Rozdział 42

1K 71 3
                                    


Szpital (jakoś za często tu trafiam)

Siedzę na niewygodnym krześle obok sali operacyjnej. Moją głowę rozsadzają tysiące myśli. "Najprawdopodobniej teraz ją kroją. Biedna... Musi leżeć na tym zimnym blacie z rozkrojonymi wnętrznościami..."

– Przestań Maddie! Nawet tak nie myśl! – karcę się w myślach.

Po mojej lewej przysiadł się Grayson. Widzę jak ze zdenerwowania pociera mokre od potu dłonie. Oprócz May jego drugim zmartwieniem jest Daisy.

Chwytam lekko ramię chłopaka. Wzdryga się.

– Idę po wodę. Przynieść ci? – pytam go uprzejmie. Grayson kręci przecząco głową.

Wstaję i kieruję się do automatu z napojami. O maszynę opiera się Shannon. Trzyma się za głowę. Z jej oczu ciekną pojedyncze łzy. Podchodzę do niej.

– Jak się trzymasz? –pytam. Kiedy dziewczyna mnie zauważa, wyciera wilgotną twarz chusteczką. Prostuje się i uśmiecha się smutno.

– W porządku – odchrząka. – Przepraszam – Shannon oddala się ode mnie. Widzę, że jej ucieczka zmierza do toalety. Nie próbuję iść za nią. I tak by to nic nie dało, a w najgorszym wypadku pogorszyłabym sprawę.

Nie mam ochoty wracać do pogrążonego w przerażającej ciszy Graysona, więc udaję się na spacer po placówce. Wchodzę do windy. Wciskam przycisk. Potrzebuję powietrza. Muszę odetchnąć. Najlepszy do tego będzie dach.

Gdy drzwi się rozsuwają uderza mnie zapach tlenu, azotu i tego jednego procenta gazów połączonych w jedność.

Siadam na barierce przy ceglanym kominie. Zastanawiam się nad obrotem wydarzeń. Za dużo tego wszystkiego. Mam mętlik w głowie.

Po jakiejś godzinie robi mi się zimno. Tym razem decyduję się na krótki jogging po schodach. Skacze raz jeden, raz drugi stopień.

Kiedy jestem na drugim piętrze z dołu dobiegają mnie odgłosy krzyków. Nie rozróżniam czy są radosne, czy smutne, czy wściekłe.

Zbiegam po ostatnich schodkach szybciej.

Jestem na dole.

Jest cicho. Tak jest zawsze...

Cisza przed burzą...

Powoli stawiam nieśmiałe kroki w kierunku sali, w której odbywa się operacja May. Dostrzegam Graysona. Biegnie w moją stroną. Rzuca się na mnie i obejmuję mnie ze wszystkich możliwych sił.

– Grayson.

– May! Operacja! Udała się! – wykrzykuje.

– Grayson.

– Wszędzie cię szukałem. Gdzieś ty się podziewała? – chłopak śmieję się ze szczęścia.

– Grayson!

– No co?

– Dusisz. Mnie – ledwo oddycham.

– A... tak... – Grayson puszcza mnie, a jego uśmiech dodaję mi otuchy.

– Cieszę się twoim szczęściem. Możemy ją zobaczyć? – dopytuję.

– Niestety, jeszcze nie. Musi się obudzić.

– Grayson?

– Tak? – chłopak wpatruje się we mnie.

– Nie możemy zostawiać twojej cioci, ale powinniśmy poszukać Daisy – poważnieję.

– W takim razie jedźmy.

Wsiadam do BMW, który pożyczyła nam Shannon. Oczywiście, Grayson się uparł, że będzie prowadzić.

– Pojedźmy najpierw do domu. Może po prostu była na przejażdżce? – mój wzrok pada na drogę.

– Jasne – mówi chłopak niezbyt przekonany.

Wjeżdżamy do garażu. VAN Graysona stoi na parkingu. Wbiegam do domu. Pierwsze, co przykuwa moją uwagę, to dziewczyna siedząca na kanapie.

– Daisy! – rzucam się na nią i śmieję się. – Gdzieś ty była?

– Mój ukochany brat zostawił mnie, dlatego pojechałam na zakupy – dziewczyna wskazuje palcem stos toreb z markowych sklepów.

– To było nieodpowiedzialnie – chłopak wcina się w naszą rozmowę. Patrzę na niego i w głębi duszy wiem, że czuję ulgę z powrotu siostry.

– To, że zostawiłeś mnie samą pod autem też było nieodpowiedzialne – gniewa się.

– Uspokójcie się. Grayson? Co dalej robimy? – łagodnieję.

– Ponowimy naszą próbę odszukania Księgi, ale jutro. Sprawdzę, co u Ryana – chłopak ma ponury wyraz twarzy.

– Poczekam na ciebie.

Spoglądam na Daisy, która głupio szczerzy się na widok naszych nieudanych flirtów.

Po chwili Grayson wraca z wybałuszonymi oczami.

– Co? – pytam, ale tak naprawdę wiem, co się święci.

– Ryan uciekł.

– Ryan uciekł

Ups! Tento obrázek porušuje naše pokyny k obsahu. Před publikováním ho, prosím, buď odstraň, nebo nahraď jiným.
Nie ma takiej drugiejKde žijí příběhy. Začni objevovat