W tej książce nic nie trzyma się kupy generalnie. Była pisana na początku gimnazjum, wiec proszę się nie dziwić. Zapraszam np. do „Aplikacji: Kopciuszek", która jest na lepszym poziomie według mnie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Co zobaczysz...
Budzi mnie cudowny aromat cynamonu z wanilią. Powoli otwieram sklejone ze sobą powieki. Rozglądam się wokół. Widzę salon z pięknymi, starymi meblami. Próbuję sobie przypomnieć, gdzie je ostatnio widziałam. Zdaję mi się, że to dom Shannon.
Podpieram się łokciami o kanapę. Delikatnie układam nogi na posadzce, aby nie hałasować. Wstaję, ociężale się kiwając. Mój wzrok jest nie do końca idealny. Czuję jakbym miała piasek w oczach, mimo to idę dalej ocierając się o jakieś przedmioty typu ściany.
Chyba dotarłam do kuchni. Niestety wciąż wszystko jest zamazane.
Nagle ktoś od tyłu chwyta mnie w talii. Kopię i szarpię, ale to nic nie daje, dlatego zaczynam krzyczeć. Już po kilku sekundach mam czyjąś rękę na ustach. Gryzę, plując ostatkiem sił.
– Uspokoisz się? – ten głos... To Grayson.
Kiwam głową na znak aprobaty. Chłopak opuszcza rękę, wciąż trzymając mnie w talii.
– Puść mnie – syczę, ale bardziej brzmi to jak warknięcie.
Grayson nic sobie z tego nie robiąc, zjeżdża rękami coraz niżej.
– ...Grayson – nie jestem pewna dlaczego, ale z moich ust wyrywa się jęk przyjemności.
Chłopak mruczy po czym wypuszcza mnie. Staję przed nim jak wryta czekając na to, co zrobi.
– Jak się czujesz? – odchrząka.
– A jak myślisz?! – lekko podnoszę głos. Grayson bierze mnie za rękę.
– Kochanie...
– Nie kochaniuj mi tu! – wykrzykuję. – Dlaczego ja nic nie widzę!? Wyjaśnij mi, co się stało.
– W takim razie zacznijmy od początku... Z tego, co wyjaśniała mi May... twoje ciało przez jedną setną sekundy było zrobione w stu procentach z samej wody... Jedyne logiczne wyjaśnienie tego to to, że twoja struktura połączyła cię z nowym żywiołem, którym jest woda... Nie wiem, co powiedzieć, bo jeszcze nigdy nie spotkałem się z osobą o trzech żywiołach – chłopak kończy swoje kazanie.
– Mam płakać czy się śmiać? – irytuję się.
– Rób, co chcesz... tylko... uważaj na siebie...
– Czemu tak mówisz? – patrzę na niego jak na seryjnego mordercę.
– Znałem osoby, które zabiły się swoimi mocami i po prostu nie chcę, żeby tobie się coś stało – uśmiecha się Grayson.
– Od kiedy to się o mnie martwisz? – skarżę się.
– Maddie... No przestań... Nie bądź taka... – chwyta moją rękę.
Powoli odzyskuję wzrok.
– Puść i zostaw mnie w spokoju – krzywię się. Wychodzę z salonu, kierując się w stronę kuchni. Nie jestem jeszcze w jadalni, a tu napada mnie znienacka Daisy.
– Cześć! – krzyczy swoim cienkim głosikiem.
– Myślałam, że byłaś obrażona – unoszę wyżej jedną z moich krzaczastych, ciemnych brwi.
– Już dawno ci wybaczyłam – obie zaczynamy się śmiać dopóki, dopóty nie dostajemy kolki w naszych jamach brzusznych.
Zmęczone tym nagłym napadem docieramy do kuchni, w której krząta się May.
– Widzę, że powróciłaś do formy ciociu – uśmiecha się jej siostrzenica.
– To był tylko zawał, nic po za tym – kobieta podaje nam dopiero, co zaparzoną, zieloną herbatkę. Siadamy przy stole, tworząc trójkąt.
– May? – odzywam się.
– Słucham cię, kochanie – kobieta wpatruje się we mnie.
– Znalazłam Księgę i przeczytałam kawałek ostatniego rozdziału... I ja, i Grayson, nie mamy pojęcia, jaki ten fragment ma przesłanie – krzywię się.
– Spróbuję coś na to poradzić. Przynieś mi Księgę pod wieczór do pokoju. Będę miała jakąś lekturę na noc.
– Dziękuję – wyrażam swoją wdzięczność.
Spoglądam na moją filiżankę. Przeżywam szok widząc, że jest pusta. Kiedy ja wypiłam tą herbatę?
– Ciasteczko? – May przykłada mi pod nos talerz ptysiów z kremem.
– Ja dziękuję – grzecznie odmawiam.
– A ja z chęcią wezmę kilka – chytry uśmiech wkrada się na twarz Daisy. Dziewczyna chwyta pięć przysmaków, po czym wpycha je na siłę do ust.
– Wolniej Daisy – śmieję się.
– Jedz, póki gorące – mówi z pełnymi ustami.
– Dobrze dziewczynki. Zostawię was. Pójdę zająć się interpretacją tekstu – rusza w kierunku schodów.
Zostajemy same. Moje nieprzezwyciężone pragnienie wygrywa walkę. Z szybkością światła połykam mięciutkie ptysie.
***
Po przeczytaniu tego małego kawałka książki May nie może się pozbierać. Kobieta krzyżuje ręce na piersi.
– Dobry Boże... – na jej twarzy widnieje szok i zdziwienie.
Rozglądam się po pokoju, żeby tylko nie patrzeć na tę zaniepokoją twarzyczkę.
– Słońce... – May dotyka mojego ramienia.
– Czego się dowiedziałaś? – boję się odpowiedzi.
– Ja... – przerywa.
– Chcę wiedzieć – poważnieję.
– Najprawdopodobniej umrzesz.
Zastygam w bez ruchu.
Ups! Gambar ini tidak mengikuti Pedoman Konten kami. Untuk melanjutkan publikasi, hapuslah gambar ini atau unggah gambar lain.