Rozdział 45

1K 65 3
                                    


Budzi mnie cudowny aromat cynamonu z wanilią. Powoli otwieram sklejone ze sobą powieki. Rozglądam się wokół. Widzę salon z pięknymi, starymi meblami. Próbuję sobie przypomnieć, gdzie je ostatnio widziałam. Zdaję mi się, że to dom Shannon.

Podpieram się łokciami o kanapę. Delikatnie układam nogi na posadzce, aby nie hałasować. Wstaję, ociężale się kiwając. Mój wzrok jest nie do końca idealny. Czuję jakbym miała piasek w oczach, mimo to idę dalej ocierając się o jakieś przedmioty typu ściany.

Chyba dotarłam do kuchni. Niestety wciąż wszystko jest zamazane.

Nagle ktoś od tyłu chwyta mnie w talii. Kopię i szarpię, ale to nic nie daje, dlatego zaczynam krzyczeć. Już po kilku sekundach mam czyjąś rękę na ustach. Gryzę, plując ostatkiem sił.

– Uspokoisz się? – ten głos... To Grayson.

Kiwam głową na znak aprobaty. Chłopak opuszcza rękę, wciąż trzymając mnie w talii.

– Puść mnie – syczę, ale bardziej brzmi to jak warknięcie.

Grayson nic sobie z tego nie robiąc, zjeżdża rękami coraz niżej.

– ...Grayson – nie jestem pewna dlaczego, ale z moich ust wyrywa się jęk przyjemności.

Chłopak mruczy po czym wypuszcza mnie. Staję przed nim jak wryta czekając na to, co zrobi.

– Jak się czujesz? – odchrząka.

– A jak myślisz?! – lekko podnoszę głos. Grayson bierze mnie za rękę.

– Kochanie...

– Nie kochaniuj mi tu! – wykrzykuję. – Dlaczego ja nic nie widzę!? Wyjaśnij mi, co się stało.

– W takim razie zacznijmy od początku... Z tego, co wyjaśniała mi May... twoje ciało przez jedną setną sekundy było zrobione w stu procentach z samej wody... Jedyne logiczne wyjaśnienie tego to to, że twoja struktura połączyła cię z nowym żywiołem, którym jest woda... Nie wiem, co powiedzieć, bo jeszcze nigdy nie spotkałem się z osobą o trzech żywiołach – chłopak kończy swoje kazanie.

– Mam płakać czy się śmiać? – irytuję się.

– Rób, co chcesz... tylko... uważaj na siebie...

– Czemu tak mówisz? – patrzę na niego jak na seryjnego mordercę.

– Znałem osoby, które zabiły się swoimi mocami i po prostu nie chcę, żeby tobie się coś stało – uśmiecha się Grayson.

– Od kiedy to się o mnie martwisz? – skarżę się.

– Maddie... No przestań... Nie bądź taka... – chwyta moją rękę.

Powoli odzyskuję wzrok.

– Puść i zostaw mnie w spokoju – krzywię się. Wychodzę z salonu, kierując się w stronę kuchni. Nie jestem jeszcze w jadalni, a tu napada mnie znienacka Daisy.

– Cześć! – krzyczy swoim cienkim głosikiem.

– Myślałam, że byłaś obrażona – unoszę wyżej jedną z moich krzaczastych, ciemnych brwi.

– Już dawno ci wybaczyłam – obie zaczynamy się śmiać dopóki, dopóty nie dostajemy kolki w naszych jamach brzusznych.

Zmęczone tym nagłym napadem docieramy do kuchni, w której krząta się May.

– Widzę, że powróciłaś do formy ciociu – uśmiecha się jej siostrzenica.

– To był tylko zawał, nic po za tym – kobieta podaje nam dopiero, co zaparzoną, zieloną herbatkę. Siadamy przy stole, tworząc trójkąt.

– May? – odzywam się.

– Słucham cię, kochanie – kobieta wpatruje się we mnie.

– Znalazłam Księgę i przeczytałam kawałek ostatniego rozdziału... I ja, i Grayson, nie mamy pojęcia, jaki ten fragment ma przesłanie – krzywię się.

– Spróbuję coś na to poradzić. Przynieś mi Księgę pod wieczór do pokoju. Będę miała jakąś lekturę na noc.

– Dziękuję – wyrażam swoją wdzięczność.

Spoglądam na moją filiżankę. Przeżywam szok widząc, że jest pusta. Kiedy ja wypiłam tą herbatę?

– Ciasteczko? – May przykłada mi pod nos talerz ptysiów z kremem.

– Ja dziękuję – grzecznie odmawiam.

– A ja z chęcią wezmę kilka – chytry uśmiech wkrada się na twarz Daisy. Dziewczyna chwyta pięć przysmaków, po czym wpycha je na siłę do ust.

– Wolniej Daisy – śmieję się.

– Jedz, póki gorące – mówi z pełnymi ustami.

– Dobrze dziewczynki. Zostawię was. Pójdę zająć się interpretacją tekstu – rusza w kierunku schodów.

Zostajemy same. Moje nieprzezwyciężone pragnienie wygrywa walkę. Z szybkością światła połykam mięciutkie ptysie.

***

Po przeczytaniu tego małego kawałka książki May nie może się pozbierać. Kobieta krzyżuje ręce na piersi.

– Dobry Boże... – na jej twarzy widnieje szok i zdziwienie.

Rozglądam się po pokoju, żeby tylko nie patrzeć na tę zaniepokoją twarzyczkę.

– Słońce... – May dotyka mojego ramienia.

– Czego się dowiedziałaś? – boję się odpowiedzi.

– Ja... – przerywa.

– Chcę wiedzieć – poważnieję.

– Najprawdopodobniej umrzesz.

Zastygam w bez ruchu.

Zastygam w bez ruchu

Ups! Gambar ini tidak mengikuti Pedoman Konten kami. Untuk melanjutkan publikasi, hapuslah gambar ini atau unggah gambar lain.
Nie ma takiej drugiejTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang