Rozdział 26

2.2K 127 7
                                    

Wróciliśmy do domu. Cali i zdrowi. Oprócz Isabelle, które stękała od godziny z powodu złamanego obcasa. Żałuję, że wybrałam właśnie ją na swojego parabatai.

- Jestem padnięta - jęknęłam i skierowałam się do swojego pokoju.

- Dzieci, za 10 minut kolacja! - krzyknęła Maryse, widząc nas. 

Przewróciłam oczami i weszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Przyszła kolej na Miasto Upadłych Aniołów. Wspólnie zadecydowaliśmy, że wyruszymy tam razem zaraz po powrocie z Idrisu. Ma się odbyć jutro w nocy, musimy trochę wypocząć. Westchnęłam i przewróciłam się na drugi bok. Założyłam słuchawki na uszy i włączyłam głośną muzykę. Nie zamierzałam iść na tę kolację. Wiedziałam jednak, iż muszę. Wstałam, rzucając telefon na łóżku i poszłam do garderoby. Założyłam luźne ubrania, a włosy związałam w kucyka. Poprawiłam lekko makijaż i wyszłam. Na korytarzu spotkałam Jace'a, który wyraźnie na mnie czekał.

- Chodźmy - rzucił i pocałował mnie - A po kolacji zabieram cię na spacer.

- Bardzo chętnie - uśmiechnęłam się - Muszę zapomnieć o tym wszystkim.

- To trudne, prawda? - zapytał.

- Bardzo. Tym bardziej że jestem celem Michaela i, że tylko ja mogę go zabić - odpowiedziałam, wzdychając.

- Nie myśl o tym. A gdzie trzymasz ten miecz od Magnusa? - zapytał.

- Tam, gdzie nikt go nie znajdzie - odparłam tajemniczo.

- Czyli... - zaczął.

- Czyli... Pod moją bielizną. Nikt mi tam grzebać nie będzie - zaśmialiśmy się.

- Jesteś niemożliwa - powiedział.

- Ale i tak mnie kochasz - wytknęłam mu.

- Ale i tak cię kocham - westchnął ze śmiechem i pocałował mnie.

- Gołąbeczki, chodźmy na tę kolację, zanim mi się odechce jeść - rzuciła Izzy, przechodząc obok nas. Wywróciłam oczami i weszłam do kuchni. Była tam już Maryse oraz Robert. Na stole znajdował się duży, pieczony indyk.

- Co to za okazja? - spytał Jace, siadając obok mnie.

- Uznałam, że powinniśmy zacząć jeść razem śniadania i kolacje. Jak prawdziwa rodzina - uśmiechnęła się, a ja zakrztusiłam się sokiem. Kaszlnęłam i spojrzałam zdziwiona na Jace'a. On też niewiele rozumiał.

- Gdzie jest ten Alec? - zapytał Robert, siadając naprzeciwko Izzy - Jak zwykle się spóźnia.

- Jestem przecież, jestem - mruknął, wchodząc do kuchni. Usiadł obok mnie i zaczęliśmy spożywać posiłek w ciszy jak prawdziwa rodzina. Brakowało jeszcze tego, żebyśmy zaczęli się modlić do Anioła i dziękować mu za te wyśmienite dania. Prychnęłam w myślach i wywróciłam oczami.

- Jak wam minął dzień, dzieciaki? Nie było was w Instytucie - zaczął starszy mężczyzna. Spojrzeliśmy na siebie przerażeni.

- Byliśmy u Magnusa Bane'a - odpowiedziałam z uśmiechem. Nagle poczułam dłoń blondyna na moim udzie.

- U Magnusa? - Zmarszczyła czoło kobieta - Ale po co?

- Była wczoraj impreza. Poza tym jest to bardzo fajny koleś. A co tam w świecie Nocnych Łowców? - zmieniła temat Izzy.

- Nie wiecie? - zdziwił się Robert - Nocni Łowcy są zagrożeni. Jakiś czarownik chce nas zabić. Wszystkich. Clave jednak nie chce powiedzieć nic więcej. I czwórka nastolatków jest poszukiwana. Podobno tylko jedna z nich może ocalić Nocnych Łowców. Nie wiedziecie nic na ten temat?

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Where stories live. Discover now