ROZDZIAŁ 2

1.6K 91 16
                                    

Oliver, 31 sierpnia, czwartek, obecnie.

Pierwszy raz w życiu budzi mnie alarm telefonu. Nie przywykłem do tego, więc zrywam się z łóżka tak gwałtownie, że drży cały wszechświat. Wywracam się, ale szybko wstaje, lecz ziemia wciąż się trzęsie.

Nie, to ja się trzęsę. Moje ręce się trzęsą i nogi, dlatego wracam na materac łóżka i czekam aż lekki atak paniki minie, w tym samym czasie wyłączam budzik, a telefon chowam pod poduszkę.

W pokoju jaśnieje słońce, które odbija się od grzbietów książek, lustra na szafie i od mojej skóry, która jest tak biała, że może konkurować ze śniegiem w rywalizacji pod tytułem 'co jest bielsze'. To tak, jakby ta największa kula cieplna, jaką ta ziemia kiedykolwiek będzie okazje miała zobaczyć, znajdowała się u mnie w pokoju.

Przestaję dygotać, znów mogę oddychać i stać na nogach. Jest lepiej niż było wczoraj, gorzej niż będzie jutro, ale ogólnie – lepiej niż było kiedykolwiek.

Potrząsam głową, buduje mur chiński wokół rejonu umysłu przeznaczonego za wspomnienia, i powoli idę do łazienki. Omijam dwie skrzypiące deski w podłodze wielkim krokiem godnym słonia – nie lubię ich dźwięku od razu po wstaniu – i otwieram drzwi. Nasłuchuje. Na piętrze panuje cisza, na parterze niekoniecznie. Telewizor w salonie rozmawia z radiem w kuchni o pogodzie. Noże kłócą się z widelcami o to, kto jest lepszy w krojeniu. Czajnik grzeje wodę wypuszczając powietrze nosem. Codzienna rutyna sprzętów kuchennych.

Cofam się. Biorę lek i popijam go wodą, i idę do łazienki tym razem nie słuchając zupełnie niczego. Drga mi powieka, gdy puszczam wodę kranem, a następnie obmywam twarz. Końcowo postanawiam wziąć prysznic, który trwa dwie minuty. Woda mnie nie lubi, ja nie lubię wody. To dobry układ, żeby brać szybkie prysznice. Inaczej próbuje mnie zabić, odbiera mi oddech, władzę nad nogami i rozumem.

Przewalam się, gry próbuje założyć spodenki. Często tak się dzieje, podczas gdy stoję na jednej nodze lub gdy ogólnie długo stoję. Zdaniem psychologa, po tym, co się stało mogłem mieć 'zaburzenia ruchowo–koordynacyjne' i jakieś inne bzdury. Zdaniem lekarzy, psychologowie mają racje, ale tak naprawdę po prostu nie wiedzą, czemu tak się dzieje. Prawdopodobnie przez to, że nie używałem nóg przez pół roku. Zabawne, bo gdy biegam, jestem nie do pokonania, co mija wraz z zatrzymaniem się. Gdy się zatrzymuję, wszechświat drży. Albo to ja drżę. To bez znaczenia.

Ubrany w skarpety, spodenki i bluzkę, schodzę na dół. Nie omijam skrzypiących stopni – groziłoby to porządnym uszkodzeniem ciała – ale krzywię się, bo te dźwięki doprowadzają mnie do istnego szału. Wewnątrz. Gdzieś w głowie i brzuchu, bo mam ochotę rzygać i towarzyszą mi zawroty głowy. Do czasu aż leki zaczną działać. Zazwyczaj kwadrans, po którym zachowuję się normalnie.

– Cześć – mówi Kamil, gdy wyłaniam się zza ściany, ale jeszcze nie zdążę usiąść.

Jemy śniadanie – ja kromkę, on pięć. Pijemy kawę – ja rozpuszczalną, on zwykłą. Rozmawiamy – on mówi na głos, ja odpowiadam mu w myślach, czasem robi to za mnie radio lub telewizor, po południ będzie to robić długopis i kartka.

Zazwyczaj to ja budzę się wcześniej, robie śniadanie i kawę, Kamil schodzi w pidżamie i mówi do mnie, wszechświat nie drży, a telewizor i radio jest wyłączony. Dzisiaj jest inaczej, bo Kamil ma pojawić się wcześniej w pracy, a ja nastawiłem budzik tylko po to, by się przygotować na jutrzejszy dzień i by go zobaczyć, nie bać się, że coś się stanie aż nie wróci po południu. Bać się tylko, jak go nie będzie, a nie od samego obudzenia się.

Od roku wygląda to w miarę tak samo – budzę się, robię śniadanie, przychodzi Kamil, wychodzi do pracy, sprzątam, robię coś, co przypomina obiad, oglądam telewizje, czytam książkę, Kamil wraca z pracy, jemy obiad, ucinam sobie drzemkę, rozmawiamy, idę biegać, oglądamy film, jemy kolacje i leki, dokańczam książkę, idziemy spać.

CZYNY PRZEMAWIAJĄ GŁOŚNIEJ NIŻ SŁOWAWhere stories live. Discover now