Rozdział 20

2K 152 10
                                    


Obudziłam się wyspana, gotowa i pełna sił. Rozciągnęłam ręce i wstałam. Ciekawe która godzina? Wzięłam moją torebkę i, z nożem w dłoni, wróciłam na górę. Lekko uchyliłam drzwi i zobaczyłam, że jest już po świcie. Słońce raziło. Rozglądając się przez okno, nie zobaczyłam nikogo. Wyszłam i zastanowiłam się chwilę. Wyjęłam mapę i stwierdziłam, że powinnam iść już na południe. Tak więc zrobiłam. Magnus dał mi świetną mapę, na której są oznaczone wszystkie puste domy, domy wampirów, drzewa. Nie było tylko wilkołaków. Że też nie skorzystałam z niej zaraz po przybyciu do Miasta Popiołów. Orzeźwiona i w dobrym nastroju szłam na południe. Słońce piekło bardziej niż wczoraj. Na szczęście byłam odwrócona tyłem. To słońce jest dziwne, skoro wschodzi na północy. Ale ten cały świat jest dziwny, prawda? Przemierzałam Miasto Popiołów, głęboko zamyślona. Bo nie zostało mi nic innego. Westchnęłam i spojrzałam w niebo. Było jasne. Rozejrzałam się, jednak nie dostrzegłam nic, co mogłoby przykuć moją uwagę na dłużej. Sama ziemia. Żadnych domów, drzew. To miejsce zaczynało coraz bardziej mnie przerażać. Tęskniłam za Jace'em, na pewno już wiedział. Tylko oby się tutaj nie pojawił. Mógł zmusić Magnusa, żeby otworzył portal. Nie... To chyba nie jest możliwe. Jednak zgłoszę się do tego ludzkiego psychologa, nad którym rozważałam wczoraj. Bo już całkiem zaczyna mi odwalać. Jace... Jak ja za nim tęsknię. Te dni będą najgorszymi dniami mojego życia, już wtedy to wiedziałam. Będę opowiadała to dzieciom. O czym myślałam, co widziałam. To znaczy, nic nie widziałam. Tęsknię też za Izzy. Za jej gadaniem, za rozmowami z nią. Zrozumiałam, że w ciągu tygodnia przyzwyczaiłam się do tych Nocnych Łowców. Cholernie mi na nich zależy i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Mój ojciec  to znaczy Valentine nie pochwalałby takiego zachowania. Przez 17, to znaczy 14 lat wychowywał mnie bez uczuć. Śmierć była dla mnie czyimś naturalnym. Nigdy w życiu nie płakałam. Oczywiście, dopóki nie spotkałam Jace'a, Isabelle, Aleca, Magnusa. Oni stali się moimi... Przyjaciółmi. W Idrisie moim jedynym przyjacielem był Michael. Facet starszy ode mnie o 700 lat. Teraz było to dla mnie nienormalne. Pierwszy raz z domu wyszłam w wieku 10 lat. I to tylko do Michaela, bo odprawiał jakieś czary i nie mógł przyjść i się mną zajmować. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się, próbując wstrzymać łzy napływające do moich oczu. Po chwili poddałam się i słone krople spływały po moich policzkach. Moje życie nie było normalne. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam, że to nie było normalne. Wyszłam z domu około 4 razy w ciągu 14 lat. Nienawidziłam ich. Moich opiekunów. Jocelyn oraz Valentine'a. Zastanawiając się nad tym, uświadomiłam sobie, że wolałabym umrzeć w tym domu. Z moją prawdziwą rodziną. Ale wtedy nie poznałabym Jace'a. Ani Izzy. Ani Aleca. Westchnęłam i otarłam łzy. Nigdy nie można niczego żałować w życiu. To tylko marnotrawstwo życia. Przynajmniej tak mówił ten potwór, Morgenstern.

- Skupmy się na czymś innym - powiedziałam. Stanęłam na środku i rozejrzałam się, po czym krzyknęłam:

- Kocham to życie! Kocham bycie Nocnym Łowcą! I uratuję ten cholerny świat, choćby miało się palić i walić, zrobię to! Bo do tego zostałam stworzona!

