ROZDZIAŁ XX ••

7 0 0
                                    

     Wsiadłam w autobus. Rozmyślałam słuchając piosenki „Tu trouveras" Natashy Saint-Pierre. Nie wiedziałam co się dzieje. Czym on się wówczas kierował? Oczywiście jak najbardziej mi to odpowiadało, gdyż właśnie do tego dążyłam. Miałam cały czas motyle w brzuchu, które za nic w świecie nie chciały się uspokoić. Po jakiś trzydziestu minutach drogi, zadzwonił Michał.
– Miała Pani zadzwonić jak Pani będzie w domu. – Powiedział z przekąsem.
– Ale jeszcze nie dotarłam. Za piętnaście minut dopiero wysiadam z autobusu.
– Dopiero?! Myślałem, że Pani mieszka trochę bliżej.
– No niestety nie...
– Gdybym wiedział wcześniej, to nie piłbym i bym Panią zawiózł.
– Ale nie trzeba. Przecież jestem przyzwyczajona. Zawsze tak sama wracam.
– Jejku, w życiu bym na to Pani nie pozwolił. To proszę zadzwonić jak Pani będzie szła, żebym w razie czego był na linii.
– Dobrze. Do usłyszenia! – Po raz setny powtórzę: chciałam wiedzieć co nim wówczas kierowało. Jaki miał w tym interes, żeby tak się o mnie martwić. W momencie w którym wysiadałam, zobaczyłam połączenie od Michała. Po odebraniu, gadaliśmy całą drogę obgadując całe spotkanie francuskie. Michał był przekochany! Był taki troskliwy... Z jednej strony zachowywał się jak taki tata, który chce, aby jego córka bezpiecznie dotarła do domu, a z drugiej jak nowo poznany kolega, który jest mną zafascynowany.
     Rozmyślałam o tym spotkaniu cały weekend. Nie mogłam myśleć o niczym innym. Jaśkiewicz się nie odzywał. Wydawało mi się to dziwne, ale z drugiej strony bardzo normalne. Był to tylko były mój wykładowca, ale z drugiej strony czułam, że staje się kimś więcej. Pod wieczór po pracy w niedziele dostałam SMS. Był to Doktorek. Napisał z zapytaniem czy mam czas i czy może zadzwonić. Była godzina dwudziesta druga trzydzieści osiem. Wzdrygnęłam się, ale bez większego zastanowienia zadzwoniłam do niego.
– Dzień dobry, coś się stało? – Powiedziałam lekko zmartwiona.
– Bonjour! Nie, nie... Wszystko dobrze. W tym semestrze okazało się, że znowu prowadzę przedmiot o nazwie „Przekład tekstów użytkowych" i pomyślałem sobie, że gdyby Pani była zainteresowana, to zapraszam! – Byłam w szoku! Dlaczego miałabym mu na jakimś przedmiocie przeszkadzać?
– Ojejku... Bardzo chętnie, ale ja nie wiem czy mi się z planem zgrywa. A o której godzi...– Przerwał mi mówiąc:
– Patrzyłem już na Pani plan zajęć i wszystko się zgrywa idealnie! Środy po Pani zajęciach z doktor Grzybińską. Możemy potem wspólnie jeździć na Soirées Multilangues! Co pani na to?
– Hmm... Nie bardzo lubię tłumaczyć... Ale w sumie, zawsze jakieś słówko wpadnie. Zerknę w kalendarz. Sekunda!
– Obiecuję, że żadne prace domowe by Pani nie obowiązywały! Ale na zajęciach moglibyśmy pracować. I tak Pani przydałby się te kompetencje na inne przedmioty z tłumaczenia...
– Akurat nic wtedy nie robię poza Soirées Multilangues. Przyjdę w tym tygodniu i jak mi się spodoba to będę chodzić. A! jednak nie... Mam korepetycje o godzinie siedemnastej...
– A gdzie Pani dojeżdża na te korepetycje?
– To ja daje korepetycje, ale zdalnie.
– Fantastycznie! Jeśli nie ma Pani nic przeciwko, to może to Pani robić u mnie w domu. Mogę Pani pożyczyć mojego laptopa.
– No dobrze... Trochę mnie to będzie stresowało, ale możemy spróbować. – Naprawdę się tym stresowałam, mój nauczyciel, który miał słuchać jak ja jestem nauczycielem? Nie pasowało mi to...
