Rozdział 40

1.1K 68 3
                                    

Budzę się zziębnięta i lekko pokiereszowana na zimnej podłodze. Zza okna promienie słońca oślepiają moje oczy. Próbuję się podnieść z ziemi. Rozglądam się i stwierdzam fakt.

– Całą noc było otwarte okno. Genialnie! – wykrzykuję. Podchodzę do drzwi i wychodzę z pokoju. Mój nos od razu wyczuwa piękny zapach. Kieruję się wonią, która kieruje mnie do kuchni.

Wchodzę do jadalni, w której na stole ułożono cztery nakrycia. Na talerzach znajduje się bekon. To jego zapach unosi się po całym domu. Jajko sadzone posypane koperkiem.

Siadam na przeznaczonym dla mnie krześle. Z kuchni wychodzi dziewczyna o takim samym kolorze włosów co May. Jest bardzo blada, a na jej twarzy występuje milion piegów.

W tej chwili dziewczyna wpatruje się we mnie, zawiązując fartuszek.

– Ty jesteś Maddie? – pyta.

– A ty to...? – jestem zdezorientowana.

– Shannon. Nazywam się Shannon – uśmiecha się. – To moje mieszkanie.

– Córka May. Miło cię wreszcie poznać – naprawdę szczerze się cieszę.

– Ciebie też. Siadaj. Zrobiłam śniadanie – Shannon kładzie talerz gorących gofrów na blacie.

– Nie musiałaś... – zaczynam.

– To dla mnie sama przyjemność – śmieje się. – No, jedz wreszcie.

Wkładam powoli do ust gofra z dżemem, bitą śmietaną i owocami, aby jak najdłużej cieszyć się tym znakomitym smakiem. Całość popijam herbatką z dzikiej róży.

– Mmm... To... takie... pyszne... – pochwalam między kęsami.

Do pomieszczenia wchodzą Grayson i Daisy.

– Mieliśmy wyruszyć z samego rana, ale nie będę ci przerywać tej rozkoszy podniebienia, którą widać w twoich oczach – szczerzy się chłopak.

– Gdzie mieliśmy wyruszyć? – jeszcze do końca się nie obudziłam.

– Do lasu – Grayson siada po mojej lewej.

– Aaaaa... Zapomniałam – przyznaję się. – Ale najpierw dokończę śniadanie.

– Jak ja cię kocham – szepcze Grayson.

– Co? – pytam.

– Nic, nic.

– I tak słyszałam – całuję go w policzek. – Ja ciebie też, przyjacielu– rumienię się.

Po jedzeniu decyduję się ubrać w skórzaną, czarną kurtkę z ćwiekami, którą pożyczyła mi Shannon. Na samą myśl o tym mam ochotę zwymiotować trocinami, ale niestety nie ma już czasu na takie bzdury.

Grayson wchodzi ze mną do garażu, w którym dosłownie zmieści się tylko auto. Otwiera mi drzwi od strony pasażera. Siadam na miejscu kierowcy.

– Co ty wyprawiasz? – chłopak delikatnie krytykuje moje zachowanie.

– Ja prowadzę.

– Nie ma mowy – Grayson protestuje.

– O co wam znowu poszło? – na tylnym siedzeniu siada rozczochrana Daisy.

– Miałaś zostać domu. Może być niebezpiecznie – denerwuje się, a raczej martwi się jej brat.

– Ale Maddie jakoś może jechać! – Daisy zapina pas, wzbudzając w Graysonie jeszcze większy respekt.

– Jej też zabroniłem, ale... dziewczyna umie przekonywać ludzi – szczerzy się.

– Po prostu jedźmy – odpowiadam prosto z mostu, nie wysilając się na wszelakie emocje. Jestem czasami pozbawiona uczuć.

– Racja – oboje przytakują.

Naciskam gaz i powoli wycofuję. Następnie wjeżdżam w jednokierunkową, kierując się na światła. Przed nami piętnastominutowa podróż.

Po cierpliwie wyczekiwanym końcu przejażdżki wysiadamy przy dróżce obsypanej kamieniami, prowadzącej do bezkresnego lasu.

W moim gardle pojawia się gula, której za skarby świata nie przełknę. Oprócz tego głowa za moment mi eksploduje i rozstąpi się na milion małych, niepoukładanych atomów.

Z trudem wysiadam, łapiąc przy tym podwójny oddech. Patrzę jak para powoli wyłania się z moich ust. Pozostało mi tylko cieszyć się z tego, że wzięłam kurtkę.

– Maddie?

Nie dam sobie rady. Nie pójdę tam. Nie chcę przeżyć tego drugi raz.

– Maddie!

– No co?! – spoglądam na zatroskanego Graysona.

– Wyglądasz jakbyś miała za chwilę grzmotnąć o beton i już nie wstać – chłopak chwyta moją rękę.

– Wszystko ze mną w porządku, jeśli to chciałeś powiedzieć – syczę przez zęby.

– To dobrze. Idziemy? – pyta.

– Musimy – wchodzimy między drzewa. Czuję się osaczona. Z każdej strony zgniatają mnie gałęzie.

– Spokojnie – Grayson łagodnieje. – Ona na pewno gdzieś tu jest.

Idziemy dalej. Robię krok do przodu i potykam się o ogromnego konara. Chłopak w porę mnie łapię.

– Dzięki – uśmiecham się.

– Do usług – Grayson pomaga mi wstać, wtulając się we mnie.

– Dlaczego zawsze jesteś taki ciepły?

– Co? – widzę, że chłopak niczego nie rozumie.

– Dlaczego masz zawsze taką wysoką temperaturę ciała? Dokładnie jesteś jak odzwierciedlenie kaloryfera – śmieję się.

– Może ty tak na mnie działasz? – jego szeroki uśmiech pogłębia się.

– Pewnie tak. Gdzie ona się podziała? – rozglądam się.

– Księga?

– Daisy.

– Ktoś musi pilnować mojego samochodu – szepcze mi do ucha.

– Lepiej chodźmy po nią – decyduję.

– A więc, damy przodem – Grayson kłania się przede mną, dając mi znak do pójścia przodem. – Osłaniam tyły.

– Ty mój bohaterze – śmieję się.

– Ty mój bohaterze – śmieję się

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Nie ma takiej drugiejWhere stories live. Discover now