ROZDZIAŁ XIV •

9 0 0
                                    

    W środę o równej godzinie trzynastej czekałam już na opiekunkę naszego koła naukowego. Przyszła ostatecznie jakieś piętnaście minut po czasie i obie weszłyśmy do gabinetu. Wyciągnęłam sobie kartkę na której miałam zapisane wszystko o co chciałam się zapytać i zaczęłam swój monolog. Pani doktor dorzucała swoje komentarze, a w trakcie jednego z nich drzwi, znajdujące się za mną się otworzyły. Był to Michał.
– Dzień dobry!
– Dzień dobry! – Odpowiedział
– Mój kolejny pomysł, to negacja względna w języku polskim.
– Przepraszam, że się wtrącam, ale czy ja usłyszałem "negacja względna"?
– Tak! Chodzi o to, że negacja względna nie jest widoczna jak w języku polskim.
– Co ma Pani na myśli?
– Chodzi o to, że negacja względna polega na tym, że nie negujemy istnienia danego przedmiotu i według mnie nie jest ona widoczna w języku polskim, bo we francuskim np. widać to po rodzajnikach. Nie przechodzą one w "de", tylko zostają w takiej formie jak się pojawiły. – Powiedziałam z zapałem.
– Pytam się, bo ja się trochę zajmuję negacją. – Dodał i zaczął prowadzić jakiś monolog w związku z tym co powiedziałam.
– Michał, to może ja Cię wprowadzę, żebyś wiedział o co chodzi; Pani chce pisać pracę licencjacką z negacji, ale sprawa wygląda tak, że chce to pociągnąć aż do doktoratu i dobrze byłoby, gdyby to wszystko było takie spójne. – Powiedziała Grzybińska.
– Wow. No to odważna decyzja jak na pierwszy rok licencjata. – Powiedział mój Adiunkt siadając półdupkiem na jednym z biurek. Byłam z siebie dumna. Michał powiedział, że podjęłam odważną decyzję.
– To może ja wrócę do pierwszego tematu. "Nierówności w tłumaczeniu negacji".
– Dobra, ja się nie wtrącam, Pani nie przyszła do mnie więc...– Skwitował. Chodzi o to, że właśnie przyszłam po części do niego i wcale, jak dla mnie, się nie wtrącał.
– Michał, ale nic nie szkodzi. Pani Klara chyba nie będzie miała nic przeciwko. Im więcej opinii tym lepiej, prawda? – Tak! dokładnie! Pani doktor miała stuprocentową rację. A opinia takiego doktorka jak tamten tym bardziej się dla mnie liczyła.
– Tak, oczywiście, proszę mówić!
– Bo chodzi o to, że ja napisałem artykuł na temat negacji...
– Wiem, czytałam. – Powiedziałam z dumą. Jak mogłam go nie przeczytać jak sam kiedyś "nalegał" na to.
– No więc jak dla mnie jest bardzo dobry pomysł. Może Pani sobie wybrać np. jakąś książkę jako korpus i zrobić to kontrastywnie. To znaczy, że będzie Pani sobie porównywać jakie jest polskie tłumaczenie i czy potencjał języka polskiego jest wykorzystany. – Zaczął Michał. Mówił bardzo szybko, że nie wiem nawet czy wszystko zdążyłam wyłapać. Zaczęłam sobie notować jego słowa klucze. Podał też tytuł jakiejś książki, którą zamierzałam przeczytać. W końcu pani Grzybińska mu przerwała:
– Michał, ja chciałam Ci tylko przypomnieć, że to ma być praca licencjacka. – Powiedziała.
– No tak, to byłoby dobre na magisterkę... Na licencjata to jest za dużo. – Byłam delikatnie zła. Czemu to właśnie on nie mógł być moim promotorem. Przecież z nim zrobiłabym coś tak ambitnego, że na pewno dostałabym wyróżnienie, a bardzo mi na tym zależało, żeby nie tylko zaimponować sobie, ale też mojemu ukochanemu.
– Według mnie na pracy licencjackiej, jeśli to ma być specjalista od negacji kiedyś, powinien się znaleźć przegląd wszystkich sposobów negowania. Tak, żeby było wiadomo, że ona wie o czym mówi i że świetnie zna teorię, a dopiero potem praktyka. Przecież wiadomo, że praca licencjacka to nic odkrywczego. – Powiedziała kobieta.
– Tak Asiu, ale jeśli trafi na złego recenzenta? Może się wtedy doczepić, że część teoretyczna i praktyczna nie są ze sobą spójne. Jak kiedyś napisałem artykuł to się zderzyłem z czymś takim. Jakiś kognitywista był recenzentem i się doczepił. – Zaczął Doktorek. Kontynuował przez dobre kilka minut swoje żale, jak to jakiś recenzent nie za dobrze ocenił mu artykuł, w końcu dodał:
– Ale w sumie... Najprawdopodobniej to ja będę Pani recenzentem, więc proszę się nie martwić. – Czy to oznaczało, że Michał będzie czytał moją pracę?! Poczułam jeszcze silniejszą presję. Przecież nie mogłam go za żadne skarby rozczarować. Musiał to być mój popisowy akt, dzięki któremu będzie patrzył na mnie z podziwem i dzięki któremu to on będzie mówił mi "dzień dobry", a nie na odwrót. Potem nie zaprzestawaliśmy naszych dywagacji, tylko modyfikowaliśmy mój pomysł tak, żeby moja promotorka się zgodziła. Ponieważ koniec konsultacji się zbliżał, a temat nadal nie był skończony, doktor Grzybińska spytała mnie o której kończę. Odpowiedziałam jej że po jej zajęciach, bo przecież idę jeszcze do niej na gramatykę. Michał niestety tego nie skomentował, ale na pewno usłyszał.
– To ja idę jeszcze zapalić. – Powiedział Michaś.
– Dziękuję bardzo, do widzenia!. – Prawie się trzęsłam z radości. Razem z panią doktor wyszłyśmy z gabinetu i podczas kiedy ona poszła po klucz, ja pobiegłam pod salę do Dominiki. Chciałam jej wszystko opowiedzieć. Trudno było mi się uspokoić, co wydaje mi się, nie było dziwne. Tak dawno z nim nie rozmawiałam... Niesamowite! Jeszcze sprawiałam wrażenie takiej mądrej i oczytanej. Codziennie, nie tylko przed snem wracałam do tych momentów z mojego ukochanego gabinetu.

Szanowny Panie Doktorze, mam pytanie.Where stories live. Discover now