– Bardzo się cieszę! Była pewnie Pani dzisiaj w pracy. Już Pani nie przeszkadzam, bo na pewno jest Pani zmęczona. Życzę dobrej nocy! – Wcale mi się nie chciało spać. Jak mogłam pójść spać po takiej rozmowie?! Michał Jaśkiewicz zadzwonił do mnie w czasie wolnym, co świadczy o tym, że musiał o mnie myśleć. Byłam trochę zestresowana, bo ledwo co zaczęłam pracę w innej firmie. Dużo rzeczy się na siebie nakładało więc chciałam jednocześnie skakać ze szczęścia, a z drugiej płakać w poduszkę.
     Następnego dnia poszłam na uczelnie. Idąc śmiałam się jak głupia słuchając muzyki. Czułam się jak Bóg. Miałam wrażenie, że moje życie było w tamtym momencie idealne poza tym stresem, którego nazywałam wówczas adrenaliną, której tak bardzo pragnęłam, żeby czuć, że żyję. Kiedy poszłam pod salę w której mieliśmy zajęcia, wszyscy od razu zauważyli, że jestem bardziej radosna niż zwykle:
– A co Ty Klara? Rozmawiałaś z tym swoim crushem, czy co? – Wszyscy wiedzieli, że ktoś mi się podobał, ale nikt oprócz Wiktora nie wiedział kto. Nie było szans, żeby ktokolwiek się domyślił bo mówiłam im sprzeczne fakty i tworzyłam im celowo obraz nieistniejącej osoby. Wiktorowi kiedyś się wygadałam jak byłam wybitnie pijana. Poza tym, ufałam mu. Wiktor od samego początku twierdził, że Michał był mną zainteresowany i że bardziej lub mniej ale było to widoczne.
– Tak! Ale i tak wam nie powiem kim on jest! A poza tym, nareszcie jest rok akademicki! Wreszcie mogę wrócić do mojego ulubionego rytmu. – Wszyscy zawsze uważali mnie za dziwadło kiedy tak mówiłam. Prawda jest jednak taka, że ja naprawdę lubiłam rok akademicki, który pozwalał mi wprowadzić ponownie harmonię do mojego życia po tych corocznych szalonych wakacjach, które wiecznie były pozbawione zdrowego rozsądku i kszty umiaru w czymkolwiek. Ponadto czułam, że mój francuski po tych kilku miesiącach z Clément i kilku wypadach do Francji w ostatnich miesiącach wskoczył na wyższy poziom. Wyższy poziom na prawie każdej płaszczyźnie, bo na poziomie konwersacji, słownictwa użytku codziennego jak i tego literackiego. Moje rozumienie tekstów słuchanych jak i pisanych było prawie nieskazitelne. Czasami nawet łapałam się na tym, że myślałam po francusku, a moje odruchowe odpowiedzi także często wybrzmiewały w tym właśnie języku.
Czasu z Clément spędzałam coraz mniej, co ewidentnie mu się nie podobało. Cóż... Ja w tamtym momencie byłam dla siebie priorytetem. Nie chciałam czuć się przez nikogo hamowana ani tłumiona. Jak nie miałam ochoty z nim spędzać czasu, to znaczy, że nie powinnam była tego robić. Mój problem polegał wówczas na tym, że Clément zasygnalizował, że idzie w środę na Soirée Multilangue, żeby spędzić ze mną więcej czasu, a ja na Soirée Francophone powiedziałam Michałowi, że tam właśnie się pojawię. Adiunkt od razu potwierdził wówczas, że również będzie. Nie wzięłam jednak pod uwagę tego, że Clément też może zechcieć się tam wybrać.
     Jakoś dotrwałam do wtorku powtarzając standardowo odmianę najnieregularniejszych czasowników. Kiedy wybiła trzynasta, poszłam na palarnie. Nie było na niej ani Michała, ani Seby ani nikogo z kim mogłam sobie zapalić. Nie pojawił się ostatecznie na palarni, ale przecież nie był to chyba jego obowiązek. W środę podobnie jak dzień wcześniej poszłam w to samo miejsce o godzinie 13:00 w wyciągnęłam więc swój cajet ze słówkami i sobie zaczęłam powtarzać. Po jakiś pięciu minutach dołączył do mnie Doktorek. Był tak blisko, że czułam jego oddech na swojej szyi:
– Nie znam większości tych słówek. – powiedział. Miałam wrażenie, że chciał mnie przytulić od tyłu.
