Rozdział 28

1.4K 87 9
                                    

Wielka, podłużna nora borsuka śmierdzi jakimiś grzybami i pleśnią. Nie mogę się pozbyć tego wstrętnego zapachu. Grayson nie ma z tym problemu. Niewidocznie przybliżam się do jego klatki piersiowej. Wyczuwam ciasteczka, cynamon i wanilię. Nagle chłopak odwraca się, a ja jak gdyby nigdy nic udaję, że nic nie zrobiłam.

Postanawiam skupić się na głównej drodze, która prowadzi do C4. Jest skierowana w stronę granicy z Francją. Dziwię się, gdy Grayson zdradza mi, że jest duże prawdopodobieństwo, że jego rodzeństwo przebywa w Paryżu. Rezygnuję z dalszych wyjaśnień i zaczynam rozmyślać o starych sprawach np. o moich darach, mocach, o księdze, którą dał mi Stwórca.

Jestem bardzo ciekawa, dlaczego taka jak ja zdarza się raz na milion. Zdecydowanie moja cierpliwość pęka jak bańka mydlana.

– Grayson?

– Hmmm? – zatrzymuje się.

– Dlaczego wszyscy twierdzą, że jestem wyjątkowa? Jestem przecież normalna, zwykła...

– Posłuchaj. Każdy jest wyjątkowy... ale ty bardziej niż inni – spojrzał mi w oczy. – Chciałbym ci powiedzieć, dlaczego, ale nie wiem. Razem sobie poradzimy, tak?

– Tak – wzruszam się. Oczy podchodzą mi łzami.

– Tylko nie płacz. Nie radzę sobie z płaczącymi kobietami – uśmiecha się.

– Ja nie płaczę.

– Nigdy nie płaczesz? Naprawdę? – dziwi się Grayson.

– Czasami mi się udawało. Raz próbowałam, ale to dość długa historia – chłopak siada na trawie i poklepuje miejsce koło siebie.

– Siadaj. Mamy czas.

– No właśnie, nie mamy – nie chcę opowiadać mu o moich łzach, ale Grayson jest nieugięty.

– Krótkie opóźnienie nie zaszkodzi. Mów – siadam na mokrej ziemi.

– Tylko mi nie przerywaj. Nie lubię tego.

– Jasne.

– Miałam dziesięć, dziewięć lat. Jeszcze wtedy mieszkałam za miastem. Mój tata uwielbiał polować. Kiedyś przyprowadził do domu martwego węża. Umieścił go w szklanym słoiku.

– I co z tym wężem?

– Nie przerywaj!

– Dobra, dobra...

– Ten wąż... miał być martwy... A ja podeszłam do tego słoika... On żył, Grayson.

– Jak to? – chłopak mruży oczy.

– No, kompletnie nie rozumiem, co się stało. Do teraz. Nieważne, wracając do tematu... Ten wąż się na mnie rzucił. Byłam pewna, że jest jadowity. Przybiegł mój ojciec i strzelił do niego zanim zdołał mnie ugryźć. Byłam tak przerażona, że zaczęłam płakać. Tata chciał otrzeć moje łzy... i....ja....i on.... wtedy... – przerywam.

– No, już... Uspokój się. Spokojnie. Powiesz mi, co się stało? – Grayson otula mnie ramieniem.

– Tata wyciągnął rękę w moją stronę, ale kiedy dotknął moich łez, tak bardzo się poparzył... Mama zawiozła go do szpitala... Grayson, jemu prawie amputowali rękę... Od tego czasu nie płaczę. Dla zasady i bezpieczeństwa innych – kończę.

– Ogniste łzy... – marszczy brwi.

– Co? – dziwię się.

– Chyba odkryłem twój kolejny dar... Jesteś bardzo, cholernie bardzo wyjątkowa – uśmiecha się Grayson.

– Kolejny dar? To jakieś żarty? – krzywię się.

– Maddie, dziewczyno! Panujesz nad ogniem! Nad jednym z sześciu żywiołów! – krzyczy.

– Ja? Nad żywiołem? Myślałam, że żywiołów jest cztery – zagryzam policzek od środka.

– Stal, krew, woda, ogień, ziemia, powietrze. Pomyślałem, że mógłbym nauczyć cię kontrolować ogień. Czytałem dużo o żywiołach. I wiem swoje... – uśmiecha się jeszcze szerzej.

– Skąd wiesz? Jesteś pewien, że naprawdę mogę mieć w sobie ogień?

– Już bez niego miałaś go w sobie – w jego oczach dostrzegam dzikość.

– Kiedy znajdziemy Daisy i Willa, i kiedy znajdziemy bezpieczne miejsce na postój... no to może... może... wtedy... Wtedy mnie nauczysz – postanawiam.

– No to zbieraj się. Już nie daleko – chwyta mnie za rękę.

 Już nie daleko – chwyta mnie za rękę

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Nie ma takiej drugiejWhere stories live. Discover now