ROZDZIAŁ XVII••

13 1 0
                                    

Przyszedł wtorek. Tak jak zwykle, kilka minut po godzinie piętnastej piętnaście byłam już na palarni. Tym razem byłam sama, bo od jakiegoś czasu Wiktor miał tendencję, żeby mi towarzyszyć. Ustawiłam się mniej więcej na rogu, tam gdzie zwykle stał Michaś. Tamtym razem Go nie było. Wyciągnąwszy Bescherelle, zaczęłam sobie powtarzać po cichu odmianę czasowników. Po kilku minutach, nagle, niespodziewanie, usłyszałam:
– Kartkówka? – Nogi się pode mną ugięły. Był to Michał. Wypowiedział to dość łagodnym i przekonanym tonem głosu. Kiedy zorientowałam się, że to on, był już w trakcie odpalania pierwszego papierosa.
– Nie, niestety... Uczę się sama dla siebie...– Jaśkiewicz zbliżył się do mnie dwa kroki i spojrzał mi w bescherelle
– Imponujące. – Odpowiedział z uznaniem na twarzy.
– Conjuguez un verbe haïr S.V.P. (Proszę odmienić czasownik "haïr")
– Je hais, tu hais, il, elle hait [...]
– Très bien. – i zapadła chwila ciszy. Niezręcznej ciszy.
– Jak tam koło naukowe? – Czyli pamiętał, że mamy koło naukowe! A może sobie to sprawdził... Było to nieważne, przypisał koło naukowe do mojej osoby!
– A bardzo dobrze! Teraz organizujemy spotkanie z croissant... To znaczy będziemy się spotykać z ciekawymi osobami, wykładowcami po to, żeby nam poopowiadali o swojej pracy, żebyśmy mieli szansę, żeby popytać o różne rzeczy... – Michał interesował się kołem naukowym! A może chciał mieć w nim jakiś czynny udział po prostu... Może mu to do czegoś było potrzebne, np. do tego żeby mieć lepszą ocenę za swoją aktywność na uczelni...
– Kto jest przewodniczącym?
– Ja. – Odpowiedziałam z dumą.
– No tak... mogłem się domyślić... A co tam jeszcze robicie?
– Robimy różne prelekcje dla licealistów, warsztaty, jakieś spotkania np. kuchni francuskiej... Spotykamy się w każdy poniedziałek na długiej przerwie i gramy w państwa miasta, w wisielca, robimy sobie dyktanda... No ja ich próbowałam jeszcze namówić na kartkówki z bescherelle'a, ale nie ma zbyt wielu chętnych.
– Oo, ciekawie.
– Noo, założyliśmy instagrama, i dodajemy tam posty np. ze słówkami. Chcemy robić odczyty referatów, spotkania kinowe i takie różne, też bardziej rozrywkowe rzeczy.
– No to ambitnie... A ile was jest w grupie? – Zapytał.
– Jest nas w sumie dwadzieścia trzy, ale nie każdy może spotykać się co tydzień. Ale za to każdy robi tyle na ile może sobie pozwolić, więc dobre i to.
– To bardzo dużo was... Ale z tego, co pamiętam, to wy byliście bardzo ambitną i zainteresowaną grupą. A w szczególności Pani, a to rzadko się zdarza...– Uśmiechnął się nieśmiało. Czy to był komplement?
– Miło mi to słyszeć.
– Jeśli Pani byłaby zainteresowana, to zapraszam w środy na długiej przerwie na kartkówkę z bescherelle'a, oczywiście po papierosie. – Powiedział niepewnie.
– A to nie działa w ten sposób, że konsultacje wykładowców powinny służyć wspieraniu bieżącego materiału? – Powiedziałam prześmiewczo i uszczypliwie. Michał się skonsternował. Ewidentnie nie wiedział co mi odpowiedzieć. Było to odwołanie do pierwszego pytania jakie mu kiedykolwiek zadałam. W końcu wydusił z siebie:
– Lubię wspierać ambitnych studentów, a na początku nie sądziłem, że jest Pani aż tak zapasjonowana.
– Dlaczego?
– Chyba lepiej, żebym nie odpowiadał na to pytanie, ale nigdy nie spotkałem tak ambitnej studentki... Nawet ja taki nie byłem. – Powiedział nerwowo. Miałam wrażenie, że czekał, aż będę nalegać na odpowiedź.
– Skoro Pan Doktor woli nie odpowiadać...– Spuścił głowę wyciągając kolejnego papierosa. Staliśmy nie na przeciwko, a obok siebie. Kiedy zaciągnął się dymem, spojrzał w zachmurzone niebo, potem na mnie i od razu odwrócił wzrok z zawstydzonym uśmiechem. Ja też nie za bardzo wiedziałam co mam ze sobą zrobić, tym bardziej, że byłam oszołomiona tym, że już po raz drugi do mnie zagadał, ale tamtym razem już nie uciekł:
– A Pan? Dlaczego francuski? – Zaczął się śmiać.
– Dlaczego? W liceum miałem francuski jako drugi język. Całkiem dobrze mi szło, Francję zawsze lubiłem, więc stwierdziłem, że dlaczego nie. – Powiedział. Zareagowałam na to potakując głową, ze wzrokiem wbitym w przestrzeń.
– To co? Kartkóweczka już dzisiaj? – Powiedział wyrzucając drugiego papierosa.
– Merci beaucoup, ale dzisiaj jestem już umówiona. Przyjdę za tydzień. – Uśmiechnęłam się. Miałam wrażenie, że rozczarowało go to. Ewidentnie zależało mu na tym, bo kiedy zaczęłam iść w stronę schodów, powiedział nerwowo:
– Ale przyjdzie Pani?
– Tak. – Powiedziałam, rozśmiechując się jednocześnie
Kiedy weszłam do budynku, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Chciałam tam wrócić, ale wtedy byłoby to dziwne. Poszłam więc zakamuflować się w jakieś miejsce, gdzie mnie nikt nie znajdzie. Wydawało mi się że to był sen. Michał Jaśkiewicz podszedł do mnie i sam zagadał. I to nie pierwszy raz! Nie mógł to być przypadek. Musiałam o tym powiedzieć jak najszybciej Dominice.
    Kiedy usłyszała całą historię, ponownie nie mogła w to uwierzyć i przez cały czas myślała, że żartuję. Nie dziwie jej się w sumie, ale była to najprawdziwsza prawda. Postanowiłam nic nie planować na za tydzień. Chciałam iść na „kartkówkę" z bescherelle'a z czystym umysłem i bez żadnego scenariusza. Nie mogłam spać przez tą sytuację, gdyż nie potrafiłam zrozumieć co takiego wydarzyło się, że Michała tak nagle zaczęło do mnie ciągnąć. A to nie było tak, że co trzeci student miał fajne pomysły na pracę licencjacką? Dominika powiedziała, że może czekał po prostu do końca tamtego roku akademickiego. Nie wiedziałam o co chodziło, ale nie chciałam się za wczasu nakręcać. Czy właśnie to, że nie byłam już jego studentką popchnęło go do działań? Czy może do niektórych tak sobie właśnie podchodził porozmawiać czasami? Nigdy go nie widziałam w sumie rozmawiającego z jakimkolwiek studentem... A może było tak, że zaciekawiła go moja osoba, tak jak kiedyś powiedziała Dominika? Chyba, że moje przypuszczenia i intuicja były prawdziwe; był mną prawdziwie zainteresowany...

Szanowny Panie Doktorze, mam pytanie.حيث تعيش القصص. اكتشف الآن