– Ja na razie w większości też nie. – Większość papierosa przeglądał mój notatnik przypominający zmiksowany słownik.
– Czy mogę zrobić zdjęcie?
– Oczywiście! – Jaśkiewicz zaczął robić zdjęcia praktycznie każdej strony.
– Chyba byłoby łatwiej gdyby mi Pani pożyczyła ten zeszyt...
– Nie ma problemu, tylko chciałabym go  z powrotem w przyszłym tygodniu, bo inaczej mózg mi stanie w poprzek od tej gramatyki. – Obydwoje zaczęliśmy się śmiać. Usiadłszy na ławce Michał patrzył mi się w oczy takim wzrokiem... Bezwarunkowym. Nie wiem czy takie określenie istnieje, ale jego orzechowe oczy były pełne troski, fascynacji, dobra i ciepła. Siedział w milczeniu. Po chwili bieganiny moich gałek ocznych, zaproponowałam zebranie się już na kartkówkę. Kiedy Michał ją sprawdził, usiadł na przeciwko mnie i położył swoją rękę na mojej. Jego dłoń była letnia. Ani ciepła, ani zimna, ale jedno jest pewne. Ten dotyk był taki sensualny; gładził delikatnie i niepewnie prawą stronę mojej lewej ręki. Już kolejny tydzień z rzędu myślałam, że śniłam. Ujrzałam w tamtym momencie jego wewnętrzne dziecko, które nieśmiale patrzyło na moją postać jak na obrazek ze świnką Peppą. Miał na sobie granatowe jeansy, oraz błękitną koszulę. Jego głowę przyozdabiał artystyczny męski nieład rozczochranych włosów, a jego twarz miała zaintrygowaną minę próbującą zakryć najmniejsze znaki zawstydzenia. Jaśkiewicz patrzył na mnie w tej pozycji jakieś 10 sekund, po czym spuścił wzrok uśmiechając się do siebie jednym kącikiem ust.
– Niech Pani weźmie udział w konferencji naukowej! – Rzekł stonowanym nauczycielskim tonem głosu.
– To znaczy w tej studencko- doktoranckiej? Już się zgłosiłam! – Powiedziałam bez zawahania.
– Nie... Chodziło mi o taką prawdziwą...– Wyczułam lekkie zwątpienie w jego głosie.  Kiedy spojrzał na mnie i nie widział żadnej reakcji, próbował dalej:
– Ja wiem, że to może wydawać się straszne, ale spokojnie! Ja bym przecież Panią ze wszystkim poprowadził! Ma Pani ogromny potencjał, a poza tym, bardzo by się to Pani na doktorat przydało.
– No nie wiem... – Naprawdę nie byłam pewna; praca licencjacka, koło naukowe, konferencja studencko- doktorancka i jeszcze miało dojść to?!
– Proszę to przemyśleć! Jakby nawet w połowie się Pani rozmyśliła, to wezmę to na siebie. Oczywiście wpisałbym Panią jako współautora. – Zapadła cisza. Chwile patrzyliśmy się na siebie analitycznym wzrokiem, po czym powiedziałam:
– Mogę chociaż spróbować, ale nie ukrywam, że już w tym momencie mam za dużo na głowie.
– Świetnie! Pomogę Pani jak tylko będę potrafił! Musimy tylko ustalić jeszcze dzień i godzinę kiedy będziemy się spotykać, żeby omawiać rezultaty! Ale to może wieczorem, bo i tak się widzimy, prawda?
– Nie.
– Nie?
– Poważnie zmieniły mi się plany. Dzisiaj się nie pojawię. W czwartek raczej też nie.
– A coś się stało?
– Tak i nie, ale to nic strasznego. Muszę to załatwić i tyle.
– Dobrze. To jakby Pani potrzebowała porady albo pomocy, to może Pani dzwo...– Zadzwoniła w tamtym momencie do mnie Dominika. Uratowała mnie, bo czułam niewyjaśnioną potrzebę wyjścia z tamtąd.
– Ja muszę iść. Jestem już spóźniona. Do widzenia!
– Do zobaczenia. – Powiedział smutnym głosem.
     Kiedy wyszłam, miałam w głowie jeden, jasny cel. Zerwać z Clément.

Szanowny Panie Doktorze, mam pytanie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz