Rozdział 48

976 67 14
                                    


Ruszam w pościg w labiryncie przeźroczystych korytarzy za zbiegiem, w którego rzucam ognistymi kulami.

– Przestań! – Zayn zatrzymuje się i odwraca w moją stronę.

– Ostatnie słowo? – pytam przesłodzonym głosem.

– Chcesz walki to ją będziesz mieć.

Chłopak tworzy równie wielki płomień, co ja.

Wpadam na pomysł. Wdycham jak najwięcej powietrza w płuca, a potem wydycham je z hukiem na Zayna, który upada do tyłu tracąc swój ogień. Tymczasem ja próbuję go udusić, wpychając mu do ust fale wody.

Niestety, chłopak jest jeszcze sprytniejszy ode mnie. Wypluwa wodę i rzuca się na mnie, powodując moją utraconą równowagę. Teraz nie mam żadnej opcji wyjścia z tej sytuacji. Jestem przygnieciona, a do tego wszystkiego nie czuję rąk.

– Ostatnie słowo? – uśmiecha się zadziornie.

– Zabij mnie. Proszę. Płakać nie będę – rozglądam się, szukając czegoś, co może mi pomóc.

– Jesteś wkurzona? Tak, jesteś... To źle... – chłopak mruga, próbując przyswoić mój nowy wygląd, ponieważ aktualnie jestem czerwona niczym burak, a dodatkowo jestem na skraju wybuchu bomby atomowej. Jeszcze chwila...

– Chcę żebyś przeżył, więc lepiej wiej – zwijam dłonie w pięści, próbując nad sobą zapanować.

– Ale co ci jest? – chłopak wstaje, dając mi możliwość wzięcia oddechu.

– Jeszcze nie umiem panować nad różnymi... rzeczami – z całej siły zaciskam powieki.

– Wiem, co może ci pomóc! – krzyczy, biegnąc do pomieszczenia, gdzie siedzi skulona Alice razem ze Slaiderem.

Po kilku sekundach Zayn wraca z wiadrem wody.

– Co to jest?! – zostało mi mało czasu do momentu, kiedy pochłonie mnie ciemność.

– Włóż tu rękę! – wrzeszczy po czym chwyta moją pięść i wkłada do ciepłej cieczy.

Nagle wszystko zwalnia. Światło w mojej głowie powraca, a nastrój mam jak z urodzin wyjęty.

– To woda? – pytam lekko zaskoczona.

– Święcona, podgrzana – szczerzy się chłopak. Nie odpowiadam na jego dalsze zaczepki, kierując się do pokoju, jak się zdążyłam domyślić, z zaopatrzeniem spożywczym. Otwieram jedną z górnych szafek i wyciągam kilka pomarańczy. Siadam na blacie. Zaczynam spożywać pokarm.

Kiedy już jestem naładowana cytrusami po brzegi, szukam wyjścia z tej obślizgłej nory.

Ściana, za ścianą...

Hura! Wyjście!

Gdy mam już wyjść na światło dzienne, drogę zastępuje mi rozwścieczony Zayn.

– Przepuść mnie – wydaję mu rozkaz.

– Ani mi się śni – warczy. – Miałaś nam pomóc, nie pamiętasz?

– Czy ja wam coś obiecywałam? Co mnie obchodzą ludzie Stwórcy. Wystarczy, że on nie żyje. Znajdźcie sobie kogoś innego, kto wykona za was brudną robotę. Ja odpadam – przepycham się, ale chłopak nie ustępuje.

– Tylko na ciebie możemy liczyć – patrzy na mnie, jakbym mu chomika utłukła gazetą.*

– Nie ma mowy.

Ku mojemu zdziwieniu Zayn pozwala mi odejść. Wyczuwam podstęp, ale mimo to pociągam klamkę, gdy słyszę:

– Może zmienisz zdanie, kiedy powiem, że mamy twoją matkę – porusza rytmicznie brwiami.

– Mama? Przecież... Stwórca... To wy?! – rzucam się na niego z nadzieją na uderzenie go w cokolwiek. Niestety nie udaje mi się to, ponieważ umięśnione ręce chłopaka mnie przytrzymują. – Co wy jej zrobiliście?! – biję go w klatkę piersiową.

– Nic. Sama do nas dołączyła po tym, jak uratowaliśmy ją z rąk potwora – uśmiecha się szelmowsko.

– Chcę ją zobaczyć – łzy lecą mi po twarzy.

– Jeśli nam pomożesz – wyciąga do mnie rękę.

– Umowa stoi.

***

Wchodzę do najpiękniejszego pokoju jaki widziałam. Ściany są ozdobione zieloną koronką z różowymi ptaszkami po bokach.

Dywan, również różowy, jest miękki jak gąbka.

Rozglądam się dalej i widzę śpiącą szatynkę na wielkim seledynowym łożu.

Mama.

Podchodzę niepewnie powolnymi krokami. Klękam i gładzę włosy mojej rodzicielki. Kobieta otwiera zaspane powieki.

– Maddie! – krzyczy, po czym chwyta mnie i obejmuje, jak najdłużej może.

– Tęskniłam – szepczę jej do ucha.

– Ja za tobą też, kochanie – moja mama zaczyna płakać.

– Mamo... Myślałam, że...

– Że nie żyję, prawda? Ja też tak myślałam, kiedy mnie porwali, ale tutaj czuję się bezpiecznie – ociera łzy z rumianych policzków.

– A babcia? Co z nią? – dopytuję.

– Ona, skarbie nie przeżyła tego. To było za dużo jak na jej siły – na jej twarzy maluje się najsmutniejszy uśmiech na świecie.

– Mamo? A tak w ogóle, w czym ja im mam pomóc? – krzywię się. Nigdy nie przepadałam za pomaganiem innym, ale jak mus to mus.

– Wspólnymi siłami musimy zabić twojego ojca.


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Nie ma takiej drugiejWhere stories live. Discover now