Rozdział 51

953 62 0
                                    


***W koszmarze***

Biegnę po wodzie o barwie rubinu. Zastanawiam się, czy to woda, skoro jest czerwona. Zastanawia mnie również to, w jaki sposób się po niej poruszam.

Kiedy spokojnym krokiem przechodzę przez ocean, nagle woda pochłania mnie, pozbawiając tchu.

Pływam nieruchoma w głębinach. Po chwili zdaję sobie sprawę z tego, że to nie woda oplata mnie z każdej strony, lecz krew.

Jak najszybciej próbuję wynurzyć się z objęć przerażającej cieczy. Odpycham się rękami i nogami, ale mimo mych wysiłków, nie czuję ruchu. Pozostaję w miejscu. Tonę.

Nigdy nie przypuszczałam, że tonięcie może tak makabrycznie boleć. Moje ciało powoli jak listek opada na dno. Dziwię się, że wciąż mam świadomość tego, co tu się dzieje. Powinnam umrzeć. Dlaczego nie umarłam?

Już dawno powinnam znaleźć się w lepszym miejscu.

Co tu się dzieje?

Czy kiedykolwiek się stąd wydostanę?

Mam taką nadzieję.

Czy ktoś mnie uratuje?

Mam wątpliwości, co do tego.

Kałuża krwi wlewa mi się do ust strumieniami. Mam ochotę krzyknąć. Wykrzyczeć się za wszystkie czasy, lecz nie mogę. Usta mi na to nie pozwalają. Nie mogę nimi poruszyć. Nie mogę uchylić warg. Nie mogę nic zrobić. I właśnie ta niemoc jest najgorsza.

Mija chwila, a ja się budzę. Nie jestem pewna czy to prawdziwa rzeczywistość.

Dom, w którym się znajduję, nie przypomina tego, w którym się wychowałam ani tego, w którym aktualnie mieszkam.

Nie ma w nim nikogo. Ni żywej duszy. Boję się wstać. Boję się, że kiedy to zrobię, stanie się coś strasznego.

Mimo mych przeczuć, podnoszę się na łokciach, mierząc wzrokiem pomieszczenie.

Pokój z wysokim sufitem pokrytym różnorodnymi, kolorowymi pajęczynami. Kilka małych pajączków chodzi po podłodze, rozglądając się na wszystkie strony.

Czuję, że coś jest nie tak.

Nagle słyszę ciężkie kroki za drzwiami.

Chowam się sparaliżowana pod kołdrą.

Kroki przybierają na sile. Ktoś jest blisko.

Słyszę skrzypienie drzwi.

Moja ciekawość bierze górę. Zdejmuję osłonę, aby dowiedzieć się, kto to taki.

Gdy tylko moje oczy mają wystarczającą widoczność, zamieram.

Największy, jaki kiedykolwiek widziałam pająk zmierza w moją stronę. Nie mam pojęcia, co robić. Uciekać czy udawać martwą? A może jedno i drugie?

Wstaję, aby schować się pod łóżko. Mam nadzieję, że chociaż tam będę, w miarę możliwości, bezpieczna.

Ciężko oddycham bojąc się ruszyć.

Przez otwór widzę osiem wielkich, owłosionych nóg. Moje serce uderza z prędkością światła.

– Błagam, obudźcie mnie z tego horroru – szepczę do siebie, mdlejąc.

Budzę się przesiąknięta dziwnym zapachem zgniłych much. Uchylam powieki. Rozglądam się. Stwierdzam ze smutkiem, że moja sytuacja jest kiepska.

Leżę przyklejona plecami do ogromnej pajęczyny, która jak sądzę jest dziełem szanownego pana Pająka.

Krzywię się na samą myśl ujrzenia jego krzywej gęby.

Odwracam głowę, widząc przerośniętą muszkę owocówkę, próbującą wyswobodzić się z uwięzi. Śmieję się, mówiąc pocieszające słowa do mojej bliźniaczki.

– Nie przejmuj się. Trafimy razem do muchowego nieba – uśmiecham się słodko.

Koleżanka mucha bzyczy coś niezrozumiałego w odpowiedzi.

Niestety nasz spokój nie trwa długo, ponieważ na pajęczynie zjawia się pan Krzyżak.

– Błagam, zabijcie mnie – modlę się w duchu.

– Błagam, zabijcie mnie – modlę się w duchu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Nie ma takiej drugiejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz