//19//

15K 1.1K 40
                                    

Przebudziłam się w środku nocy. A właściwie to zerwałam. Otaczał mnie mrok. Miałam duszności. Trudno mi się oddychało. Ledwo zawołałam mamę. Cholera, znów te pieprzone duszności. Serce biło mi coraz szybciej, a ja z bólem w klatce piersiowej starałam się oddychać. To się pojawia od czasu do czasu. Najbardziej nie przyjemna rzecz na świecie. Rodzice wbiegli migiem do pokoju. Wszystko będzie ok, wystarczy  podadzą mi jakieś specjalne tabletki, po których duszności przechodzą po chwili, ale oni i tak zawsze się strasznie denerwują.

Gdy już było ok wrócili do sypialni. Położyłam się ponownie,  przykryłam moją miękką, ciepłą kołdrą.

Na myśl o tym że mam o pół godziny snu mniej, i że za niedługo będę musiała wstać, wyjść do ludzi, chodzić z tym bałaganem w głowie, i jeszcze na dodatek spotkać się z Danielem, i jeszcze na dokładkę będę widzieć Stewa, sprawiały że miałam ochotę zapaść się pod ziemie.

Przewróciłam sie na prawy bok. Chciałam spróbować zasnąć, więc spróbowałam znaleść coś przyjemnego w moich myślach. O dziwo były to kolejne myśli o Stewie.

***

Budzik zadzwonił punkt siódma. Choleraaaa. Ostatnią rzeczą jaką chce teraz to wyjście do ludzi i spotkanie się z rzeczywistością. Czemu nie mogłam zostać w moim śnie? A tak w ogóle, czy to normalne, że śni ci się że jesteś pączkiem, i żyjesz w świecie pączków, gdzie nikt nie ma problemów? Tak, ten świat mnie niszczy.

Drepcząc do szkoły próbowałam odganiać wszystkie myśli. Starałam się oczyścić mój umysł. Muszę kiedyś spróbować medytowania albo yogi. Nie no kogo ja oszukuję, to nie dla mnie.

Gdy doszłam pod szkolną bramę, poczułam ucisk w brzuchu. Czy ktoś by w ogóle zauważył gdybym nagle uciekła w nieznane? Tsa. Prawdopodobnie mama i tata. Niech to szlag. Weszłam do szkoły. Klasa nr. 21,23,25 i najbardziej przeze mnie znienawidzona- nr 27. Czyli moja. Weszłam do środka. Stew siedział z Emily. Ała. To właśnie zabolało. Poczułam takie delikatne ukłucie igiełką w moje serce. Gdy przechodziłam nawet się na mnie nie spojrzał. Musiałam go nieźle wkurzyć. Cóż żyje się dalej. Podeszłam do ostatniej ławki, i usiadłam z Adrianem.

- Hej, gdzie Madison?
Spytałam siadając obok niego.
- Siemka, grypa ją dopadła. Siedzi w domu.
Powiedział robiąc minę smutaska.
- Biedaczka. Jak będzie do dupy dzień to się zerwę i z nią posiedzę.
- To daj znać, zerwę się z tobą.
Do klasy nagle wszedł Daniel. Szedł zdeterminowanym krokiem w moją stronę. Z daleka było widać jak Stew zmierzył go złowrogim wzrokiem. Daniel uśmiechnął się, po czym usiadł dwie ławki przede mną. Boże już teraz mam ochotę wyjść z tej klasy. Wdech, wydech.

Gdy dzwonek zadzwonił chciałam iść pogadaż ze Stewem, ale  ujrzałam jak on natychmiast wychodzi razem z Emily. Czułam jak zazdrość i złość we mnie rośnie, miesza się i staje zarówno niebezpieczna jak i ładunek wybuchowy. Czy to normalne że jestem o niego zazdrosna? Nie powinnam. Brooke, zdecyduj się.

Podszedł do mnie Daniel.
- Cześć, to jak? Może się przejdziemy?
Wzruszyłam niezależnie ramionami, po czym wyszłam z nim z klasy.
- Muszę jeszcze odłożyć książki. Spotkajmy się za kilka minut przed szkołą.
Powiedziałam gdy wychodziliśmy. Podeszlłam do mojej szafki, i ujrzałam Stewa, który stał razem z Emily i resztą jej bez mózgiej grupy. Heh. On tam w ogóle nie pasuje.

Gdy Emily mnie zobaczyła, powiedziała coś do reszty grupy, po czym wszyscy z nich się spojrzeli na mnie i zaczeli śmiać. Razem ze Stewem... Ten moment bolał bardziej niż można sobie wyobrazić, serio. Znam skądś ten ból. Czułam się okropnie. Tak Brooke, właśnie znów się tak poczułaś. Jak by twoje serce było rozbijane na tysiące kawałków.

Czy ja naprawdę tak bardzo różnię się od tego społeczeństwa? Hej, myśl pozytywnie, może jesteś tym wyjątkiem który kiedyś ocali świat, gdy bezmózgie stworzenia będą próbować wyeliminować ludzkość. Wyjście ze szkoły było w tamtą stronę, więc byłam zmuszona przejść obok tych cymbałów. Czułam się dosłownie jak gówno, w które bezmózgie dzieci mnie wepchnęły.

To co w tamtym momecie ujrzałam przeszło wszystko na co byłam gotowa. Emily, na złość mi oczywiście, pocałowała Stewa, na moich oczach. Cholera. Skończona suka. Ten moment trwał zaledwie kilka sekund, ale wydawał się wiecznością. Emily łapiąca go swoją dłonią za jego mocno zarysowaną szczękę, po czym go do siebie przyciągnęła, i wbiła się w jego usta.

W tamty momencie się po prostu odwróciłam. Ten widok był bolesny, jak i obrzydliwy. W tym samym momencie poczułam spływające mi po moich policzkach palące łzy. Brooke przepraszam że znów to czujesz. Przepraszam że znów się zawiodłaś. Przepraszam że znów komuś zaufałaś. Przepraszam że pomyślałaś że tym razem może być inaczej. Przegryzłam mocno wargę, próbując powstrzymać strumień łez, ale na marnę. Ostatni raz spoglądnęłam na Stewa, a on na mnie. Czułam się niczym. Czułam jak nogi uginają się pode mną. Ktoś z nich krzyknął

- Haha! Dziwaczka ryczy!
A ja po prostu nie wytrzymałam. Zaczęłam biec w stronę wyjścia. Ostatnim słowem jakie usłyszałam było moje imię. Wypowiedziane przez Stewa. Ale nie odwróciłam się. Nie potrafiłam.  Biegłam przed siebie. Czułam ten cholerny sam ból! Jak to jest możliwe że tak się znów czuję! Obiecałam sobie że tak się nie poczuje!

Sorry, I'm different. Can you still love me? ©Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz