ROZDZIAŁ 7

5.3K 497 71
                                    

-Uważaj- zostałem pchnięty do przodu i przyrżnąłem głową o twardą nawierzchnię słysząc odgłos hamowania auta.

Próbujesz mnie rozjechać, tato?

Dlaczego pomyślałem, że to on chciał mnie zabić? Może chce się Tobą zabawić, a później zabić? Część pierwszą masz za sobą! - Powiedział cichy głosik w mojej głowie.

Wstałem i otrzepałem spodnie. Spojrzałem w bok, ale po samochodzie nie został nawet ślad.

-Nic Ci nie jest?- Odwróciłem się i zerknąłem na mężczyznę stojącego przy chodniku. Dotknąłem bolącej głowy. Pewnie będę miał guza. Zmrużyłem oczy i lekko kiwnąłem głową do faceta, który uparcie wpatrywał się we mnie, a później spojrzałem na niego. To był nastolatek! W błąd wprowadził mnie pewnie jego głos. Przede mną stał mocno opalony szatyn, ubrany podobnie jak ja, w spodnie dresowe, ciemną koszulkę i buty do biegania. W uchu miał słuchawkę, a druga wisiała przy jego piersi. On też patrzył na mnie i zapewnie oceniał.

-Olek?- Zmarszczyłem brwi i zaprzeczyłem ruchem głowy- Nieważne. Znam Cię z widzenia- uśmiechnął się- Chodzimy do tej samej szkoły- wyciągnął telefon i spojrzał na ekran- spadam. Cześć!

Włożyłem słuchawki w uszy i ruszyłem w stronę domu. Biegnąc przez park poczułem mrowienie na plecach, cholerne przeczucie. Odwróciłem się i rozejrzałem dookoła ale nikogo nie dostrzegłem, a mimo to głupie wrażenie, że ktoś mnie obserwuje nie zniknęło. Przyspieszyłem i zasapany wpadłem do domu.

Od momentu, kiedy usłyszałem w telewizji o ucieczce Adama popadłem w paranoje i na każdym kroku poza domem czułem, że ktoś mnie obserwuje...

-Długo dzisiaj- podszedłem do lodówki mijając Gabriela i wyciągnąłem sok. Wziąłem łyka, zakręciłem i odłożyłem butelkę. Oparłem się o krawędź zlewu i spojrzałem na niego.

Od czterech dni śpimy ze sobą.

W sensie takim, że śpimy w jednym łóżku... To nawet w mojej głowie brzmi strasznie i przez cztery dni obdarza mnie jeszcze dziwniejszym spojrzeniem niż przed tymi nocami. Totalnie tego nie rozumiem. Jak na zawołanie o wzmiance o śnie oraz dzięki zmęczeniu po biegu stałem się senny. Ziewnąłem przeciągle zakrywając usta piąstką.

-Serio?- Fuknął zaczepnie z kpiną, a moje kąciki ust drgnęły minimalnie jednak szybko wróciły na odpowiednie miejsce. Chyba to zauważył, bo przybrał ten sam, obojętny wyraz twarzy, co ja.

Ma humorki jak kobieta w ciąży.

Zerknąłem w bok na Gabriela. Chłopak od dwóch dni nic nie powiedział. Nawet głupiego "cześć". Wgapił się w telewizor, a ja niemal wrzałem ze złości w środku. Podszedłem do niego i klęknąłem obok szarpiąc za jego koszulkę. Spojrzał na mnie łaskawie i poruszył brwią. Znowu szarpnąłem za koszulkę, a jego reakcja powtórzyła się. Ze stołu wziąłem zeszyt i marker i na wolnej stronie napisałem do niego prośbę. Odebrał ode mnie zeszyt i pod słowami "powiedz coś" napisał "ty coś powiedz" uderzyłem go pięścią w pierś, a moje oczy zaszkliły się.

-Boże, nie o to mi chodziło- wyszeptał.

Ale ja nie płakałem, dlatego że nie chciał mówić tylko, dlatego że zrozumiałem ile przykrości sprawiałem Kamilowi nie mówiąc.

Kamil...

Jutro wraca...

Tak samo jak Gabriel, do domu.

Poczułem dłonie sunące po moich plecach i pociągające do przodu.

I nie odsunąłem się, bo lubiłem to ciepło tak samo jak lubiłem osobę, która mi je dawała.

CZYNY PRZEMAWIAJĄ GŁOŚNIEJ NIŻ SŁOWAWhere stories live. Discover now