SPOILER SERIALU LOKI (sezon 2)
Spojrzałem wtedy na swoich przyjaciół... Tak, wreszcie gdy ich mam to muszę zrobić jakąś głupotę i ich stracić. Ale nie stracę na zawsze. Będą oni w moich sercach, bo to oni sprawili, że jestem kim jestem. Mogłem na nich liczyć, w każdej sytuacji. Chciałbym by był jakiś sposób na zmianę mojego przeznaczenia ale wtedy wielu ludzi będzie umierało, a do tego nie chcę dopuścić.
Kim byłem? Byłem synem Odyna, Bogiem kłamstw.
Kim chcę się stać? Dobre pytanie.
Po wielu poślizgach jakie wykonałem, poświęciłem wręcz setki lat na to by dotrzeć do tego momentu, którego wcale nie zaplanowałem. Wrzeciono miało powiększyć swoje obręcze, a wszystkie gałęzie czasu miały być przez nie tkane. Co się nie udało? Najprostrza rzecz pominięta w tym planie. Jeżeli zostawimy wszystko w ręce losu, to oznacza, że nie ma limitów. Powstanie wtedy nieskończona ilość odgałęzień, a wrzeciona nie da się na tyle powiększyć by wszystko trzymało w ryzach.
Dlatego teraz stoję tu, przed drzwiami do wrzeciona. Jestem bogiem i w przeciwieństwie do śmiertelników, promieniowanie nie jest mi straszne. Otworzyłem wrota mocą i po chwili zacząłem iść w stronę wszystkich czasów. Moje ubrania, które dano mi w AOC zaczęły rozpadać się przez szybsze starzenie się materiału, więc w ich miejsce dałem swoją asgardzką zbroję.
Byłem już w połowie trasy. Idealne miejsce. Szybko przemyślałem jaki wykonam ruch. Użyłem swoich wszystkich sił i zniszczyłem to o co walczyłem przez używanie poślizgów. Wszystki gałęzie wręcz wystrzeliły na wszystkie strony.
Plan jest łatwy. Ożywić wszystkie i pójść z powrotem do Agencji.
Oh jak się myliłem... Zrozumiałem to gdy dotknąłem pierwszej z nich. Przez chwilę moja moc płynęła w nich, a z momentem puszczenia gałęzi, ponownie ona umierała. Spróbowałem ponownie z inną. Efekt taki sam. Spojrzałem przez ramię w stronę miejsca, do którego już nie wrócę. Zobaczyłem Mobiusa, który obserwował mnie chyba z zatroskaną miną. Uśmiechnąłem się delikatnie i zacząłem chwytać wszystkie linie czasowe jakie mogłem. Chwilę miałem je w rękach, a później doczepiałem je do siebie. Tak zrobiłem z większością i zauważyłem jakąś wyrwę. Zrozumiałem dokąd ona prowadzi. Mocą stworzyłem schody prowadzące do wyrwy. Będąc coraz to wyżej miałem też coraz więcej gałęzi. Przeszedłem przez przejście i po kilku chwilach byłem w miejscu, gdzie była cydadela Tego, który trwa.
Zobaczyłem tron, który na mój widok zaczął stawać się złoty. Moment minął i już byłem obok niego trzymając wszystkie odgałęzienia. Usiadłem na tronie.
Kim byłem? Kłamcą i mordercą.
Kim się chcę stać? Tym, który daje życie i wolność wyboru.
Czy cieszę się z tego obrotu spraw? Nie.
Nigdy nie chciałem być samotny. Nigdy nie chciałem tronu. Nigdy nie chciałem wszechmocy.
Sam nie wiem ile już czasu tu jestem ale czuwam nad nimi wszystkimi. Widzę ich, słyszę co mówią. Czasami spotykają się u Sylvie i plotkują. Słyszę jak mówią jak im idzie, jak zmienia się AOC oraz ich życia.
Kilka razy poczułem coś niepokojącego. Jakaś linia czasowa połączyła się z inną. Gdy się przyjrzałem to zobaczyłem Stephena Strange'a z jakąś dziewczyną. Przemieszczali się notorycznie. Przestałem na to zwracać uwagę. Było to moim błędem. Zobaczyłem jak w Aliothcie otwiera się jakaś wyrwa. W strzępach chmury pojawia się statek. Wszystkie bronie zaczęły kierować się w moją oraz chronostruktury stronę. Stworzyłem szybko tarczę, a w tym czasie statek wystrzelił coś na wzór pocisku jonowego. Poczułem jego moc.
YOU ARE READING
101 Moich Psychicznych One Shotów
FanfictionCZYTACIE TO NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ ZA NIC NIE ODPOWIADAM 😊Jest tu dużo różnych fandomów. Celem książki jest 101 oneshotów, więc spodziewajcie się wszystkiego.😊 👉🏻 Możliwe są sceny gwałtów, wywalonych flaków, seksu💦 👉🏻 Możliwe są normalne...