ROZDZIAŁ IV •

26 0 0
                                    

W środę nie poszłam na tłumaczenioznawstwo. Spanikowałam. Bałam się tego przedmiotu. Miałam tamtego dnia kolokwium ze słówek i z prezentacji. Na języku technicznym też miałam kolokwium tamtego dnia. Poszłam na nie niezbyt przygotowana i dostałam z niego trzy i pół. W sumie ucieszyłam się, ale zaraz zaczęło mnie gryźć sumienie; "A co jeśli Michał się o tym dowie"?
Tak właśnie wyczekiwałam piątku. Z jednej strony nie mogłam się doczekać, a z drugiej zaczynałam się stresować coraz bardziej. W czwartek miałam kolokwium z mojej ukochanej fonetyki. Zgłosiłam się do odpowiedzi jako pierwsza razem z Olą Długi. Po zakończeniu mojej odpowiedzi usłyszałam coś, co zrobiło mi dzień:
– Nie zanotowałam żadnego błędu. O nosówki się nie pytam, bo na zajęciach słyszałam jak Pani mówi.
– Naprawdę?! – powiedziałam z ogromnym zdziwieniem.
– Naprawdę. Było wręcz idealnie. Wręcz wzorowo. Pięć!
– Bardzo dziękuję! – powiedziałam, a Pani Grzybińska odpowiedziała mi ciepłym uśmiechem.
Od kilku dni chodziłam sfrustrowana. Sama nie wiedziałam czym. Być może sytuacją, która nie miała praktycznie żadnych szans na rozwój.
Kiedy w piątek przyszłam na zajęcia z Eweliną Szpak, w głowie same układały mi się scenariusze związane z tym, co miało się zacząć dziać od godziny jedenastej trzydzieści. Nie potrafiłam myśleć trzeźwo, a godzina konfrontacji zbliżała się nieubłagalnie.
Godzina jedenasta trzydzieści. Jak zwykle ten jakże uroczy Doktorek był spóźniony. Minęło około dziesięć minut i przyszedł. Jak zwykle zapytał czy ça allait rozkładając swoje materiały. Z uśmiechem oznajmił nam, że kolokwium poszło nam zadziwiająco dobrze. Ja zrobiłam dwa głupie, ale poważne błędy. Było mi głupio przed samą sobą, więc grubym fioletowym zakreślaczem napisałam w zeszycie wielkimi literami jak powinno być. Michał na pewno to zobaczył. Zobaczył to na pewno, bo znowu łapałam go na tym, że patrzył na mnie. Patrzył, albo zerkał, bo za każdym razem, gdy nasze oczy się spotkały, on swoje natychmiast odwracał. Kontynuowaliśmy tamtego dnia czasy przyszłe. Tłumaczył je równie dobrze jak czasy przeszłe. Cały czas słuchałam go z zainteresowaniem i zapalczywie robiłam notatki. Czasami się uśmiechałam jednocześnie nie starając się nie wyglądać na dziwną. Raz, to mi się udało pierwszej odwrócić wzrok. Wydaje mi się, że mogło go to wówczas lekko skonsternować. Coś co potem siedziało mi przez kilka tygodni w głowie, to moment, w którym podczas drugiej połowy zajęć oderwałam wzrok od zeszytu i spojrzałam Michałowi, stojącemu wówczas pod tablicą prosto w oczy. Momentalnie odwrócił spojrzenie za okno, zatrzymał swoją wypowiedź na kilka sekund i się uśmiechnął. Poczułam trzepot skrzydeł moich motylków i lekkie ogłupienie.
O dziwo, gramatyka przedłużyła się o około pięć minut. Zebrałam swoje rzeczy i poszłam jeszcze do toalety licząc oczywiście na to, że w drodze powrotnej się spotkamy na schodach. Niestety tak się nie stało, ale wyjaśniło się dzięki temu to, dlaczego nie spotykałam go już przed wejściem na uczelnie. Gdy zeszłam na dół, zobaczyłam, że Pan Doktor stał opatulony kurtką ze swoim eleganckim plecakiem na palarni. No tak... Liczyłam na to, że chodził tam tylko dlatego, żebym ja sobie nie pomyślała, że to dziwne, że chodzi aż przed wejście mając pod nosem palarnie.
Weekend spędziłam na jarmarku na rynku w pracy. Dzięki temu, że był duży ruch, nie miałam czasu na myśli. Kiedy tydzień się rozpoczął, moje myśli w głowie mieszały się na przemian; pozytywne, negatywne. Choć w sumie miałam wrażenie, że te negatywne przeważały.
We wtorek w przerwie postanowiłam pójść pod salę dwa czterdzieści siedem w nadziei na spotkanie. Niestety wszystkie siedzenia były zajęte, więc byłam zmuszona pójść dalej. Zebrałam się na zajęcia wyjątkowo późno po to, aby się minąć. Trzymałam w ręce ciekawą książkę związaną z językoznawstwem, tak, aby nie myślał, że tylko gramatyka mi w głowie. Niestety nie spotkaliśmy się. Było mi bardzo przykro z tego powodu, tym bardziej, że musiałam tamtego dnia wyjść z uczelni wcześniej. Chciało mi się płakać. Trochę to było głupie i dziecinne, ale w takim nastroju byłam do końca tygodnia.

Szanowny Panie Doktorze, mam pytanie.Where stories live. Discover now