Rozdział 39

1.3K 109 3
                                    


Patrząc w przerażone oczy Michaela, nie zwracałam uwagi na nic, co działo się wokół mnie. I to był wielki błąd. Jego dłonie zaczęły wytwarzać niebieską mgłę, która po chwili mnie odepchnęła. Po kilku sekundach znalazłam się na ziemi. Z bolącą ręką przeturlałam się i wstałam. Mężczyzna szedł w moją stronę. Spanikowana rozejrzałam się. Mój miecz leżał tuż obok nieprzytomnego Raphaela. Wokół nie było żadnej broni. Przełknęłam ślinę.

- Naprawdę myślałaś, że tak szybko mnie zabijesz? - zapytał ze śmiechem, podchodząc do mnie. Uniósł swoje smukłe palce i przytrzymał moją brodę tak, żebym na niego spojrzała. Niechętnie to zrobiłam. - Grzeczna dziewczynka - dodał z uśmiechem, a ja splunęłam na niego.

- Nie dotykaj mnie - wysyczałam, gdy czarownik wycierał wierzchem dłoni swoją twarz.

- Nie widzisz tego, księżniczko? Przegrałaś. Zaraz cię zabiję. Potem wezmę twoją krew i wywołam Rajzela. Twoi rodzice są tak zrozpaczeni z powodu twojej śmierci, że zrobią wszystko, co im każę. Wygrałem - uśmiechnął się kolejny raz. Odeszłam kilka kroków dalej, ciągle jednak czułam uważny wzrok Michaela. Bał się. Ewidentnie się bał.

- Dlaczego to robisz? - zapytałam, podnosząc głowę.

- Przecież... - zaczął, lecz nie dałam mu skończyć.

- Słyszałam już tę wersję od wielu osób. - Machnęłam ręką. - Ale chcę poznać całą prawdę i tylko prawdę. Od ciebie.

- Twoi rodzice mnie zranili - westchnął i przeczesał dłonią włosy. Nie robił tego od tak dawna.

- Domyśliłam się tego. I to z tego powodu chcesz zabić wszystkich Nocnych Łowców istniejących na tym świecie? - zapytałam.

- Masz mnie - uśmiechnął się smutno - Zawsze byłaś bardzo bystra. Nocni Łowcy mnie zranili. Konkretnie Clave.

- Co oni takiego zrobili? - zadałam kolejne pytanie zdezorientowana, a zarazem zaciekawiona.

- Zdradzili mnie - wyjaśnił krótko. Cierpliwie jednak czekałam, aż rozwinie swą wypowiedź. - Byliśmy przyjaciółmi... Najlepszymi. Ale twoi rodzice działali na dwa fronty. Razem z innymi tworzyli Krąg. Wyginął on dawno temu. Spotykali się kilka razy w tygodniu i spiskowali. Chcieli mieć cały świat tylko dla siebie. Żadnych faerii, żadnych wilkołaków, żadnych wampirów, żadnych czarodziei. Żadnych ludzi. Tylko Nocni Łowcy. Mieli konkretne plany, ustalone zagłady. Wszystko. Aż Jocelyn zaszła w ciążę. Przerwali swoje poczynania z tego powodu. Tak przynajmniej się wydawało twojej matce. Valentine potajemnie ciągle spotykał się z Kręgiem. Jednocześnie mieszał, tworzył różne mikstury, które sama odkryłaś. Potem podawał je Nocnym Łowcom. Krąg tak mu nakazał. Nocni Łowcy musieli być bardzo silni, żeby móc zabić innych. Po trzech latach podał swojej córce czyjąś krew. W ten sposób doprowadził ją do zabójstwa. Jocelyn dowiedziała się o wszystkim. Potem przez przypadek uratowali cię z płonącego domu. Nikt się nawet nie zorientował przy zamianie dzieci. Ba, nikt się nie zorientował, gdy z imienia Lili powstała Clary. A potem... Cóż... Wrócili do tego. Jako Krąg zabili mnóstwo stworzeń. Mnie też. Na szczęście mój brat pomógł mi. Rzucił na mnie zaklęcie i obudziłem się na nowo po trzech miesiącach. Postanowiłem się zemścić i obmyśliłem idealny plan. Musiałem ciągle udawać przyjaciela twoich nieprawdziwych rodziców. Ale gdy cię zobaczyłem po raz pierwszy... Pokrzyżowałaś wszystkie moje plany. Byłaś taka urocza, taka niewinna. Nie chciałem cię zabijać. Chciałem cię zostawić. Ale potem... Dopracowałem mój plan. I występowałaś tam w roli głównej. Wiedziałem, że Jocelyn i Valentine kochają cię jak swoją zmarłą córkę Lili. A nawet bardziej. Z tego powodu wiedziałem również, że będą załamani, gdy zobaczą twoją śmierć. Mój plan był idealny, wszystko było dopięte na ostatni guzik. Pozostało mi tylko czekać. Tak też zrobiłem. Byłem niezmiernie szczęśliwy w dniu twoich siedemnastych urodzin! Potem nakazałem cię śledzić. Kiedy dowiedziałem się, że spoufalasz się z moim bratem oraz tymi Nocnymi Łowcami, zacząłem się martwić. Aż dotąd. Popatrz tylko! Jest dokładnie, jak zaplanowałem. Twoi rodzice są tutaj i będą oglądać twój koniec, porwałem wszystkie potrzebne istoty, jesteś tutaj sama! Czekałem na ten moment tyle lat! - wykrzyknął Michael, unosząc ręce w górę, budząc przy tym Raphaela.

- Co do dia... - zaczął wampir - Witaj, Clarisso. Nie udało ci się nas uratować i chyba nie uda.

- Zdążyłam się już zorientować - odpowiedziałam ciągle oszołomiona. Rodzice byli w Kręgu? Kiedyś coś słyszałam o nim. Ale nikt nie wiedział, kto tam był.

- No dobrze, Clarisso - zaczął czarownik, a jego ton głosu mówił, że to nie będzie nic dobrego - To twój koniec. Muszę cię teraz zabić. Przykro mi - dodał i zaczął do mnie podchodzić. 

Ponownie przełknęłam ślinę. Przez jego magię upadłam, jednak czarownik nadal się poruszał. Mruczał coś po łacinie z zamkniętymi oczami, a ja czułam jak, życie wypływa z mojego ciała. Zaczęłam się szarpać, próbując wstać, lecz było to awykonalne. Nagle usłyszałam świst, a po ułamku sekundy tuż obok mojej głowy przeleciał miecz i wbił się w ziemię. Kątem oka zerknęłam na czarownika, lecz stał w nieruchomej pozycji, czarując. Siłą woli przecięłam magię mieczem i wstałam. Michael był wyraźnie zaskoczony. Trzymając broń naprzeciwko siebie, powiedziałam:

- Nie wszystko jest takie jak w twym planie. - Po wypowiedzeniu tych słów rzuciłam się na mężczyznę.

****************

Hahaha, serio myśleliście, żeby Michael od razu umrze? OMG! Ale was wkręciłam! A to jeszcze nie koniec!

~~Lili :* <5

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Where stories live. Discover now