Rozdział 35

1.5K 109 6
                                    

- Zostać tu? Czy nie zostać? Oto jest pytanie - mruknęła Isabelle.

- Pospieszmy się. Izzy zaczyna już odwalać - oznajmiłam.

- Musimy znaleźć odpowiednie miejsce - odparł Jace.

- Zostaję tutaj! Zostaję w Mieście Zagubionych Dusz na zawsze! - oświadczyła nagle brunetka. Wyciągnęła ręce w górę i okręciła się dookoła.

- Izzy, musimy iść! - krzyknęłam i złapałam ją za rękę. Wyrwała się i pobiegła w nieznane miejsce.

- Cholera! - powiedziałam - Alec, biegnij za nią!

- Już się robi! - odparł i ruszył za dziewczyną.

- Jace, otwieraj Portal! Szybko! - zarządziłam.

- Cieszę się, że cię kocham - oznajmił, rysując stelą.

- Ja też, ale błagam, pospiesz się - odrzekłam - Te dusze omotały Izzy, a zaraz wkradną się do mojej głowy. Już je słyszę.

- Ja również. - słyszałam w odpowiedzi.

Zostań, zostań, zostań. Zostań w Mieście Zagubionych Dusz. Już na zawsze...

- Kocham Jace'a, kocham Jace'a, kocham Jace'a - mruczałam pod nosem.

- Puść mnie! Ja chcę tu zostać! Już na zawsze! Nie chcę wracać! To miejsce dla mnie! - krzyczała Izzy. 

Odwróciłam się i ujrzałam bruneta, który przerzucił siostrę przez ramię. Ona natomiast szarpała się i wrzeszczała wniebogłosy. Uderzała pięściami po plecach Lightwooda, lecz nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Po kilku sekundach dotarli tutaj.

- Jest gotowy Portal? - zapytał brunet, przekrzykując dziewczynę.

- Prawie - odpowiedział Jace - Magia jest tutaj słabsza, więc musimy poczekać chwilę lub dwie.

- Nie mamy tyle czasu. Izzy zaczyna mnie już denerwować - mruknął Nocny Łowca, wywracając oczami. Zachichotałam.

- Puść mnie! Nienawidzę cię! Nienawidzę was wszystkich! Pozwólcie mi zostać! Ja chcę zostać! To życie jest piękniejsze! Już nie chcę być Nocnym Łowcą! Chcę być duszą! Zostawcie mnie!- ciągle krzyczała Isabelle. 

Nagle w powietrzu pojawił się niebieski Portal. Szybkim krokiem weszliśmy do środka...

**********

Jęknęłam i odwróciłam się na plecy. Westchnęłam. Dlaczego te przejścia są zawsze takie bolesne? Dlaczego choć raz nie mogę wylądować na miękkim łóżku? Nie w domu wampirów?

- Żyjecie? - Usłyszałam głos Magnusa.

- Nie - mruknęłam z zamkniętymi oczami.

- Jak wam poszło? - zapytał. Otworzyłam powieki i ujrzałam czarownika siedzącego na kanapie i popijającego whisky. Wstałam tylko po to, żeby ponownie położyć się na kanapie.

- Nigdy więcej nie chcę tam trafić. Choćby i za najgorsze grzechy - odpowiedziałam.

- Nie było tak źle - powiedział nagle Jace, który usiadł tuż obok mnie.

- Bo to nie ty trzymałeś nienormalną Izzy, która waliła po plecach z całej siły i darła się jak mało kto - rzucił z przekąsem Alec i oparł się o swojego ukochanego.

- To nie moja wina - dodała Izzy, stękając głośno. Dziewczyna doczołgała się jakoś fotela, po czym ułożyła się wygodnie. - Te cholerne dusze zamroczyły mnie.

- Uderzyłaś własnego brata bliźniaka. I to wielokrotnie - odparł Alec.

- Kończcie te rodzinne spory. Mówcie lepiej, czego się dowiedzieliście- zarządził z ciekawością Wielki Czarownik Brooklynu.

- Walka Ostateczna odbędzie się w Mieście Niebiańskiego Ognia - oznajmiłam, a mężczyzna zachłysnął się powietrzem. Popatrzyliśmy na niego zdziwieni.

