ROZDZIAŁ XXVIII ••

16 0 0
                                    

    W między czasie załatwiałam z magistrem Gałką frankofonię. Było to ogromne święto, a nasze koło naukowe bardzo chciało się w to zaangażować. Niestety większość pracy spadła na mnie, gdyż to ja byłam przewodniczącą. Gałka kontaktował się ze mną non stop; dzwonił o późnych godzinach, pisał SMSy, na Teamsie, żeby skonsultować ze mną każdy pomysł. Pytał się mnie o opinię związaną z plakatem, przebiegiem części oficjalnej jak i warsztatowej i artystycznej. Można powiedzieć, że całą organizację, którą miał się zająć pan magister, dzieliłam z nim. Załatwiałam prezenty na konkurs, modyfikowałam scenariusz i go uzupełniałam i załatwiałam inne liczne rzeczy administracyjne. Ja i Julia miałyśmy być konferensjerkami, a oprócz tego, miałyśmy prowadzić warsztaty dla licealistów.
Któregoś pięknego marcowego poranka, kiedy obudził mnie telefon od pana Gałki, w związku z obecnością pana konsula, Michał rozpoczął dziwną rozmowę:
– Czy Piotrek nie spoufala się za bardzo według Ciebie? – Zapytał poważnym tonem głosu.
– A on się w ogóle spoufala według Ciebie?
– Jak słucham jak Ty z nim rozmawiasz, to mam wrażenie, że to Wiktor do Ciebie dzwoni, a nie Twój wykładowca.
– Przecież gadam z nim normalnie. O co Ci chodzi?
– Ale sam fakt, że on Ci podał swój numer telefonu jest niepokojący.
– Michał, czy Ty jesteś zazdrosny?
– Nie, proszę Cię... O Piotrka?!
– To o co Ci chodzi?
– On wymaga od Ciebie za dużo. On większością tych rzeczy, które powierzył Tobie powinien się zająć.
– Ja się poniekąd na to zgodziłam. Dzięki organizacji takich rzeczy nabieram doświadczenia, co przyda mi się na doktorat.
– Kochanie, on za to dostaje wypłatę, a Ty nie. Nie pozwalaj sobie na takie rzeczy.
– Aha, czyli nie mogę robić różnych rzeczy charytatywnie?
– Widzę po prostu, że Cię to męczy. — Drążył uparcie.
– A nie widzisz ile mi to radości sprawia?
– Kochanie, Ty już masz za dużo na głowie...
– Ale ja lubię robić takie rzeczy. Chciałabym, żeby Frankofonia była tak dużym wydarzeniem, żeby cała uczelnia tym huczała. — W którymś momencie przestał.
– Michał, w tej chwili mam dwie teorie; pierwsza jest taka, że jesteś zazdrosny, bo z nim gadam normalnie, a z Tobą nigdy się nie dało, bo Ty miałeś swoje zasady i granice, których nie można było nigdy nagiąć, więc jesteś zazdrosny, bo jest on dla Ciebie w jakiś sposób zagrożeniem, gdyż rozmawiam z nim luźno mimo, że jest moim wykładowcą. Boisz się, że ja coś do niego poczuje, bo jest od Ciebie młodszy, a poza tym nasza znajomość zaczęła się podobnie. Druga teoria jest taka, że zżera Cię zazdrość, bo frankofonia, którą Ty organizowałeś w zeszłym roku, była chujowa, a ta zapowiada się, że będzie najhuczniejszą frankofonią w historii Uniwersytetu Śląskiego. Powiedz mi tylko teraz, która z tych teorii jest zgodna z prawdą.
– Chyba Ci się coś pomyliło kochana. – I wstał ze złością z łóżka. Poszedł do kuchni i słyszałam, jak zaczął wstawiać wodę na kawę.
    Trochę się zestresowałam tą sytuacją, gdyż wyglądało na to, że to pierwsze nasze nieporozumienie w związku. Nie mogłam mimo to pozwolić na to, żeby Michał manipulacją stawiał mi jakieś granice, tym bardziej, że już kiedyś dałam się w coś takiego wciągnąć. Postanowiłam to od razu wyjaśnić i załagodzić sytuację. Wstałam, ubrałam jego leżący na podłodze zielony sweterek Tommiego Hilfigera i udałam się w stronę kuchni. Michał kroił na blacie pomidora, a ja zachodząc go od tyłu, przytuliłam go i pocałowałam w plecy.
– Nie gniewaj się kochanie. Lubię się angażować w takie wydarzenia. Czuję się wtedy potrzebna. – Michaś odwrócił się, przytulił mnie i pocałował.
– Przepraszam, nie chciałem się na Ciebie denerwować.
– A powiesz mi teraz o co chodzi?
– O nic. – Szedł w zaparte.
– Michaś, na pewno nie zdenerwowałeś się o nic. Powinniśmy sobie mówić co nam się nie podoba, bo się dopiero poznajemy, a łatwiej nam będzie, jak będziemy wiedzieć co irytuje drugą osobę.
– No... Masz rację. – Przyznał.
– Widzę, że trudno Ci mówić o uczuciach, ale to klucz do dobrego związku, w którym chyba jesteśmy, nie? – Dodałam rozluźniając atmosferę.
– No tak...
– To o co chodzi?
– No... Tak! Miałaś rację... Wkurza mnie, że Piotrek do Ciebie dzwoni i to, że się z nim tak dobrze dogadujesz...
