II.4.

72 16 7
                                    

No nie, kolego, nie będziesz mi sypał takim tekstami. I w dodatku pod wpływem!

– O czym? – spytałam jednak neutralnie.

– Za tydzień nasze urodziny, prawda?

– Tak się złożyło – potwierdziłam z nieskrywaną ulgą.

– Może byśmy zrobili wspólną imprezę? Chyba chcemy zaprosić te same osoby?

– Nie wiem, jak ty, ale ja chcę spędzić urodziny z rodzicami, braćmi i naszą paczką.

– A ja bym wolał gdzieś wyjść. W końcu raz się kończy osiemnaście lat!

– Sam widzisz. Nic z tego nie będzie.

– Dla ciebie zgodzę się na rodzinne przyjęcie – wypalił nagle, ku mojemu zaskoczeniu.

– Ale nie musisz tego robić, Dan. Możemy zrobić nasze urodziny osobno. Ja w jeden dzień, ty w drugi.

– Ale...

Mina Daniela wskazywała na zakłopotanie. Chyba nie spodziewał się oporu z mojej strony.

– To wolisz piątek czy sobotę? – spytał w końcu z fochem.

– Mogę nawet wziąć niedzielę. Wybieraj.

– W takim razie ja wezmę niedzielę. Nie będę cię pozbawiał soboty.

Co za idiota! Ale niech mu będzie...

– A w piątek co, mój astrologiczny bliźniaku?

– Jak to co? – zaśmiał się. – Poszlajamy się po mieście, zjemy lody... – rozmarzył się. – Tylko my czworo, jak za dawnych czasów.

Musiałam się uśmiechnąć.

– To mi pasuje.

– No to jesteśmy umówieni. Kiedy powiemy Robowi i Mili?

– Jak najszybciej. Może być jutro.

– Widzimy się u mnie na konsoli, żeby uczcić pierwszy dzień wakacji?

– Brzmi świetnie.

– To do jutra, Iwi.

– Do jutra, Dan.

Daniel przeczochrał mi znowu grzywkę, ku mojej irytacji, a potem poszedł do siebie.

*

Następnego dnia rzeczywiście umówiliśmy się na granie u Dana całą paczką. Poinformowaliśmy też naszych przyjaciół o urodzinowych planach. Nie zdziwili się szczególnie. Oboje wiedzieli, że moja osiemnastka bez rodziny by nie przeszła, rodzice nigdy by mi tego nie wybaczyli. Za to Daniel miał pełną dowolność w tej kwestii. A ponieważ było lato, nic nas nie ograniczało.

Mimo wszystko oboje odczuwaliśmy co najmniej lekką ekscytację, że za kilka dni kończymy magiczną osiemnastkę. Robert się z nas naśmiewał. On już mógł pochwalić się pełnoprawnym dowodem osobistym, kontem w banku i kartą płatniczą. Podobno dziadkowie z Włoch przelewali mu tam kasę na każde urodziny, święta i inne okazje, od kiedy skończył trzynaście lat. No, w sumie Dan też miał konto i kartę od rodziców, ale ciągle jako „junior", pod ich nadzorem. Jeszcze kilka dni...

Ja nie miałam ani dowodu osobistego, ani konta. Co prawda rodzice wystąpili o dowód dla mnie już dwa tygodnie temu, żebym odebrała go akurat w swoje urodziny, ale o większej kasie mogłam pomarzyć. Milena tym bardziej. Moim zdaniem rodzice próbowali trzymać ją pod kloszem i bronić przed dorastaniem tak długo, jak się da. Stanowczo, nie ma sprawiedliwości na tym świecie.

JA CIEBIE, TY NIE MNIE...Where stories live. Discover now