- Miasto Niebiańskiego Ognia jest bardzo niebezpiecznym miastem. I jest tam pełno czystej, wolnej magii. Mogłem się spodziewać, że to właśnie tam nastąpi Wielkie Spotkanie z Michaelem- odpowiedział.

- Zechcesz być naszym sojusznikiem? - zapytałam, chociaż i tak znałam odpowiedź.

- Clarisso, kochanie. Jestem waszym sojusznikiem, odkąd przyszłaś do mojego domu z jadem demona we krwi - stwierdził z uśmiechem.

- Musimy opracować jakiś plan - powiedział Jace.

- Moglibyśmy dzisiaj trochę poćwiczyć, w nocy wypocząć, a z samego rana przenieślibyśmy się do tego Miasta - postanowiła Isabelle, a wszyscy przytaknęli.

- Przykro mi, Alec. Musimy się zbierać i trochę potrenować. Pożegnaj się ze swoim chłopakiem i wychodzimy - rzuciłam, wstając z kanapy. 

Przeciągnęłam się i dopiłam resztkę alkoholu Magnusa. Popatrzył na mnie wilkiem, lecz ja tylko wzruszyłam ramionami. Westchnęłam i wspólnie ruszyliśmy do Instytutu.

- Ta wyprawa nie zajęła nam długo - stwierdziła brunetka.

- I bardzo dobrze. Zaraz pora obiadowa. Izzy, bierz się za jakiś posiłek, a potem trochę potrenujemy. A wieczorem... - zaczął Alec.

- Będzie rodzinna kolacja - westchnęliśmy wspólnie.

- O tyle dobrze, że rodzice wracają późno do domu. Mamy mnóstwo czas i zero pytań typu: "Gdzie byliście?", "Co robiliście?" - westchnął brunet.

- Dlatego ja nie mam rodziców i nie mam z tym problemów - rzuciłam.

- Ja też nie - dodał Jace. 

W ciszy weszliśmy do Instytutu. Wraz z brunetką poszłyśmy do kuchni połączonej z jadalnią.

- Co masz zamiar zrobić na obiad? - zapytałam, siadając na blacie, w moim ulubionym miejscu. Wyjęłam szklankę oraz butelkę napoju gazowanego, po czym zaczęłam pić.

- W książce od ciebie był przepis na zdrową i energetyczną pizzę - odpowiedziała, przewracając strony.

- Dobry pomysł - skomentowałam z uśmiechem - Pomóc ci?

- Bardzo chętnie - odparła i zaczęłyśmy gotować.

***********

 -Och, mój parabatai. Jak dobrze jest mieć dziewczynę i siostrę, które zawsze zrobią za ciebie posiłek - westchnął Jace. 

Zaskoczona odwróciłam się i ujrzałam dwóch chłopaków siedzących przy stole i czekających na posiłek.

- Gdzie byliście tak długo? - zapytałam zaciekawiona, wyjmując obiad z piekarnika.

- Sprawy chłopaków. Nie mogę ci powiedzieć, przykro mi - odparł blondyn.

- Taaa, mnie też - mruknęłam.

- Pewnie robili to, co zawsze. Walili się po plecach i mówili: "Będzie dobrze"- oznajmił Izzy, przewracając oczami, a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem. Dołączyła do mnie dziewczyna.

- Nieśmieszne - odparli chłopcy.

Usiadłyśmy do stołu i zaczęliśmy wspólnie jeść posiłek. Oczywiście nie obyło się bez zabawnych, sprośnych komentarzy ani śmiechów. W tamtym momencie czułam się szczęśliwa. Mimo niebezpieczeństwa, które nam wszystkim groziło. Mimo śmierci wiszącej nad nami. Spędzaliśmy razem czas, świetnie się przy tym bawiąc. Byliśmy naszą własną, oryginalną... Można powiedzieć, że "rodziną", jednak by to nie pasowało. Byliśmy... Osobami, które nie mogą bez siebie żyć. I tak już pozostało na zawsze. Do końca naszych dni.

****************

Wiem, wiem. Strasznie krótki! PRZEPRASZAM!! Ale Internet mi się zepsuł w weekend! Poza tym szwagier mnie zaraził i się czuję strasznie.... 😑😕

Besos :*

~~Lili

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz