Black Rose - Yui

1.5K 120 9
                                    

~~~~~~~~~
KATHARINA
~~~~~~~~~

Szaram mgła niczym węże, zaczęły oplatać moją mamę. Dziadek jęknął głośno i odskoczył od niej jak oparzony. A może raczej porażony, bo wydawało mnie się, że widzę iskry wyładowania elektrycznego.

Mama wzniosła się na jakieś dwa metry, a jej włosy zaczęły falować jak pod wodą. Prawą rękę położyła na sercu, a lewą nad swoją głową. W tej nad lśnił różowy krzyż. Mama zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. W tym momencie jakby wessała w siebie dziwną mgłę i zaczęła promieniować mrokiem, agresją i sadyzmem tak potężnym, że wszystkich obecnych przeszły ciarki.

Błysnęło oślepiające światło, a w nim moja mam przeszła transformacje w Black Rose, którą zresztą była od samego początku. Teraz była jeszcze piękniejsza, mimo tego że nie wiele się zmieniło. Włosy zostały upięte w kok, pojawiła się niewielka korona. Miała na sobie opancerzowane body bez ramiączek i krótką spódniczkę, buty do połowy łydki i na nadgarstkach metalowe bransolety jak u dżinów. Te były jednak pięknie ozdobione. Mama zniknęła w złotym wirze, który nagle stał się czarny jak smoła. Rozsunął się i zrozumiałam że to skrzydła mojej mamy. Olbrzymie i potężne, mroczne. Moja mama to Safona?

~~~~~
AYATO
~~~~~

Nie wiem jak udało mi się wezwać Black Rose. Chciałem tylko ocalić Yui. Nawet nie jestem wstanie określić jakie moje było zdumienie kiedy ona się przetransformowała. Yui to Black Rose! Moja przyszła żona to Safona? Ta upadła archanielica? Będziemy musieli sobie poważnie porozmawiać.

~~~
YUI
~~~

Nie zeszłam na ziemie. Utrzymywałam się w powietrzu za pomocą moich skrzydeł. Wiem, że czeka mnie długa rozmowa z Ayato, ale teraz nie jest to ważne. Oczy Womenizer, oczy w kolorze płynnego złota zajarzyły się wściekle. Chciały, abym wydała rozkaz. Moje oczy takie jak ich a jednak inne. Moje źrenice zwężyły się do pionie jak u kota. Dzikie. Nieokiełznane.

- Zabijcie je! - odezwał się w języku demonów Karlheinz.
- Atak! - powiedziałam krótko i zagłuszyłam tym słowem komendę mężczyzny.

Womenizer nie trzeba było powtarzać dwa razy. Ruszyły mieszając się w tłum demonów, a te zaczęły padać jak muchy. Ja postanowiłam chronić moją rodzinę. Podleciałam do nich.

- Moja mama jest aniołem! - ucieszyła się Katharina.

Uśmiechnęłam się i skinęłam jej głową. Wylądowałam. Moje skrzydła po złożeniu musiały być jeszcze bardziej imponujące niż myślałam, bo chłopcom zalśniły oczy. Napewno po ich złożeniu były większe ode manie o pół głowy i ciągnęły się po ziemi. Moje pióra były długie i lśniące. Ideał można by rzec. Rozprostowałam je i wtopiłam w swoje plecy. Nie bolało. Z moich bransolet wysunęły się ostrza. Na ich widok demony się cofnęły. Wiedziały co ich czeka i nie było to dobre.

- Wycofać się! - wydał polecenie w demonicznym Karlheinz. - Jeszcze tu wrócimy! - zwrócił się do nas.

Zniknęli. Olbrzymi bałagan jednak pozostał.

- Sprzątanie tego zajmie wieki. - jęknął Laito.
- Oj nie przesadzaj. - skarciłam go.

Wyciągnęłam dłonie przed siebie, a przedmioty naprawiły się i wróciły na swoje miejsce.

- Przydatna rzecz. - pochwalił Laito.

Odwróciłam się i spojrzałam w oczy Ayato. Tego przez którego upadłam. Ten w którym miałam się zakochać. To przez niego mnie wyrzucono, bo on miał czelność rozkochać mnie w sobie.

- Musimy poważnie porozmawiać. - powiedział.
- Wiem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zapraszam i standardowo proszę o komentowanie. Ostatnio tracę siły na pisanie tej książki. Może wy mi pomożecie. Nie wiem czy dzisiaj coś jeszcze dodam. Mam dużo lekcji do odrobienia i sprawdzianów w tym tygodniu. Do tego nadrabianie zaległości...

Diabolik Lovers New VersionWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu