląc dłonią w kierownice. — Masz w tej chwili wynieść jej piekielnie dupsko z warsztatu i zabrać ją do szpitala!

 W tej chwili byłem gotów włączyć się do ruchu i wrócić do Oazy. Lecz to nie był dobry pomysł. Nie miałem pewności czy Carla chciała mnie widzieć po tym co zadziało się między nami rano. A zadziałało się zbyt dużo. Dlatego wolałem by to Carlos ją zabrał do szpitala i przypilnował by nie wróciła do pracy.

Race For Love [+18]Where stories live. Discover now