W tej książce nic nie trzyma się kupy generalnie. Była pisana na początku gimnazjum, wiec proszę się nie dziwić. Zapraszam np. do „Aplikacji: Kopciuszek", która jest na lepszym poziomie według mnie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Co zobaczysz...
Schodzę w dół po krętych schodach. Mój każdy krok to głuche skrzypnięcie drewna. Słyszę świst czajnika i gotowanej wody. Wchodzę do średniowiecznej kuchni z zaopatrzeniem dla krasnoludka. Wszyscy zjadają swoje śniadanie w szybkim tempie. Kiedy podchodzę do stołu zapada krępująca cisza. Daisy ze skupieniem wbija wzrok w swój talerz. Grayson wychodzi za potrzebą. Siostra idzie w jego ślady. Zostaję sama w jednym pokoju z May. Ciotka ma zmartwioną minę. Nerwowo ściska brzeg swojej sukienki.
Siadam przy stole. Kobieta bierze mnie za rękę.
– Chciałam cię przeprosić. Cały swój smutek i gniew przez śmierć mojej siostry przelałam na ciebie – patrzy mi w oczy z przerażeniem, jakby bała się, że jej nie uwierzę.
– Nic się nie stało – odpowiadam trochę bardziej skrępowana. Na twarzy May pojawia się ulga.
– To świetnie. Kochanie czy chciałabyś, żebym pomogła ci zapanować nad ogniem?
– Pewnie! Mam już dość nieprzewidzianych skutków – uśmiecham się.
– Może zaczniemy od razu? – pyta May.
– Tutaj? – aż iskrze z podekscytowania.
– Nie, skarbie – śmieje się ciotka. – Pójdziemy do ogrodu za domem.
Pół godziny później dotarłyśmy do ogrodu. W tej chwili ciotka robi mi kazanie na temat bezpieczeństwa. Niestety jestem zbyt podekscytowana, aby jej słuchać.
– Najpierw pokaże ci podstawowe ruchy – May podchodzi do niewielkiego jeziorka. Robi zamach i wyrzuca ręce w górę. Woda dosłownie wyskakuje ze źródła niczym kangur z Australii, po czym wędruje ku wyciągniętym rękom May. Z cieczy kobieta formuje małą kulę wodną mieniącą się błyszczącymi, błękitnymi falami.
Ciotka przerywa, a woda pluska o trawę. Patrzy na mnie, oczekując mojej reakcji.
– Nie rozumiem, w czym mi to ma pomóc. Ja nie władam wodą tylko ogniem. A żeby zrobić to co ty, musiałabym go czerpać ze źródła! A w tym wypadku musiałabym coś podpalić, żeby uzyskać efekt – czuję się zawiedziona.
– Kochanie... Wytwórz ogień rękami – śmieje się May. Czuję się skołowana. Jak ja niby mam to zrobić?!
– Pomyśl o tym. Skup całą swoją uwagę i siłę na ogniu, wtedy wszystko nabierze pozytywnych barw.
Biorę głęboki oddech. Zamykam oczy.
Ogień. To mój przyjaciel. Ogień.
Otwieram oczy, aby zobaczyć postępy.
Kompletna porażka.
– To nie działa! Ogień to nie to samo co woda – przyjmuję swoją przegraną na klatę.
– Daj mi momencik – uśmiecha się ciotka i kieruje się w stronę kamienicy.
– Co? Gdzie idziesz?! – jestem zdezorientowana.
– Wezwać wsparcie – śmieje się. Zostaję sama w ogrodzie. Siadam na trawie i moczę stopy w chłodnym stawie. Jestem zbyt ciekawa planu May, żeby jasno myśleć. Biorę do ręki kamienie i po kolei wrzucam je do wody. Plusk, plusk, plusk...
***
May wchodzi do salonu i sięga po telefon stacjonarny. Wykręca numer. Czeka na połączenie.
– Halo? – pyta głos w słuchawce.
– Dzień dobry, Ryanie – ciotka prawie krzyczy.
– May... Jest jakaś okazja, że dzwonisz? – irytuje się chłopak.
– Tak, tak... Znalazłam dziewczynę taką jak ty. Czy przyjechałbyś? – niepewnie oznajmia kobieta.
– Taką jak ja? Chodzi ci o żywioł? – dziwi się Ryan.
– Owszem. To przyjedziesz? Od lat nie było tu takiej jak ona.
– Już wsiadam w samochód – rozłącza się.
***
Piętnaście minut czekania to trochę za dużo jak na mnie. Postanawiam się przejść. Spacer dobrze mi zrobi. Wstaję, otrzepuję się ze źdźbła przylegającego do mojego ubrania i maszeruję w stronę głównej drogi.
Chyba słyszę kroki. Przypuszczam, że to serce tak dudni. Ciągle je słyszę. Zatrzymuję się i odwracam.
Przede mną stoi chłopak. Ma ciemno brązowe włosy i oczy w kolorze miedzi. Jest dosyć opalony, a jego uśmiech jest tak biały jak chmurki.
Białozębny zauważa, że się na niego gapię i uśmiecha się jeszcze szerzej.
– Ryan – wyciąga w moją stronę rękę. Ściskam ją.
– Maddie – szczerzę się. – To ty jesteś tym wsparciem May? – pytam, uśmiechając się jak idiotka.
– Nazwała mnie wsparciem? Naprawdę? – śmieje się chłopak.
– Jak możesz mi pomóc? Jesteś Awatarem? – pytam lekko onieśmielona.
– Chciałbym – mówi Ryan. – Mamy ten sam żywioł w naszych żyłach, dlatego też... Zaczynamy lekcję. Teraz! – ogień wystrzela z rąk Ryana wprost na mnie. Co mam robić?! Dlaczego on mnie atakuje?!
Automatycznie unoszę ręce w górę w geście obronnym. Czekam na ból poparzeń. Ale nic takiego nie ma miejsca. Otwieram zaciśnięte do granic możliwości powieki. To, co widzę, napawa mnie dumą.
Odparłam atak Ryana. Utworzyłam ścianę z ognia. Opuszczam ręce a płomień znika. Patrzę na chłopaka, który uśmiecha się chytrze.
– No co? – pytam.
– Widzę, że strach dobrze na ciebie działa – podchodzi bliżej.
Nagle drzwi od domu otwierają się i staję w nich Grayson. Podchodzi do nas.
– Maddie? Kto to? – zastanawia się.
– To Ryan. Yyy... Tak, to jest Ryan – odchrząkam.
– Ryan Campbell, dokładniej rzecz mówiąc. Jestem dobrym przyjacielem May – uśmiecha się pogodnie.
– Włada ogniem – dodaję za Ryana.
– Hmmm... Uczysz Maddie? – Grayson wydaje się być podenerwowany.
– Tak. Szybko się dziewczyna uczy – kiedy to mówi, zaczynam się rumienić. – A ty jesteś Grayson, prawda?
– Znamy się?
– Ciotka mi o was wspominała – szczerzy się Ryan.
– Miło z jej strony.
– Masz jakieś moce? – pyta Graysona.
– Władam powietrzem – mówi. Szczęka mi opada pod samą ziemię.
– Grayson... Chodź. Musimy porozmawiać w cztery oczy.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.