Rozdział 40

1.4K 117 5
                                    

Rzuciłam się na mężczyznę. Zastałam jednak tylko powietrze. Upadłam na twardą ziemię i poczułam, jak coś chrupnęło mi w ciele. Podniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętego Michaela stojącego kilka metrów dalej. Jego cholerna magia...

- Nigdy mnie nie złapiesz - rzekł, a we mnie narastała złość z sekundy na sekundę. A więc tak chciał się bawić? Dobrze. Mało siły, dużo rozumu. Wstałam szybko, ciągle pamiętając o mieczu.

- Wiesz, że to już koniec. Prawda? - zapytałam, krążąc wokół niego.

- Powinienem zapytać o to samo ciebie, Clarisso. Przecież i tak przegrasz - odparł i zaśmiał się. Spojrzałam na Raphaela i wymieniliśmy znaczące spojrzenia. W myślach wyliczyłam odpowiedni kąt i jednym ruchem zamachnęłam się prosto w plecy czarownika. Oczywiście wiedziałam, że odrzuci cios za pomocą magii. Tak też się stało, a broń poleciała prosto na wampira, przecinając mu przy tym ręce. On natomiast odrzucił ową rzecz i uciekł w swoim tempie.

- Brać go! - krzyknął roztargniony naglą zmyłką Michael. Dwóch mężczyzn rzuciło się w pogoń, lecz każdy z obecnych wiedział, iż to na marne.

- Chyba zabraknie ci krwi wampira - rzuciłam z sarkazmem, polerując ostrze.

- Ty mała, podła... - wysyczał - Jak mogłaś to zrobić?

- A jak ty mogłeś wymyślić ten głupi plan? Chcesz zabić tysiące stworzeń! - krzyknęłam i szybko się opanowałam.

- Gra się skończyła, Clarisso - syknął i sięgnął po nieduży miecz.

- Wręcz przeciwnie. Gra się dopiero zaczęła, Michaelu - rzuciłam i odparłam atak ze strony wroga.

- Nie wygrasz ze mną - stwierdził - Obserwowałem cię przez lata. Znam twój każdy ruch.

- Przez ten krótki czas zmieniłam się - odpowiedziałam i spróbowałam zaatakować. Na marne. Próbowaliśmy się tak zabić przez dobre kilkanaście minut. Oczywiście w międzyczasie wymienialiśmy się złośliwymi uwagami. Trzecioosobowy narrator zapewne stwierdziłby, że to nie jest walka na śmierć i życie. Nawet to tak nie wyglądało. Przypominało bardziej ćwiczenia, które prowadziłam wraz z Jace'em, Isabelle oraz Aleciem. Michael miał jednak rację w jednej, bardzo istotnej rzeczy. Otóż... On znał każdy mój ruch. Potrafił wyprzedzić mnie myślami. Nie miałam żadnej przewagi, dlatego starałam się skupić na wspomnieniach. Na pewno trenowałam coś nowego podczas mojego krótkiego pobytu w Instytucie. Musiałam sobie tylko przypomnieć, co to takiego. I nagle mnie olśniło. Moją głowę zalał trening z Jace'em. Pokazywał mi nowy chwyt. I tańce z Aleciem. Szybko zrobiłam piruet, podstawiłam nogę czarownikowi, po czym uderzyłam go z łokcia w brzuch. Mężczyzna jęknął głośno i upadł. Ponieważ mocno mnie obejmował, poleciałam za nim. Próbowałam się wyrwać, lecz było za późno. Kolejny raz tego dnia leżałam na wilgotnej ziemi. Zaczęło padać, lecz nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Nagle poczułam mocny ból w okolicach brzucha. Przeturlałam się resztkami sił, po czym wstałam. Dopiero teraz zorientowałam się, że Michael również podniósł się z ziemi i trzymał mój miecz.

- To koniec. Tak mi przykro, Clarisso - oznajmił i rzucił broń na ziemię. Wysłałam mu pytające spojrzenie. - Nie mogę cię zabić. Nie mogę wylać ani kropelki twojej krwi, ponieważ jest mi bardzo potrzebna. Dlatego uśpię cię za pomocą pewnego bardzo niebezpiecznego zaklęcia. Albo bezpiecznego. Tylko silne czarownice mogłyby cię obudzić. Szkoda, że ich tutaj nie ma!

