Rozdział 28

1.7K 124 5
                                    

- Clary, czy to jest...? - zapytał Alec, jednak niedane mu było skończyć.

- Michael, we własnej osobie i na żywo - uśmiechnął się mężczyzna, a we mnie się zagotowało - O ile się nie mylę, to ty jesteś chłopakiem mojego brata.

- Tak - mruknął chłopak, spoglądając na mnie. Nie mówiąc nic, skierowałam się w stronę wyjścia.

- Nie tak prędko, księżniczko - zaśmiał się mężczyzna, zasłaniając wyjście własnym ciałem. Cofnęłam się. - Naprawdę myślałaś, że ci odpuszczę, po tym, co zrobiłaś w Mieście Popiołów? Byłaś w błędzie. Potrzebuję cię, skarbie. Już ci to mówiłem. Ofiara dla Rajzela.

- Nie uda ci się to - warknęłam.

- Uda mi się. A z tobą tym bardziej. Każdy myśli, że jesteś w Idrisie. Nawet się nie zorientują, jak porwę ciebie i tego twojego przyjaciela - uśmiechnął się szyderczo - Czekałem na ciebie. Wiedziałem, że wpadniesz na pomysł, żeby tutaj przyjść. Byłem pewien, że będziesz sama, jak w Mieście Popiołów. Ale myliłem się. Z drugiej strony... Krwi Nocnego Łowcy nigdy za wiele. Porozmawiałbym z wami jeszcze chwilę, lecz zaraz świt. Musimy się pospieszyć. Miłego snu - powiedział i rzucił zaklęcie. 

Upadłam na podłogę i straciłam przytomność. Ostatnie, co słyszałam to krzyk Aleca...

********************

Obudziłam się. Otworzyłam oczy, jednak nie zobaczyłam niczego z powodu ciemności. Zaczęłam się szarpać, lecz byłam przywiązana do czegoś. A raczej kogoś.

- Alec - szepnęłam.

- Jestem tu - odparł równie cicho.

- Gdzie my jesteśmy? Co się stało?

- Michael nas porwał w jakieś niewiadome miejsce blisko wody. Nikt nas nie znajdzie - odpowiedział zmęczonym głosem. Westchnęłam i oparłam głowę o kark chłopaka.

- Uwolnimy się - szepnęłam.

-  Cholera! - krzyknął nagle, że aż się przestraszyłam - Nie tak miało być! Mieliśmy wrócić! Obiecałem! Obiecałem! Jace mnie zabije!

- Alec! - krzyknęłam, przerywając mu - Wyrwiemy się stąd! A jak Jace cię zabije... To cię poprę! I przeżyjemy! Musimy tylko wierzyć i myśleć.

- Wątpię, żeby wam się udało - powiedział znajomy głos. Przełknęłam ślinę, serce podeszło mi do gardła. Nie wierzyłam w to, to nie było możliwe.

- Kim jesteście? - zapytał Alec, spoglądając w ciemność.

- Jocelyn i Valentine Morgenstern - odpowiedziała cichym i smutnym głosem kobieta - Rodzice Clarissy.

- Moi rodzice zginęli w pożarze, gdy miałam 3 lata - warknęłam.

- Przepraszamy cię, córeńko - załkała Jocelyn, lecz nie było mi jej szkoda.

- Nie myślcie, że rzucę się wam w ramiona, jak gdyby nigdy nic. Nigdy więcej nie chcę was widzieć. Mam nową rodzinę - oznajmiłam drżącym głosem, a kobieta rozpłakała się - Alec, masz stelę?

- Zabrał mi ją - odpowiedział chłopak - A ty masz telefon?

- Nie - westchnęłam ciężkim głosem - Musimy coś wymyślić. Jak długo zajmie im zorientowanie się, że coś jest nie tak?

- Zapewne już to czują - stwierdził - Parabatai. Dopiero gdy któreś z nas poczuje mocny, fizyczny ból będą pewni, że coś się stało.

- Czyli...- zamyśliłam się - Musimy poczuć jakiś ból. Walnij mnie.

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Where stories live. Discover now