– Ale Michał, mnie żaden Piotrek nie interesuje... Nie po to tak długo na Ciebie czekałam i o Tobie tyle marzyłam, żeby teraz zmienić mój obiekt westchnień, rozumiesz?
– Czyli nie podoba Ci się Piotrek?
– Nie! Wiem, że on jest młodszy, ale jest totalnie inny niż Ty. Nie jest tak samo onieśmielający, nie jest tak samo uparty, nie ma tej samej iskierki w oku co Ty... Nie jest Tobą po prostu. Nie ma takiej rzeczy na świecie, która sprawiłaby, że on, albo ktokolwiek inny wzbudziłby moje zainteresowanie tak jak Ty. – Michała te słowa uspokoiły. Przytulił mnie, pocałował i wspólnie zjedliśmy śniadanie.
    Kiedy przyszedł dwudziesty marca, o godzinie dziewiątej czekałam pod uczelnią na pana Gałkę. Poszłam z nim na Salę Rady Wydziału, gdzie dokonaliśmy ostatnich poprawek w scenariuszu. Po przyjściu Julii, Wiktora i Oli, zaczęliśmy dekorować salę łącznie z korytarzem. Wyszło nam to fenomenalnie. Przy samym wejściu było widać, jakie było święto tamtego dnia; byłam z tego cholernie dumna. Godzinę przed rozpoczęciem wydarzenia, dowiedziałam się, że mam z Julią tłumaczyć konsekutywnie wypowiedź dwóch pań doktor habilitowanych i konsula generalnego Francji. Podzieliłyśmy się więc tak, że Julia będzie tłumaczyć z języka polskiego na francuski, a ja na odwrót. Byłam przerażona, gdyż w sali miało się znajdować około dwieście osób, a w tym doktorzy, profesorowie, dyrektorzy i wiele innych znamienitych gości. Cóż... Czułam, że skoro zostałam o to poproszona, to być może jestem kompetentna, a na dodatek nie chciałam nikogo zawieźć. Przede wszystkim chciałam sobie udowodnić, że jestem zdolna do rzeczy, o które nigdy bym siebie samej nie podejrzewała.
    Wysłałam Jaśkiewiczowi SMS'a, z tą informacją, na co on odpowiedział "nie rób tego! Nie zgadzaj się na to!". Ta wiadomość jedyne co zrobiła, to nastawiła mnie jeszcze bardziej bojowo, żeby uświadomić mu, co oznacza nazwisko " Gałczyńska ". Chciałam, żeby wiedział z kim ma do czynienia i z kim na związek się piszę. Zawsze byłam zdolna do wszystkiego za wszelką cenę, żeby osiągać swoje cele; chciałam mu to pokazać, a właśnie tłumaczenie konsekutywne konsula generalnego Francji, było idealną okazją.
    Kiedy rozpoczęłyśmy część oficjalną, zobaczyłam, że mój mężczyzna ukradkiem wślizgnął się do sali, żeby móc mnie podziwiać, bądź obserwować moją porażkę. Gdy wypowiadałam słowa "a teraz prosimy, żeby głos zabrał pan Cédric Peltier, konsul generalny Francji", nabrałam niewiarygodnej pewności, że wszystko pójdzie wybitnie dobrze. Już po kilku jego słowach straciłam tą pewność; w związku z tym, że mężczyzna mówił przez mikrofon, a głos rozchodził się, po złej pod względem akustycznym sali, miałam wrażenie, że słyszałam co drugie słowo. Jak już udało mi się usłyszeć całe zdanie, to nie wiedziałam jak to ująć tak samo ładnie po polsku. Całe szczęście Julia była z boku i cały czas służyła mi pomocą. Tłumaczenia, które wykonałyśmy przyprawiły całą salę o śmiech, a nasza niepewność rozbawiła samego profesora Witolda Bielecki. Po tej farsie jaką było nasze tłumaczenie, kontynuowałyśmy dalsze zapowiedzi.
    Widziałam ze sceny, że Michał był załamany. Na przerwie jednak, nim mój mężczyzna zdążył do nas podejść, widział, jak podszedł do nas pan profesor Witold Bielecki wraz z jakimiś swoimi dwoma kolegami; panem profesorem Kazimierzem Jankowskim oraz panem magistrem Saleckim. Wszyscy nam gratulowali łącznie z uściskiem dłoni. Podeszła również jakaś pani, której nie znałam, w takim samym celu. Następnie, kiedy Michał był praktycznie obok mnie, podszedł Gałka i powiedział: "Byłyście świetne! Wszyscy do mnie teraz podchodzą i mówią, że zrobiłyście furorę!". Widziałam po minie mojego Doktorka, że był nieco skonsternowany; po prostu się tego nie spodziewał. Żeby wybrnąć z sytuacji, pogratulował nam również.
    Cała frankofonia była wybitnie udana; wprawiliśmy na koniec całą salę w śpiew i wspólne wytupywanie rytmu. Byłam zachwycona naszą mocą sprawczą. Na koniec pani doktor Grzybińska, powiedziała, że jest dumna z tego, że jest opiekunką naszego koła. Był to bardzo udany dzień, na dodatek, że okazało się, że będziemy robić za miesiąc powtórkę z rozrywki. Jak się okazało, było tyle chętnych na tegoroczną frankofonię, że było o dwa razy za mało miejsc. Szykowała się więc siedemnastego kwietnia Frankofonia BIS.

Szanowny Panie Doktorze, mam pytanie.Where stories live. Discover now