//27//

14.7K 1K 15
                                    

Wyszłam z mamą od  lekarza trochę po trzynastej. Wsiadłyśmy do auta. Przyglądałam się  uważnie mamie, i widziałam że bardzo się zestresowała po wizycie u  lekarza. Ja natomiast starałam się o tym nie myślec. A właściwie nawet  nie miałam jak, gdyż moje myśli nie interesowały się niczym po za  Stewem.

Gdy dojechałyśmy do domu mama odrazu zaczęło mi mówić,  jak wazne jest to, żebym pamiętała brać te tabletki dwa razy dziennie.  Po piętnastu minutach głęboko westchnęłam i powiedziałam
- Mamo, nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
Mama przerwała to co w tamtej chwili robiła i spojrzała się na mnie smutno uśmiechając.
- Masz racje. Nie powinnam nawet tak myślec.
Po  czym kontynuowała robienie obiadu. Pobiegłam na górę do mojego pokoju i  spakowałam mój szkicownik, piórnik i słuchawki do torby, po czym  ponownie zeszłam na dół. Ubrałam buty i kurtkę po czym oznajmiłam mamie  otwierając drzwi.
- Idę posiedzieć w 'świętym miejscu'.
I  wyszłam. Mówiąc 'święte miejsce' mam na myśli drzewo na którym byłam  wczoraj. Kiedyś gdy byłam mała znalazłam to miejsce razem z rodzicami,  gdy pewnego razu byliśmy na spacerze w lesie. Od tamtej pory to miejsce  stało się moim 'świętym miejscem'. Jedyne miejsce gdzie mogę sobie siedzieć  w idealnym spokoju. Miejsce w którym mogę pozbierać myśli.

Wydrapałam  się na tą samą zwisającą gałąź, włożyłam słuchawki, i puściłam piosenkę  'Adam Lambert- Ghost Town'. Wyciągnęłam szkicownik i pozwoliłam się  porwać wyobraźni.

***

Nagle poczułam czyjeś  ręce na mojej talii, które pociągnęły mnie za sobą do tyłu. Szkicownik,  wraz z resztą moich rzeczy upadły, a ja ze strachu pisnęłam, lecz ja nie  upadłam. Unosiłam się ponad metr nad ziemią. Gdy go ujrzałam na chwilę  zamarłam. Stew trzymał mnie, i wpatrywał mi się głęboko w oczy. Jego  wargi były delikatnie rozchylone, a ja uznałam że czas zacząć grę.  Zasmakowałam się namiętnie w jego ustach, a moje ręce wplotłam w jego  ciemną burzę włosów.

Przerywając chwilowo pocałunek wyszeptałam
- Co tu robisz?
Po czym cmoknęłam delikatnie jego usta, a on powiedział
- Byliśmy umówieni na piętnastą. Twoja mama powiedziała gdzie cię znajdę.
Po czym ponownie zaczęliśmy się całować.
- A nie byłeś umówiony z Emily?
Wyszeptałam łapiąc oddech, i wbiłam się w jego usta ponownie.
- Zbyt bardzo tęskniłem.
Wyszeptał,  a po moim ciele rozległo się ciepłe uczucie. Znajdywało się we mnie  setki motyli, które sprawiały że czułam jak bym się unosiła. Moje serce  co jakiś czas zapominało rytmu, i zamierało jak by na chwile. Nasze usta  tak idealnie się łączyły, że można by powiedzieć że są dla siebie  stworzone.

Posadził mnie delikatnie na gałęź, po czym schylił  się i podniósł moje rzeczy. Otworzył mój szkicownik i zaczął przewracając  ze strony na stronę. Podając mi go powiedział
- Ładnie.
A na jego twarzy pojawił się ten łobuziarski uśmieszek.
- To jak, pozwolisz się gdzieś zabrać?
Zapytał podchodząc bliżej mnie.
- A co jeśli powiem że nie?
Zapytałam delikatnie mrużąc oczy.
- Ta odpowiedź jest bardzo nie bezpieczna.
Odpowiedział rownież mrużąc oczy.
- Moja odpowiedź brzmi nie.
Powiedziałam  a on przerzucił mnie przez ramie mimo tego że się śmiałam i próbowałam wyrwać.  Szybko złapałam za moją torbę. Pomimo tego że widziałam do góry nogami, widziałam jak niesie mnie do auta.

- Gdzie jedziemy?
Zapytałam gdy ruszył.
- Zapnij pasy.
Powiedział spoglądając na mnie kątem oka.
- Nie lubię zapin...
- Zapnij pasy.
Przerwał mi poważnym głosem. Głośno westchnęłam i zapięłam pasy. Ponownie zwróciłam się do niego wpatrując się w niego.
- Powiesz gdzie jedziemy?
Stew położył swoją jedną dłoń na moim udzie i się uśmiechnął.
- Tajemnica.
Powiedział cicho.

Sorry, I'm different. Can you still love me? ©Where stories live. Discover now