Rozdział 10

3.1K 175 13
                                    


- Jace! - krzyknęłam - Przecież ja żyję! Jestem Nocnym Łowcą, nie duchem!

- Przecież duchy nie istnieją - mruknął zdenerwowany chłopak. Roztrzęsiona zaczęłam chodzić po niedużym pomieszczeniu i próbowałam się uspokoić.

- Wiem o tym! Czemu Valentine napisał, że nie żyję?! Przecież ja żyję! - powtarzałam w kółko, próbując znaleźć odpowiedź na pytania.

- Clary... Zobacz - powiedział Jace, a ja posłusznie podeszłam do niego - Tutaj jest nazwisko Morgenstern, wcześniej też. A po twoim rzekomym zgonie jest nazwisko Fray.

- Czyli... Tak jakby... Po tamtej dacie zmieniło się nazwisko. Ale dlaczego?

- Tego nie wiem - westchnął chłopak.

Po kilku minutach ciężkich rozmyślań usłyszałam otwieranie się drzwi.

- Jesteśmy! Złamał mi się obcas! - krzyknęła Isabelle i weszła do garderoby. Tuż za nią podążał Alec.

- Co tu się dzieje? - zapytał podejrzliwie Alec, rozglądając się dookoła. Westchnęłam i usiadłam. Ukryłam twarz w dłoniach.

- Co to za papiery? - zapytała Isabelle.

- Wyjaśnij im wszystko - rzuciłam i szybko wyszłam z pokoju. 

Chodziłam długimi korytarzami, aż w końcu natrafiłam się na pomieszczenie,  w którym jeszcze ani razu nie zawitałam. Weszłam i rozejrzałam się. Na ścianie powieszone były różne miecze i inne bronie.  W drugim końcu sali był worek treningowy. Zgrabnym ruchem założyłam rękawice i zaczęłam walić w ów przedmiot. Musiałam wyżyć na czymś moje emocje i wszystkie uczucia, które siedziały we mnie od przyjazdu. Moja miłość do Jace'a, nienawiść do rodziców. Nawet nie wiedziałam, kiedy poczułam słone krople lecące z moich oczu, przez policzki, aż do spierzchniętych warg. Opadłam bezwładnie na podłogę i zobaczyłam tylko ciemność...

********************

- Clary... Wstawaj... - Usłyszałam szept tuż obok swojego ucha. Niechętnie je otworzyłam, jednak z powodu słońca wpadającego do mojego pokoju szybko je zamknęłam.

- Co się stało? - mruknęłam w poduszkę i odwróciłam się na drugi bok.

- Wczoraj wyjaśniłem wszystko bliźniakom. Są z nami. Potem poszedłem cię szukać. Leżałaś w sali treningowej. Zaniosłem cię do twojego pokoju i poszedłem do siebie. A rano pojawiłem się tutaj znowu. Już pora wstawać, księżniczko - odparł, a ja usiadłam na łóżku. Ziewnęłam. Po chwili skierowałam się do łazienki i wykonałam poranne czynności.

- Która godzina? - zapytałam, czesząc włosy.

- Dopiero 8.30. A i tak słyszałem już jakieś krzyki Isabelle na korytarzu. Najpierw ochrzaniła Aleca, że pogiął swój strój, a potem pytała się, gdzie jesteś - westchnął chłopak.

- Muszę do niej iść. Dzisiaj impreza u Magnusa - odparłam i zaczęłam malować się.

- Nie rozumiem was. Szykujecie się tyle godzin, od rana wrzeszczycie na każdego, a potem i tak wyglądacie tak samo - stwierdził Jace.

- Jak możesz? - fuknęłam, udając obrażoną - Skoro dla ciebie zawsze wyglądam tak samo, to nie muszę się malować - dodałam i rzuciłam w niego tuszem do rzęs - Nie muszę się szykować, więc mam cały dzień wolny. Świetnie! Wychodzę! - Wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami i zachichotałam. Szybko pobiegłam do pokoju Izzy. Wchodząc, zastałam ją przed toaletką.

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Where stories live. Discover now