- Wiele razy słyszałam z twoich ust te słowa - odpowiedziałam, nie zwracając uwagi na jego wyjaśnienia - I jeszcze nigdy one się nie sprawdziły.

- Ludzie powiadają coś w stylu: do trzech razy sztuka. O ile się nie mylę to właśnie ten trzeci raz - rzucił - Tym razem będę cię uważnie obserwował. Już mi nie uciekniesz. Pożegnaj się, Clarisso.

- Nigdy - wysyczałam i, rozgorączkowana, zaczęłam myśleć.

Rozejrzałam się. Wszędzie błotnista ziemia. Czułam jak tusz spływa mi po policzkach. Włosy zlepiły się w pojedyncze kosmyki. Ubranie było przemoczone, brudne, a gdzieniegdzie widniały dziury. Czyżby to był naprawdę koniec? Czy tak wyglądał mój los? Naprawdę nie dałam rady stawić czoła Michaelowi? Już nigdy nie zobaczę Jace'a, mojego chłopaka? Ani Isabelle, mojej parabatai? Ona na pewno czuła, że coś jest nie tak. Ale ich ciągle powstrzymywały demony wysłane przez te cholernego psychopatę. Nigdy nie zobaczę Aleca, mojego najlepszego przyjaciela? Ani Magnusa, który ciągle był skory do pomocy mi w trudnych momentach? To koniec? Naprawdę? Ciężko mi w to uwierzyć. Ale przecież nic już nie wymyślę. Michael stoi z otwartymi oczami, bacznie mnie obserwując, a jednocześnie mrucząc jakieś łacińskie słowa. To zaklęcie kosztuje go naprawdę dużo pracy. Nie dam rady uciec. To błoto oraz połamane kości ewidentnie to utrudniają. Żadnej broni też nie było. Najwidoczniej Anioł Rajzel chciał, żebym tak zakończyła moje życie. Gdy już się dowiedziałam całej prawdy, zakochałam się, zdobyłam przyjaciół... Rajzel chce mi to wszystko odebrać. I gdzie do cholery jest Raphael? A, no tak. Wystawił cię. I uciekł.

- Może jakaś mowa pożegnalna? Przekazać coś twojemu chłopakowi i przyjaciołom? Hm? - zapytał z uśmiechem Michael. Oboje wiedzieliśmy, że przegrałam.

- Jesteś cholernym psychopatą - wysyczałam, zachowując resztki honoru i godności - Zgnij w piekle.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - uśmiechnął się perfidnie ponownie - Ale to dopiero za jakieś paręnaście wieków. Na razie jestem szczęśliwy.

- Z naciskiem na na razie - mruknęłam na tyle głośno, by to słyszał.

- Dobra, koniec tej zabawy, bo zaczynasz mnie denerwować. - Wywrócił oczami czarownik. Niebieskiej barwy magia w jego rękach zabłysnęła jaśniej. Była odporna na wodę. - Chcesz, bym coś przekazał twoim durnowatym przyjaciołom oraz mojemu braciszkowi?

- Przekaż, że ich kocham. I, żeby zakończyli twój żywot - odparłam.

- Dla ciebie wszystko. Oczywiście, jeżeli zdążą się pojawić, zanim wywołam Anioła Gabriela...

- Rajzela - przypomniałam mu.

- Gabriela, Rajzela. Wszystko jedno. - Machnął lekceważąco ręką. - Jeżeli zdążą się pojawić, zanim wywołam tego waszego stwórcę o dziwnym imieniu i go otruję. Żegnaj, Clarisso. Do zobaczenia w piekle.

- Marzenie ściętej głowy- mruknęłam ponownie i zamknęłam powieki.

Żegnaj Jace.

Żegnaj Isabelle.

Żegnaj Alec.

Żegnaj Magnus.

Do zobaczenia niedługo.                                                                                            

Czekałam na ból i czekałam, lecz nic nie czułam. Zdziwiona otworzyłam lekko jedno oko. Ach, tak. Michael się jeszcze przygotowuje. Czy nie może mnie po prostu zabić? Chcę mieć to za sobą. 

Usłyszałam świst powietrza.

   I stało się coś niemożliwego...

************************

Przepraszam, że taki krótki! Ale chciałam zakończyć właśnie w tym momencie!

Dziękuję za:

*10K wyświetleń!

*1K gwiazdek!

*100 komentarzy!

Kocham Was! Do następnego!

~~Lili :*

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Where stories live. Discover now