Ruszyłam dalej. O wiele lepiej. Pewnie i tak nikt mnie nie słyszał. Przecież tu nikogo nie ma. To znaczy, nikogo normalnego. Oprócz mnie oczywiście. Ciągle mnie ciekawiło, gdzie żyją wilkołaki. Aż dziwne, że ich nie spotkałam do tej pory. Przecież one potrafią chodzić w dzień. I nagle dotarła do mnie ta prawda. W krwi wilkołaków płynie krew demonów. A demony nie wychodzą na słońce. Oznacza to, że wilkołaki też nie mogą. Zatrzymałam się i walnęłam w czoło. Że też nie doszło to do mnie wcześniej. Co nie zmienia faktu, iż nadal nie wiem, gdzie one są. Mam tylko nadzieję, że ich nie spotkam. Westchnęłam. Idę już dobrą godzinę, bardzo szybkim marszem, a tego domu jeszcze nie ma. Prawie że biegłam. On się rozpłynął czy co? Według kompasu idę w dobrą stronę. Mrużąc oczy, w oddali zobaczyłam coś małego i czarnego. Czy to popiołowy dom? Już? Tak szybko?! Nareszcie! Z torby wyjęłam mapę. Według niej to był popiołowy dom. Jedyny budynek w promieniu 10 mil. Jest oddalony ode mnie, dobre kilka mil. Może 5? W tamtym momencie dziękowałam, po raz kolejny, że mam tak dobrą kondycję. Biegiem ruszyłam w stronę tego obiektu. Są jednak plusy tego, że Valentine mnie wychował. Byłam mu wdzięczna, że zrobił ze mnie silnego, odważnego, inteligentnego i sprytnego Nocnego Łowcę. Nogami wpadałam w coraz to bardziej mokrą glebę, jednak nie zważałam na to. W moim sercu obudziła się nadzieja. Nadzieja, że szybko wrócę ze wskazówką i zobaczę Jace'a. Mojego ukochanego Jace'a. W moim umyśle pojawiło się ostrzeżenie, że to nie może tak szybko minąć. Że poszło tak gładko. Szybko je uciszyłam. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia o tym, co się stanie.

Po pół godzinie sprintu dobiegłam pod same drzwi. Z zadyszką oparłam ręce o kolana i złapałam większy oddech. Nie zdawałam sobie sprawy, że ten budynek jest tak daleko. Z torby wyjęłam seraficki nóż i otworzyłam drzwi. Były wykonane z popiołu. Dom wyglądał jak dom, gdyby nie fakt, że wszystko było czarne i popiołowe. Popiołowy telewizor, popiołowy stół, popiołowy prysznic, nawet popiołowe jedzenie. Jakby ktoś rzucił zaklęcie na ten dom i wszystko stało się popiołowe. W ścianach były puste wnęki. Zapewne kiedyś były tam szyby i wszystko służyło za okno. Weszłam do kuchni i zaczęłam przeglądać wszystkie szafki. W dotyku były normalne. Tylko brudziły, co mnie lekko zirytowało. Ale to w końcu popiół, prawda? Po przewertowaniu całej kuchni i łazienki skierowałam się do salonu. Jednak i tam nic nie znalazłam. Zostało mi tylko jedno pomieszczenie. Sypialnia. Weszłam do niej i, na pierwszy rzut oka, wszystko było w porządku. Czarne, popiołowe łóżko, tego samego wyglądu szafa. No i małe biurko. Westchnęłam i usiadłam na łóżku. Nie przeszkadzał mi fakt, że będę miała brudne spodnie. I tak nadawały się tylko do wywalenia. Mój sam wygląd również nadawał się tylko do wywalenia. Do mojej spoconej twarzy lepiły się kosmyki włosów. Bluzka była dziurawa, a tuż pod nadgarstkiem widniał prowizoryczny bandaż przesiąknięty krwią. Brudne ręce. W najgorszym stanie były moje botki. Na szczecie były na koturnach. Im szybciej znajdę wskazówkę, tym szybciej wrócę do domu i się ogarnę. Z tą myślą szukałam przedmiotu, który by odstawał od reszty. Po kilkunastu minutach zdruzgotana brakiem wskazówki wstałam i wyjrzałam przez okno. Po dokładnym przyjrzeniu się zobaczyłam, że między mną a krajobrazem coś jest. Palcem dotknęłam przedmiotu i zobaczyłam, że jest to szyba! Prawdziwe okno! Niewykonane z popiołu! Szczęśliwa uderzyłam w nie lekko, a mały kwadrat wpadł mi do ręki. To nie był przypadek. Po dokładnym obejrzeniu owego przedmiotu zauważyłam prawie niewidoczne napisy.

- Szkło! - krzyknęłam - Szkło jest wskazówką!

- Brawo, Clarisso. - Usłyszałam znajomy głos i przerażona, odwróciłam się do jego właściciela.

********************

Kogo obstawiacie? Piszcie w komentarzach!

~~Lili :*

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Où les histoires vivent. Découvrez maintenant