I.5.

85 17 6
                                    

To był dziwny dzień. Po długim spacerze, podczas którego dyskutowaliśmy o wszystkim, tylko nie o TYM temacie, poszliśmy do Daniela, który jako jedyny miał cztery pady do Xboxa. Nie wiadomo dlaczego, bo był jedynakiem, a jego rodzina liczyła trzy osoby. Rozegraliśmy kilka partii kręgli na kinekcie, a potem obejrzeliśmy najnowszą premierę, „Buzz Astral*". No co? W końcu to był dzień dziecka. Trzeba było wykorzystać fakt, że nasz Dan ma dostęp do wszystkiego. Cóż... rodzice trochę go rozpuszczali. Na szczęście zawsze chętnie się z nami dzielił tym, co miał.

Wieczorem każde z nas wróciło do siebie. Nie mieliśmy daleko. Ja mieszkałam trzy domy w lewo, Robert obok mnie, a Milena w bloku naprzeciwko nas. Rodzice od dekady wiedzieli, że jeśli mają nas szukać, to trzeba zacząć od naszej paczki. I zwykle w ten sposób nas znajdowali. Podobno mieli nawet boomerską grupę na Messengerze zatytułowaną „rodzice muszkieterów". Oczywiście moi się do tego nigdy nie przyznali, ale podobno Dan podejrzał kiedyś w telefonie swojej mamy.

Kolację jadłam na autopilocie. Kąpiel też nie zajęła moich myśli. Dopiero kiedy kładłam się spać, zrozumiałam, że się stresuję. I powodem wcale nie było jutrzejsze zaliczenie z fizyki na lepszą ocenę, na które średnio się przygotowałam. Martwiłam się o to, co dalej z nami będzie. Przed nami były wakacje, a potem czwarta klasa, maturalna. Niezależnie od tego, czy zepsujemy swoją przyjaźń przez ten rok, czy nie, za rok nasze drogi i tak miały się rozejść.

Mila zamierzała iść na kosmetologię. Rodzicom mówiła, że wybiera się na polonistykę, ale my znaliśmy prawdę. Owszem, kochała książki, ale fryzjerstwo jeszcze bardziej i planowała otworzyć swój salon. Daniel chciał iść na AWF. Planował dostanie się do drużyny akademickiej, a potem zawodowstwo w koszykówce. A potem marzył o NBA. Miał duże szanse, naszym zdaniem. Robert, nasz megamózg, z tytułem laureata olimpiady matematycznej, miał indeks na wszystkie uczelnie techniczne w kraju. On jednak wybierał się na biotechnologię. Planował specjalizować się w neurobiologii i badać coś, o czym nawet nie mieliśmy pojęcia. A jak nam tłumaczył, to wydawało się jeszcze bardziej skomplikowane. Jak on mi imponował! Czemu nie mógł zrozumieć, że stanowilibyśmy w przyszłości świetny duet? Chciałam dla siebie inteligentnego chłopaka, który byłby przyjacielem i bratnią duszą. Nie pogardziłabym też fajnym wyglądem. Roberto miał to wszystko. W końcu byłam ja, z moim nierealistycznym marzeniem, żeby dostać się na medycynę po dwóch przebimbanych latach w liceum. Nawet jeśli przez całą trzecią klasę przykładałam się do nauki, a w czwartej planowałam uczyć się jeszcze więcej, nadal istniało ryzyko, że to za mało. Z drugiej strony była trenerka, która lamentowała nad „moim talentem, który zamierzam zmarnować". Ale nawet ona musiała zrozumieć, że matura jest ważniejsza. Od września nikt mnie nie będzie odciągał od nauki.

Zanim zasnęłam, posłałam ciepłą myśl w stronę wszystkich przyjaciół. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Nie, nie zepsujemy tego.

*

Do końca tygodnia nie mieliśmy za dużo czasu dla siebie. Każdy miał w szkole jakieś zaliczenia, sprawdziany na lepszą ocenę i odpytywanie, bo ocen brakowało. A ja zaliczyłam tę fizykę na czwórkę z plusem. Nie miałam ambicji na piątkę, zresztą, u tego nauczyciela to było nierealne.

W najgorszej sytuacji był Daniel, który musiał poprawić większość ocen, bo inaczej jego rodzice byliby bardzo zawiedzeni. No cóż, miał głównie dwóje, nie licząc wuefu, z którego świecił szóstką, i angielskiego, z którego miał cztery, ale to dlatego, że rodzice od przedszkola pchali go na prywatne lekcje. Zresztą, Dan miał w tym swój cel. Marzył przecież, żeby kiedyś zagrać w NBA... Umówiliśmy się tak, że każde z nas pomaga mu z jednego przedmiotu, żeby jego świadectwo aż tak nie straszyło. Milena wzięła na swoje barki język polski i byłam jej wdzięczna, bo nauczenie tego głąba gramatyki graniczyło z cudem. Robert zlitował się i wziął biologię, bo Dan miał ją zdawać na maturze i była mu potrzebna w przyszłych studiach. O ile się dostanie na ten AWF. Zresztą, Rob nie miał cierpliwości do tłumaczenia matematyki nikomu. Ja za to nie byłabym w stanie uczyć Daniela biologii. Za bardzo mnie irytował i bez tego. Wyobraźcie sobie nasze korepetycje z budowy człowieka. Już widzę tę jego minę, kiedy próbuję mu wytłumaczyć, czym się różni mężczyzna od kobiety... Ostatecznie więc ja podjęłam się nauczenia go matematyki na poziomie podstawowym.

