Rozdział 37

1.6K 112 5
                                    

Ziewnęłam i rozciągnęłam się. To dzisiaj. To dzisiaj odbędzie się ostateczna bitwa z Michaelem. To dzisiaj prawdopodobnie polegnę. To dzisiaj mogą zginąć wszyscy Nocni Łowcy na świecie. Jak się z tym czułam? Dziwnie. Inaczej. Ode mnie zależało wszystko. Ponieważ tylko ja mogłam zabić Michaela. Ta cała historia związana z tym czarownikiem ciągle wydawała mi się być absurdalną. Chciałam usłyszeć od niego wszystko zaraz przed moją śmiercią. Skoro w ramach zemsty chciał zabić wszystkich Nocnych Łowców, to dlaczego stworzył te wszystkie wskazówki? To pytanie krążyło w mojej głowie od kilku dni. Chciał coś pokazać? Udowodnić? Że Nocni Łowcy są słabi? A może cała ta historia to jedno wielkie kłamstwo? Może chodziło o coś innego? Miałam nadzieję, że dostanę odpowiedzi na wszystkie te pytania jeszcze dzisiaj. Jeśli chodzi o moje uczucia... Cóż... One mnie bardzo... Przygniatały. Tak, to odpowiednie słowo. Czułam, że wszyscy ode mnie tego oczekują, choć sami nie zdają sobie z tego sprawy. Chciałam, żeby to już się skończyło. Chciałam żyć całą sobą. Zabijać demony, co jest moim obowiązkiem. Spędzać czas z moimi przyjaciółmi, Aleciem, który był dla mnie jak brat oraz Isabelle, z którą łączyła mnie jedna z najsilniejszych więzi istniejących na tym świecie. Po miłości oczywiście. Chciałam kochać Jace'a całym moim sercem. Chciałam popijać drinki z Magnusem Bane'em, Wielkim Czarownikiem Brooklynu. Ale czy to wszystko było mi dane? A może los wyznaczył mi już śmierć podczas starcia z psychopatycznym czarownikiem?

- Clary, zaraz śniadanie. Śpisz jeszcze? - Usłyszałam nagle głos mojej parabatai. 

- Tak - mruknęłam, tym samym wracając do świata żywych.

- Ja też. Nie wyspałam się - jęknęła przyjaciółka obok mnie.

- Biorąc pod uwagę fakt, że poszłyśmy spać o 2.00 nad ranem, a jest...

- 6.00 rano.

- A jest 6.00 rano, to się nie dziwię - dokończyłam i wtuliłam się w miękką poduszką fioletowej barwy.

- To dzisiaj - szepnęła, nagle poważniejąc.

- To dzisiaj - powtórzyłam przerażona, zdenerwowana i lekko smutna.

- Myślisz, że damy radę? - zapytała mnie, a ja otworzyłam oczy i spojrzałam na brunetkę.

- Oczywiście, że damy radę - uśmiechnęłam się ciepło - Musimy.

- Jestem głodna - oznajmiła Izzy po kilku minutach ciszy.

- Chodźmy więc na to śniadanie - zaproponowałam i wstałam z łóżka.

Po kilkunastu minutach siedziałyśmy w kuchni, opatulone szlafrokami i piłyśmy pyszną kawę przygotowaną przez brunetkę.

- Ja nie wiem, ale zawsze rano jest tu strasznie zimno - stwierdziła Nocna Łowczyni.

- Nie robię tego często, ale przyznaję ci rację - przytaknęłam z uśmiechem, a dziewczyna spojrzała na mnie spod byka.

- Może dlatego, że inteligentni rodzice zakręcają grzejniki na noc? - zapytał Jace, nagle pojawiając się w kuchni. Ubrany był, jak przypadło na Nocnego Łowcę, czyli czarna koszulka i podobnego koloru spodnie wraz z kurtką. Jego blond włosy sterczały w różne kierunki świata.

- Zamarznąć można - skomentowała brunetka, przewracając oczami. Chłopak natomiast podszedł do mnie w celu przywitania się. Poczułam jego usta na moich.

- Jak ja nie lubię, kiedy robicie to przy ludziach - prychnął Alec, wchodząc do pomieszczenia, więc oderwaliśmy się od siebie.

- Nie robimy tego przy ludziach, robimy to przy Nocnych Łowcach - odparłam, po czym wystawiłam język brunetowi. On tylko wywrócił oczami i nalał sobie gorącego napoju.

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon