Rozdział 31

986 43 0
                                    


POV Aiden 

 Nie widziałem jak powinienem postrzegać tę całą sytuację, która wynikła z sekundy na sekundę. Nie spodziewałem się, że zostawiając śpiącą Carlę i jadąc do sklepu dopuszczę do jej porwania. Gdybym tylko wiedział zwyczajnie bym ją zbudził i zabrał ze sobą. Miałem zapewnić jej bezpieczeństwo, pilnować by sobie wypoczęła, zwłaszcza odpoczęła psychicznie, a w zamian jej nie dopilnowałem i została porwana. Nasze życie nigdy nie było spokojne, ale to było już jebana przesada.

 Nie słuchając agentki bezzwłocznie wsiadłem do samochodu i ruszyłem za kordonem pojazdów. Gdy powiedziała, w którym miejscu miała zostać doręczona, wiedziałem gdzie to było. I wiedziałem, że droga jest dość długa, a ich pojazdy nie miały w sobie tyle mocy by szybko tam dotrzeć. Ignorując ostrzeżenia funkcjonariuszy zacząłem ich wszystkich wyprzedać. Z mocą zmieniałem biegi by wykrzesać jak najwięcej z Jeepa. Mógł wydawać się niepozorny, ale podrasowanie samochodów było moją ulubioną czynnością zaraz po ich zakupie. Żaden nie był w fabrycznym stanie, co ułatwiało mi drogę podczas takich zdarzeń.

 Słysząc przychodzące połączenie, widząc na ekranie imię Carlosa, przycisnąłem przycisk na manetce.

— Co jest? — zapytałem nie swoim głosem. Był pełen napięcia i obawy.

— Dlaczego psiarnia wjechała na teren?! — W tle przebijały się głośne rozmowy i policyjne syreny. — Dlaczego cały czas mówią, że szukają wszystkich rzeczy należących do Carli?!

 Zmarszczyłem brwi zastanawiając się dlaczego wszyscy nie skupiali się na pojechaniu po dziewczynę, tylko na wielu pobocznych kwestiach. Carla była najważniejsza i to na niej powinni się skupić. Ja się na niej powinienem skupić.

— A co mówią?

— Szukają jakiś rzeczy do śledzenia i reszty papierów z teczki Carli. Co się tam dzieje u was?

— Carla została porwana przez tego chuja z Oregonu — poinformowałem, gwałtownie zmieniając pas. Policja starała się mnie spowolnić. — Jedziemy do hangarów lotniczych niedaleko domu nad jeziorem. Do tego co nie raz odwiedzaliśmy na festynach.

— Wiem gdzie. Już się zbieramy.

 Rozłączył się nie pozwalając mi go powstrzymać. Ich obecność mogła okazać się zbędna albo mogli plątać się pod nogami funkcjonariuszy. Nie chciałem by coś im się stało, a mogło stać się wiele. Pocieszającym był fakt, że z Oazy na płytę mieli godzinę drogi i zanim by dotarli mogło być już po wszystkim.

 Porzuciłem myśli o przyjaciołach i skupiłem się tylko na otoczeniu. Redukując bieg zacząłem wyprzedzać ostatni samochód należący do służb. Część z nich zboczyła z trasy. Zjechali korzystając ze zjazdu prowadzącego na północy zachód. Wśród nich znajdował się Dallas. Musieli od razu zabrać go do aresztu. Najlepiej do takiego gdzie zamykają najgorszych przestępców. Przez znaczne zredukowanie wsparcia na konkretne miejsce zmierzały już tylko cztery pojazdy. Ja, samochód Louis i w dwóch pojazdach jej wsparcie.

 Wywróciłem oczami widząc na wyświetlaczu numer agentki. Odebrałem, obawiając się, że gdybym tego nie zrobił zmusiliby mnie siłą do odebrania.

— W tej chwili masz się z nami zrównać, Ward, zanim zrobię nalot na twoją firmę i prześledzę cię do cna wraz z twoimi ludźmi — zagrzmiała. — Przez swoje narwanie zniszczysz cały plan!

— To mi go zdradź, do kurwy nędzy! — huknąłem, czując jak przepełniają emocję.

 Bałem się o Carlę. Tak kurewsko się o nią bałem. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś jej się stało. Nie wybaczyłbym sobie gdyby Clifford wygrał i Carla trafiłaby w obce łapy. Nie chciałem tego dla niej. Za dużo już przeszła przez tego psychopatę, który miał czelność nazywać się jej ojcem, by przechodzić jeszcze więcej. Martwiłem się o nią. O jej kondycję. Ledwo się trzymała po zdradzie człowieka, którego uważała za przyjaciela. Nie chciałem myśleć jak ciężko musiało jej teraz być. Dlatego leciałem jak łeb na szyje by jak najszybciej się przy niej znaleźć.

Race For Love [+18]Where stories live. Discover now