Mój dyżur przypadł w niedzielę, bo w poniedziałek Dan miał zaliczenie z majzy. Przyszłam do niego zaraz po obiedzie.

– Wyciągamy karteczki – zażartowałam od wejścia, a Daniel zbladł na same moje słowa. – Ej, to był żart, wielkoludzie.

– A już myślałem, że przyszłaś mnie torturować.

– Przyszłam, ale trenować.

– Będziemy biegać? – Zaśmiał się jak z najlepszego żartu.

– Nie, tym razem będziesz trenował mózg, bałwanku. – Wyszczerzyłam się w uśmiechu. Teraz to ja byłam górą.

Mina Daniela była nie najszczęśliwsza, ale zaprowadził mnie do swojego pokoju.

– Napijesz się czegoś, Iwi? – spytał.

– A masz ten dobry sok jabłkowy?

– Tłoczony?

– Yhm.

– Pewnie, zaraz przyniosę.

Dan popędził do kuchni, a ja rozsiadłam się na jego poduszkopufie. Uwielbiałam to ustrojstwo, a w moim pokoju w życiu by się takie nie zmieściło. Przyjaciele nawet chcieli się kiedyś złożyć i mi taką kupić, ale naprawdę nie miałabym jej gdzie wstawić.

Dan miał ogromny pokój, po którym można było jeździć na deskorolce. Ja miałam klitkę, w której ledwo mieściło się łóżko, biurko i szafa ubraniowa. Ale przynajmniej to była moja własna klitka. Większy pokój dzielili moi dwaj bracia, zakała rodu Marczaków.

Po chwili Dan wrócił z dwiema szklankami soku. Podał mi jedną z uśmiechem.

– Pij, na zdrowie, może się wyluzujesz – zażartował.

– A coś ty taki łaskawy? Myślisz, że upiję się sokiem? – zaśmiałam się. – Sfermentował ci?

– Nie, ale szkoda. Może wtedy byś zrozumiała, że ten twój pomysł jest bez sensu.

– Ale czemu?

– Pamiętasz, co ustaliliśmy, jak mieliśmy osiem lat?

– Nie bardzo.

– A ja pamiętam. Ustaliliśmy, że ja ożenię się z Milą, a Robert z tobą, a potem zamieszkamy wszyscy razem, żebyśmy nigdy nie musieli się rozstawać.

– A kto ci broni żenić się z Mileną? – zdziwiłam się. – Ale jak już musisz, zrób to po maturze.

Daniel roześmiał się wtedy na cały głos.

– W ogóle mnie nie zrozumiałaś, Iwi. Nie twierdzę, że zamierzam się ożenić z Milą. Mówiłem, że jako dzieciaki uważaliśmy, że jedynym sposobem, żebyśmy nigdy nie musieli się rozstawać, jest wspólne życie we czworo. A teraz ty uważasz, że powinniśmy trzymać się od siebie z daleka, bo inaczej naszą przyjaźń szlag trafi.

– Nie mówiłam, że z daleka, tylko że wyłącznie na stopie przyjacielskiej. Spróbuj zrozumieć. Gdybyśmy zaczęli chodzić ze sobą, niezależnie od konfiguracji, już nigdy nie będziemy tą samą paczką, bo zawsze dla kogoś jedna osoba będzie najważniejsza. A potem, gdyby się okazało, że coś nie wyszło, wtedy w miejsce przyjaźni i miłość wkradnie się nienawiść. I to będzie koniec. – Spojrzałam na niego smutno. – Nie chcę stracić żadnego z was. Powiedz mi, że ty też tego nie chcesz.

– Nie chcę. Nasz paczka jest najważniejszą instytucją w moim życiu. Jesteście więcej niż przyjaciółmi od dziecka. Jesteście moją rodziną.

To fakt, Dan jako jedyny z nas nie miał rodzeństwa. Miał więc prawo przelać na nas swoje braterskie uczucia. Zresztą, mimo posiadania dwóch rodzonych braci, i tak Daniela traktowałam jak trzeciego.

Nawet jak jest najgłupszym z nich.



<3<3<3

* bohater kultowej bajki Disneya „Toy story", tu: bohater filmu o nim.

Miłego tygodnia :-D

JA CIEBIE, TY NIE MNIE...Where stories live. Discover now