Rozdział 4

4.9K 234 3
                                    

Po przebudzeniu się nie otwierałam oczu przez dobre kilkanaście minut. W końcu jednak zdecydowałam się to zrobić. Byłam w innym pomieszczeniu niż przedtem. Ciepłego koloru ściany, ciemne meble. Leżałam na miękkim łóżku, a obok stała szklanka wody. Wypiłam ją szybko. Nagle zawiał chłodny wiatr, więc dostrzegłam otwarte okno. Zadrżałam z zimna i podniosłam się. Po chwili z powrotem opadłam na poduszki z powodu mdłości. Oddychałam nierówno. Po kilku minutach bezsensownego leżenia zauważyłam otwierające się drzwi.

- Widzę, że już wstałaś - powiedział Magnus.

- Tak - wychrypiałam i zatrzęsłam się z zimna. Czarownik zamknął okno i przykrył mnie ciepłym kocem.

- Jak się czujesz? - zapytał zatroskany i usiadł na skraju łóżka.

- Fatalnie - odpowiedziałam i przymknęłam oczy.

- Rozmawiałem z Michaelem i kazał cię pozdrowić. Zdobyłem też antidotum. Mamy trzy godziny, zanim jad przepłynie z krwi do mózgu. Potem mogą ci pomóc tylko Cisi Bracia, a i tak prawie każdy umiera - odpowiedział szczerze.

- Dzięki za informację - mruknęłam sarkastycznie.

- Ty tu leż. Masz wodę, służąca robi ci jedzenie. W razie czego wołaj ją. Wrócę za niecałe dwie godziny. Muszę zdobyć krew wilkołaka, płatki magnolii, aromat migdałowy i waniliowy oraz kilka innych bzdetów. Musiałaś mieć niezłego pecha, trafiając na tego demona - powiedział czarownik i skierował się do drzwi - One trafiają tu raz na tysiąc lat. 

Zostałam sama. Przekręciłam się na drugi bok, żeby moje ramię mniej bolało. Zerknęłam na zegarek. Już 5.00. Ciekawe, czy reszta się o mnie martwiła? Nie zostawiłam im żadnej karteczki ani nic. Jeśli dobrze pójdzie, za cztery godziny będę w domu. Westchnęłam. Głowa niemiłosiernie mnie bolała. Po chwili zrobiło mi się gorąco, więc zdjęłam koc. Naprzeciwko mnie były drzwi, ciekawiło mnie, dokąd prowadzą. Zapewne do łazienki. Przymknęłam oczy. Czas strasznie mi się dłużył. Miałam wrażenie, że wskazówki zegara stoją w miejscu. Oczekiwałam Magnusa, jednak nadaremnie. Po równych 37 minutach do mojego pokoju weszła wampirzyca i na szafce obok łóżka położyła srebrną tacę, a na niej kubek wraz z miską.

- Magnus kazał ci to wypić. Powiedział, że ci to pomoże i spowolni dojście jadu do mózgu - oznajmiła i usiadła na fotelu obok. Nie wyglądała jak typowa służąca. Jak na wampirzycę przystało, była piękna. Jej blada skóra kontrastowała z czarną, krótką sukienką. Była bardzo wysoka, a czarne włosy sięgały do ramion. Na jej twarzy widniał serdeczny uśmiech,a w oczach tańczyły małe iskierki. Była zupełnym przeciwieństwem poznanego mi wcześniej wampira.

- Dzięki - odpowiedziałam i usiadłam. Wzięłam parujący kubek w ręce i lekko dmuchnęłam.

- Nazywam się Rosalia, ale możesz mi mówić Rose. Jeśli chcesz, mogę dotrzymać ci towarzystwa - oznajmiła.

- Clarissa, ale mów mi Clary. Jasne, że chcę, mimo faktu, iż czuję się fatalnie - odparłam i wypiłam łyk cieczy. Smakowało gorzej niż poranne śniadanie w wykonaniu Isabelle.

- Zanim zostałam wampirem, też zostałam ugryziona przez demona. Co prawda nie tak silnego, ale jednak. Niestety lub stety nie przeżyłam - zachichotała, a ja posłałam jej blady uśmiech.

- Ja jednak chcę przeżyć.

- Więc Clary... Opowiedz coś o sobie. Magnus musi cię znać, on nie jest dla nikogo taki miły i troskliwy jak dla ciebie - powiedziała - Bardzo mnie zaintrygowałaś.

- Znam jego brata, Michaela. Wychowałam się w Idrisie wraz z rodzicami. Wysłali mnie do Nowego Jorku w celu usamodzielnienia się. - Wzruszyłam ramionami i wypiłam kolejny łyk. Okropne, ale pomoże.

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Where stories live. Discover now