Rozdział 41

1.6K 104 10
                                    

Nagle stało się coś niespodziewanego.

Magnus Bane, Wielki Czarownik Brooklynu leżał nieprzytomny na ziemi. Ochronił mnie.

- Bracie! - krzyknął Michael i podbiegł do niego.

Wiedział, że nie może ni zrobić, więc zaczął mówić jakąś czarodziejską modlitwę po łacinie. Nie wierzyłam w to, co się stało. On mnie uratował. Ale jest szansa. Muszę znaleźć tylko silne czarownice, które go obudzą i ja też uratuję go. Mam u Bane'a wielki dług życia. Oglądałam smutną scenę braci, gdy coś do mnie dotarło. Z nadzieją po cichu pobiegłam po miecz. Od tyłu podeszłam do mężczyzny i położyłam mu ostrze na szyi.

- To koniec - szepnęłam do ucha z pogardą i odwróciłam Michaela twarzą do mnie. Broń przekierowałam prosto w serce i wbiłam je tam bez wahania. W ostatniej chwili odwróciłam wzrok. Usłyszałam wrzask i poczułam, jak ciało czarownika się ugina. Spadło, a ja zostawiłam miecz wbity prosto w serce. Spojrzałam w górę, a kropelki deszczu wpływały mi do oczu. Pod wpływem nagłego ciężaru upadłam tuż obok Wielkiego Czarownika Brooklynu i przymknęłam powieki, spod których płynęły słone łzy. Poczułam się okropnie zmęczona.

- Dlaczego to zrobiłeś?-  szepnęłam, spoglądając kątem oka na czarownika. Niemal usłyszałam jego odpowiedź w mojej głowie. Musiałem.

- Alec mnie teraz zabije - zaśmiałam się przez łzy - A wtedy ci nie pomogę. A tak na serio... Obiecuję, że to zrobię. Jestem ci winna bardzo dużo. Dziękuję. Za wszystko.

Zachowywałam się jak wariatka, lecz potrzebowałam tego. Porozmawiać z Magnusem. Ciągle do mnie nie docierały skutki tych wszystkich wydarzeń, które się stały nie tak dawno. Chciałam przytulić Jace'a, potrzebowałam jego bliskości. A jeszcze bardziej potrzebowałam samotności. Musiałam sobie to wszystko poukładać w głowie. Czułam się dziwnie. Bardzo dziwnie. Po raz pierwszy w moim niedługim życiu zabiłam kogoś, kto nie był demon. Ale się tak zachowywał. Czy miałam wyrzuty sumienia? Nie. Zrobiłam to, co powinnam. Uratowałam wszystkich Nocnych Łowców. Ale straciłam Magnusa.

- Wcale nie - zaprzeczyłam swoim myślom na głos, po czym odwróciłam głowę w stronę mężczyzny - Wcale cię nie straciłam. Przecież ty żyjesz. Tylko... Zapadłeś w sen zimowy.

Westchnęłam. Kogo ja oszukuję? Nie wiem, czy dam radę uratować Bane'a. Ale wiem, iż to będzie moje zajęcie na najbliższe godziny, dni, tygodnie.

- Nie spocznę, dopóki cię nie uratuję - szepnęłam stanowczo - Choćbym miała umrzeć.

Przestałam myśleć. Zastanawiać się nad tym wszystkim. Po prostu wyłączyłam umysł. Skupiłam się na rytmie, który wyznaczały krople deszczu. Było to niezmiernie trudne, gdyż lało jak z cebra. Wsłuchiwałam się też w inne dźwięki jak równomierne oddechy nieprzytomnych istot. Po kilkunastu minutach, które ciągnęły się w nieskończoność, usłyszałam czyjeś krzyki i uderzanie w ziemię. Były to prawdopodobnie łapy. Już zamierzałam się odezwać, otworzyłam nawet usta, lecz... Nie dałam rady. Zabrakło mi sił. Próbowałam krzyczeć, ale nie mogłam. Mój głos był martwy.

- Clary! - Usłyszałam bardzo blisko zmartwiony głos Jace'a. Podbiegł do mnie szybko. - Żyjesz? Co się stało?

- Wszystko jest dobrze - wychrypiałam z resztkami sił, a chłopak podniósł mnie do pozycji siedzącej i przytulił. Objęłam go ledwo. - Zabierz mnie stąd.

- Clary, na Rajzela! - krzyknęła Isabelle, podbiegając do mnie i również przytulając - Żyjesz! - Po chwili dołączył również Alec.

- Co się stało? - zapytali chórem.

Inna historia o Darach Anioła ✔✅Where stories live. Discover now