Rozdział 42

1.6K 106 3
                                    

Siedziałam w kuchni i piłam miętową herbatę - bardzo dobrą na uspokojenie umysłu. Była 8.00 rano, a wszyscy spali. Nie dziwię się im. Wczoraj do 1.00 nad ranem siedzieliśmy razem oraz rozmawialiśmy o tej całej historii. O dziwo, Maryse wcale nie było na nas zła. Wręcz przeciwnie. Była dumna, że ma takie dzieci, które uratowały wszystkich Nocnych Łowców. Potem gdy zostałyśmy same... Rozmawiałyśmy o moich rodzicach. Według Lilith pójdą na ścięcie. A pani Lightwood... Obiecała się mną zaopiekować. Od tamtej chwili Instytut stał się moim domem. Prawdziwym. A ta nowa przewodnicząca Clave? Kazała nam wszystkim stawić się w Idrisie i opowiedzieć jeszcze raz tę absurdalną historię. Inni nie chcą uwierzyć. Ja natomiast nie mogę uwierzyć w to. Byłam pewna, że ta kobieta zrobiła to celowo. Muszę się stawić, a potem zobaczyć śmierć rodziców. To znaczy ludzi, którzy mnie wychowali i zataili przede mną ważną prawdę. Coś mi się w niej nie podobało, lecz ciągle nie wiedziałam co. Nie rozgryzłam jej. Ale nie zamierzam sobie zaprzątać głowy. Została mi tylko jedna sprawa. Magnus Bane. Tak jak mu obiecałam, uratuję go. Za wszelką cenę. On uratował mnie. Będę mu wdzięczna do końca życia. Alec chodzi trochę przygnębiony, ale zna mnie, więc wie, że uratuję jego ukochanego. Oczywiście chłopak chce mi pomóc. Muszę znaleźć jakieś czarownice, ale kompletnie nie wiem, gdzie są. Jeśli chodzi o to, to znam osobę, która wie bardzo dużo na temat czarowników. Raphael. Jest mi coś winien, ocaliłam go. Ach...  To już koniec. Teraz będzie tylko zabijanie demonów, czyli mój obowiązek. Oraz Jace... Westchnęłam rozmarzona i przymknęłam oczy. Wyobraziłam sobie siebie za parę lat. Wraz z Jace'em. Tutaj, w Instytucie. Dwójka dzieci. Spokojne, szczęśliwe życie...

- Clary, żyjesz? - Usłyszałam znany głos. Szybko otworzyłam i rozejrzałam się dookoła. Ciągle w kuchni, z kubkiem mięty. Przede mną stał Alec i machał ręką przed moją twarzą, a na krześle obok siedział zadowolony Max.

- Co? - zapytałam nieogarnięta.

- Mówię do ciebie i mówię, a ty mnie nie słuchasz. Myślałem, że nie żyjesz - powiedział z wyrzutem.

- Żyję, żyję - mruknęłam i zeskoczyłam z blatu. Pusty kubek włożyłam do zmywarki. - Kiedy idziesz do nowej szkoły, Max?

- Rodzice mówią, że jutro. Ale ja nie chcę tam iść - odpowiedział chłopiec. Kątem okaz zerknęłam na Aleca, on jedynie wzruszył ramionami.

- Dlaczego? - zapytałam i usiadłam na krześle naprzeciwko chłopca.

- Nie chcę chodzić do szkoły. Tam jest nudno i trzeba się trzymać sztywnych zasad. Ja chcę walczyć z demonami. Ja chcę być taki jak ty, Clary! - krzyknął szczęśliwy, a mi zrobiło się cieplej na sercu.

- Powiedzieć ci sekret? - zapytałam, a Max energicznie przytaknął głową i szybko usiadł na moich kolanach.

- Ja kiedyś też chodziłam do szkoły i byłam najlepszą uczennicą - szepnęłam mu do ucha.

- Naprawdę? - zadał pytanie z niedowierzaniem w oczach, a ja przytaknęłam. Szybko zszedł z moich kolan i wybiegł z kuchni, krzycząc po drodze - Ja chcę iść do szkoły! Ja chcę iść do szkoły!

- Co ty mu powiedziałaś? - zaśmiał się brunet.

- Ja? - zapytałam retorycznie - Nic takiego.

- Czemu mały biega po korytarzu jak oparzony i krzyczy, że chce iść do szkoły? - zapytał Jace, wchodząc do kuchni. Od razu podszedł do mnie i pocałował.

- Clary coś mu powiedziała i tyle - odrzekł Alec, lecz nikt nie zwrócił na niego większej uwagi.

- Na Rajzela, czemu Max się tak drze? - mruknęła Isabelle i usiadła na krześle - A ci to jak zwykle. Nie da się spać przez Maxa, nie da się jeść przez Clace...

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz